Korea Południowa, Chiny i USA krytykują wizytę japońskiego premiera w świątyni Yasukuni. Shinzo Abe wybrał się do miejsca, które dla Chińczyków, ale też Koreańczyków, jest symbolem japońskiej agresji w czasach drugiej wojny światowej. Władze Korei Południowej określiły ten gest jako "godny pożałowania", który odbije się negatywnie nie tylko na stosunkach Tokio i Seulu, lecz także zagrozi stabilności w całej Azji północno - wschodniej.

Rozczarowanie wyraziła także ambasada Stanów Zjednoczonych w Tokio. W oświadczeniu ambasador USA napisał, że działania premiera Abe zaostrzą napięcie między Japonią i jej sąsiadami. Wcześniej gest szefa japońskiego rządu skrytykowały Chiny.

"Stanowczo protestujemy i mocno potępiamy postępowanie japońskiego premiera" - napisał w oświadczeniu rzecznik szefa chińskiej dyplomacji. Ministerstwo spraw zagranicznych w Pekinie poinformowało, że przedstawiciele resortu planują odwiedzić w tej sprawie zarówno ambasadora Japonii, jak i MSZ w Tokio. Chińskie władze odbierają wizytę premiera Abe w świątyni Yasukuni jako gloryfikowanie japońskiej agresji zbrojnej. Podkreślają, że dla Chińczyków jest to nie do zaakceptowania.

Premier Japonii odwiedził Yasukuni, będącą swoistym "repozytorium dusz" dwóch i pół miliona japońskich ofiar wojny, głównie żołnierzy, ale też kilku wysokich rangą oficerów i przywódców skazanych za zbrodnie wojenne, po raz pierwszy od 2006 roku. Shinzo Abe powiedział, że ten gest miał na celu zapewnienie, iż nigdy więcej nie dojdzie do wojny. Dodał, że nie było jego intencją ranienie uczuć Chińczyków i Koreańczyków.

Przed i podczas drugiej wojny światowej japońskie siły zajęły dużą część wschodniej Azji. Najeźdźcy okrutnie traktowali cywilów, dochodziło do wielu masakr. Według władz w Pekinie, w wyniku konfliktu zginęło nawet ponad 20 milionów osób.