Wśród światowych przywódców, którzy żegnają dziś przywódcę RPA Nelsona Mandelę, nie ma Lecha Wałęsy.

Były prezydent dwa dni temu wrócił ze Stanów Zjednoczonych gdzie pokazywano film "Wałęsa człowiek z nadziei". "Musiałem zrezygnować z wyjazdu na pogrzeb ze względu na stan zdrowia" - powiedział Wałęsa. Dodał, że jest bardzo zmęczony, nie czuje się najlepiej i nie miał siły lecieć do Południowej Afryki. Wczoraj Lech Wałęsa wpisał się do księgi kondolencyjnej, wyłożonej ku czci Mandeli.

Wałęsa przyznał, że Mandela, Dalaj Lama i on stali się swego rodzaju ikonami. "W innych klasach walczyliśmy, mimo że nazywało się to wolność. Tylko że przeciwnicy byli różni" - powiedział były prezydent.

Wałęsa skomentował też przypadającą dziś rocznicę odebrania w Oslo przyznanej mu pokojowej Nagrody Nobla . "Nobel należał nam się za klasyczną i piękną walkę" - powiedział Wałęsa. "Wtedy do Oslo w moim imieniu pojechała małżonka wraz z synem Bogdanem, bo ja nie mogłem. Ustawiliśmy to tak, żeby żona nie czuła się sama, żeby miała wszystko przygotowane" - powiedział Wałęsa dodając, że w przygotowaniach uczestniczyło wielu ludzi. Na pytanie, kto zdecydował, iż do Oslo pojedzie jego najstarszy syn, Lech Wałęsa odpowiedział: "Wszelkie decyzje wielkie podejmowałem ja, czy się komuś to podoba, czy nie".

Komitet Noblowski uhonorował Wałęsę w uznaniu jego działań na rzecz wolności i demokracji w Polsce. Decyzję o przyznaniu mu nagrody ogłoszono 5 października 1983 roku.