Brzoza smoleńska stała na miejscu katastrofy 10 kwietnia 2010 roku i została złamana przez skrzydło tupolewa - twierdzi Naczelna Prokuratura Wojskowa. Zaprzecza w ten sposób rewelacjom Chrisa Cieszewskiego, że brzoza w Smoleńsku została złamana na długo przed katastrofą.

Amerykański profesor polskiego pochodzenia swoje ustalenia zaprezentował w Sejmie na posiedzeniu zespołu Antoniego Macierewicza, a wcześniej- w poniedziałek- na konferencji smoleńskiej. Jednym z dowodów na to, że nie mogło jej złamać skrzydło samolotu jest - według profesora - fakt, że na zdjęciach z katastrofy nie widać soków drzewa.

W komunikacie opublikowanym na stronie internetowej Naczelna Prokuratura Wojskowa zaprzecza i podkreśla, że posiada zeznania świadków oraz wyniki ekspertyz teledetekcyjnych, które mówią zupełnie co innego. "Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie dysponuje zeznaniami świadków obserwujących moment podchodzenia do lądowania samolotu Tu-154M nr boczny 101, z których wynika, iż doszło do uderzenia lewym skrzydłem samolotu w brzozę, wskutek czego ta przełamała się" - czytamy w komunikacie.

Na stronie Naczelnej Prokuratury Wojskowej przypomniano też, że prokuratura jest w posiadaniu ekspertyz zdjęć satelitarnych lotniska oraz terenów przyległych przed i po katastrofie.

Jedna z nich dotyczy między innymi brzozy, o którą zawadzić miał lewym skrzydłem samolot Tu-154M. Z opinii tych nie wynika, aby brzoza była ułamana przed 10 kwietnia 2010 r.
Rewelacjom profesora Chrisa Cieszewskiego zaprzeczają też członkowie rządowego zespołu kierowanego przez Macieja Laska. Na dowód zderzenia tupolewa z brzozą pokazali oni zdjęcia, na których widać części samolotu wbite w drzewo.