Z Polski wyjechał po głośnej aferze "Olina". Teraz gen. Marian Zacharski znów jest w kraju. Promuje swoje dwie książki, które niedawno ukazały się na rynku. W rozmowie z dziennik.pl były as wywiadu PRL mówi m.in. o swoich planach na kolejne książki, komentuje zarzuty Józefa Oleksego pod swoim adresem, a Vincentego Severskiego nazywa... pionkiem

Kiedy był Pan ostatni raz w Polsce?

Gen. Marian Zacharski: W połowie 1996 roku

Kawał czasu. To pewnie ma Pan teraz okazję do porównań. Zmieniła się mocno Polska od tamtego czasu?

Ja jeszcze niewiele widziałem, ale jak patrzę na Warszawę, autostrady, to oczywiście zmieniło się dużo.

Pańska wizyta w Polsce jest związana z promocją książek. Ale czy tylko? Może po prostu jednak trochę się Pan już stęsknił za krajem? Bo wcześniej, kiedy ukazywały się Pana poprzednie książki, ciężko było namówić Pana na przyjazd.

Taką drugą intencją mojego przyjazdu jest chęć odwiedzenia grobów moich rodziców. W tym miesiącu jest kolejna rocznica śmierci mojej mamy. Ja nie byłem na pogrzebie swojego ojca, bo siedziałem w amerykańskim więzieniu. Nie byłem też na pogrzebie swojej matki, bo to nastąpiło krótko po moim wyjeździe. W związku z tym mam w sobie poczucie winy.

W księgarniach pojawiły się dwie nowe Pańskie książki z cyklu "Kulisy wywiadu II RP". We wcześniejszym "Rotmistrzu" przedstawił Pan czytelnikom postać legendarnego szpiega Jerzego Sosnowskiego. Teraz w "Operacji Reichswehra" wraca pan do jego losów. Skąd taka fascynacja akurat tym oficerem wywiadu II RP?

Uważam, że operacja którą przeprowadził Jerzy Sosnowski oraz operacja "Enigma" to są jedyne wybitne osiągnięcia przedwojennego wywiadu. Reszta jest przeciętnością. To, co zrobiono z Sosnowskim po powrocie z Niemiec, to woła o pomstę do nieba bez względu na czas jaki minął. Podjąłem się roli przywrócenia mu honoru, bo książki które o nim czytałem odsądzały go od czci i wiary. Poza tym nie ukrywam, że było sporo elementów zbieżnych z moją historią i pewnie lepiej go czułem i rozumiałem przez co on przechodził. Mnie na szczęście los oszczędził jego tragizmu. Po wydaniu "Rotmistrza" dostałem sporą ilość nowych materiałów i to zarówno z archiwów, jak i od rodziny Sosnowskiego m.in. przemycone z więzienia listy i dużo zdjęć prywatnych. Pojawiły się opinie, że "Rotmistrz" to taka fabularyzowana opowieść, więc tym razem postanowiłem, że w oparciu o te materiały zrobię to inaczej. W tej chwili mam w domu jeszcze 160 spraw polskiego wywiadu pochodzących z niemieckich archiwów i będę sukcesywnie publikował. Teraz są dwie książki, a cztery kolejne pojawią się w niedługim czasie. One będą opisywały konkretne operacje wywiadowcze II Oddziału.

Rozmawiał Przemysław Średziński. Ciąg dalszy rozmowy do przeczytania na łamach dziennik.pl