Bractwo Muzułmańskie w Egipcie nie zgadza się na nowe wybory. W nocy tymczasowy egipski prezydent ogłosił, że w lutym przyszłego roku mieszkańcy kraju wybiorą nowy parlament, a wkrótce później nowego prezydenta. Islamiści, którzy kilka dni temu zostali odsunięci od władzy, twierdzą, że nie wezmą udziału w wyborach, bo zarówno one jak i nowe władze Egiptu są nielegalne.

Jak relacjonuje z Kairu specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, przedstawiciele Bractwa Muzułmańskiego po raz kolejny oświadczyli, że w Egipcie doszło do zamachu stanu, dlatego nowe wybory są niezgodne z prawem. Islamiści domagają się powrotu do władzy obalonego prezydenta Mohammeda Mursiego, przetrzymywanego najprawdopodobniej w wojskowych koszarach w Kairze.

Analitycy twierdzą jednak, że Bracia Muzułmanie są pragmatykami dlatego przestaną kontestować wybory i wezmą w nich udział. „Oni wiedzą, że jeśli nie będą mieć swoich ludzi w przyszłym parlamencie i rządzie, to przestaną istnieć politycznie. Dlatego zmienią swoją strategię, aby pokazać, że potrafią zebrać głosy” - podkreśla w rozmowie z wysłannikiem Polskiego Radia analityk Instytutu Al-Ahram w Kairze Eman Ragab.

Tymczasem nowym egipskim władzom wciąż nie udało się utworzyć rządu. Wczoraj wieczorem źródła w pałacu prezydenckim poinformowały o nowej, trzeciej już kandydaturze na premiera. Szefem rządu miałby zostać były minister finansów z czasów Hosniego Mubaraka - Samir Radwan.

Wczoraj w Kairze doszło do masakry, kiedy wojsko otworzyło ogień do protestujących przed koszarami Gwardii Republikańskiej islamistów. Zginęło co najmniej 51 osób. Dzisiaj od rana trwają pogrzeby ofiar tragedii.