Piątek był najbardziej krwawym dniem od kilkunastu miesięcy w Egipcie. W starciach zwolenników i przeciwników obalonego prezydenta Mohammeda Mursiego zginęło co najmniej 30 osób, a ponad trzysta zostało rannych.

Do zamieszek dochodziło przede wszystkim w Kairze, gdzie wieczorem w centrum miasta wywiązała się potężna bitwa. Niespokojnie było także w Aleksandrii.

Jak przypomina specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, który jest w Kairze, to miał być dzień sprzeciwu wobec odsunięcia od władzy Bractwa Muzułmańskiego. Tysiące zwolenników islamistów wyszły na ulice Kairu po piątkowych modlitwach w meczetach. "Chcę, żeby Mursi wrócił, bo popieram demokrację a nie wojskowy zamach stanu. Nie chcemy, żeby Egipt stał się republiką bananową. To nie jest Ameryka Łacińska ale Egipt” - mówił Mohammed.

Trzy osoby zginęły, kiedy w czasie demonstracji wojsko otworzyło ogień do grupy ludzi, którzy chcieli sforsować bramę koszar Gwardii Republikańskiej. To prawdopodobnie tam przetrzymywany jest obalony prezydent Mohammed Mursi.

Wieczorem bojówki islamistów i opozycjonistów stoczyły regularną bitwę na kije, kamienie i koktalje Mołotowa na moście 6 Października. Dopiero po ponad godzinie wojsku udało się opanować sytuację.

Kilkaset metrów dalej na placu Tahrir manifestowały tysiące zwolenników opozycji. "Teraz mamy prawdziwą demokrację. Mursi chciał zagarnąć sobie władzę, ale ludzie na to nie pozwolili. Teraz on już nie jest prezydentem” - mówił wysłannikowi Polskiego Radia Osman.W nocy doszło także do strzelaniny przed jednym z hoteli w zachodniej części miasta.

Do incydentów doszło też na Synaju, gdzie w atakach na posterunki wojskowe i policyjne zginęło kilku funkcjonariuszy. Tymczasem pełniący obowiązki prezydenta Adli Mansur rozwiązał wyższą izbę parlamentu i powołał nowego szefa wywiadu.

Siły bezpieczeństwa aresztowały z kolei wiceszefa Bractwa Muzułmańskiego. Lider ugrupowania także przez krótki czas był za kratkami, ale został zwolniony i wziął udział w manifestacji Bractwa.