Jolanta Szczypińska ogłosiła w radiowym wywiadzie, że rezygnuje z terapii onkologicznej. Wypowiedź posłanki PiS wywołała poruszenie - jedni mówili o heroizmie, bo jej deklaracja była niczym próba samopodpalenia pod kancelarią premiera, inni zarzucali jej zbijanie kapitału politycznego na chorobie. W wywiadzie dla dziennik.pl posłanka wyjaśnia: Ja naprawdę cenię swoje życie i zdrowie, ale nie zamierzam poddawać się terapii tylko dlatego, że mnie na nią stać, a innych już nie.

BARBARA SOWA: Dlaczego zrezygnowała pani z leczenia?

JOLANTA SZCZYPIŃSKA: Naprawdę nie chcę o tym mówić, bo to nie ja zrezygnowałam. Przecież to mnie wraz z tysiącami pacjentów na Pomorzu uniemożliwia się właśnie dostęp do specjalistycznego leczenia w placówkach publicznej ochrony zdrowia.

To wyraz mojego buntu oraz solidarności z tymi pacjentami. Ja tylko zwróciłam uwagę na bezduszność systemu i dramatyczną sytuację chorych na Pomorzu oraz w mieście, w którym mieszkam. Proszę mnie też nie posądzać o samobójcze myśli, ja po prostu jestem w identycznej sytuacji jak pozostali chorzy czekający w kolejce do lekarza. Nie upominam się o siebie. Moja osoba jest tu nieistotna. Takich chorych są tysiące.

Oni walczą o życie i robią wszystko, by je ratować, a pani nagle ogłasza, że sama dobrowolnie rezygnuje z terapii.

Po pierwsze powiedziałam jedynie, że jestem takim samym pacjentem jak wszyscy i jeśli komuś uniemożliwia lub utrudnia się dostęp do świadczeń zdrowotnych, to i ja do nich przecież należę.

Po drugie chorzy walczą, ale co z tego, że chcą się leczyć, skoro zostają pozbawieni terapii specjalistycznej? Istnieje zagrożenie, że od 1 lipca w województwie pomorskim większość pacjentów pozostanie bez dostępu do specjalistycznego leczenia czy diagnostyki.

W tej chwili pomorski NFZ nie podpisał kontraktów z ponad 370 poradniami specjalistycznymi, w tym z Wojewódzkim Centrum Onkologicznym w Gdańsku. Do poniedziałku nie było też podpisanych kontraktów z przyszpitalną poradnią hematologiczną w Słupsku, w której leczą się m.in. chorzy na białaczkę, oraz poradniami proktologii i kardiologii dziecięcej. Zdesperowani pacjenci na Pomorzu zbierają podpisy za likwidacją pomorskiego NFZ, protestują też lekarze, dyrektorzy placówek, politycy i samorządowcy. Sama również złożyłam doniesienie do NIK o weryfikację podpisanych kontraktów. Takiego chaosu nigdy jeszcze nie było. Sytuacja, gdy zamyka się przyszpitalne poradnie onkologiczne, podczas gdy liczba pacjentów onkologicznych rośnie, jest skandalem.

Dalej nie rozumiem pani decyzji. Dlaczego kładzie pani swoje życie na szali?

Ja naprawdę cenię swoje życie i zdrowie, ale nie zamierzam poddawać się terapii tylko dlatego, że mnie na nią stać, a innych już nie. To po prostu niesprawiedliwe. Konstytucja RP gwarantuje każdemu obywatelowi równy dostęp do świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych. Uważam, że prawo do ratowania życia czy zdrowia nie powinno zależeć od statusu materialnego czy pełnionej funkcji. Dlatego nie korzystam z przywilejów władzy i prywatnej służby zdrowia, chociaż posiadam takie możliwości. To jest mój wybór zgodny z sumieniem.

Jedni stwierdzili, że to heroizm, inni, że głupota i wykorzystywanie choroby do celów politycznych.

W tym przypadku nie obchodzą mnie oceny innych, nawet te niesprawiedliwe, ale sam problem i możliwości jego rozwiązania.

Ale trudno nie odczytywać takiej deklaracji posłanki w kategoriach politycznych.

Większej bzdury nie można było wymyślić. Kto mnie zna, ten wie, że nigdy bym tak nie uczyniła. To przykre, że inna posłanka z Pomorza (Iwona Guzowska - przyp. red.) która zna przecież sytuację w regionie, oskarża mnie o zbijanie kapitału politycznego na chorobie. Może każdy sądzi według siebie? A co ona zrobiła, żeby zmienić obecną sytuację pacjentów? Ja mogę się cieszyć, że pomorski oddział NFZ po tej audycji nagle zareagował i znalazł środki finansowe na kontrakty w szpitalu w Słupsku. To sukces, choć nie przypisuję go tylko sobie. Ale czy naprawdę tak powinno się dziać?

To była zaplanowana akcja?

Moja wypowiedź była spontaniczna. W czasie audycji pytano mnie, jak oceniam sytuację w służbie zdrowia. Powiedziałam, że znajduję się w takiej samej sytuacji jak inni pacjenci. Chciałam pokazać, jak jest traktowany zwykły chory w tym kraju, jaką gehennę musi przejść - nie mając znajomości, układów, możliwości omijania kolejek. To wzbudziło zainteresowanie i jak widać emocje.

Co dalej? Będzie się pani leczyć?

Jeszcze raz powtórzę: moja osoba jest absolutnie nieistotna, nie chcę o tym mówić, ale dalej będę walczyć o pacjentów, którzy w tej chwili są bezradni.

Będę się leczyć na takich samych regułach jak wszyscy. To nie znaczy, że czekam z opuszczonymi rękami. Ale nie skorzystam z bocznych furtek. Wiem, że większość osób pewnie się temu dziwi lub nie dowierza, twierdząc, że na moim miejscu postąpiliby inaczej. Ale ja tego nie oceniam, bo to była trudna decyzja.

Jak się pani czuje?

Ciężko pracuję, tak jak obiecałam wyborcom, obejmując swój mandat. Wywiązuję się ze swoich poselskich obowiązków i uczestniczę w każdym posiedzeniu Sejmu. Pracuję też w komisjach i ciesze się, że mogę to czynić....