Podpisanie umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z Unią Europejską jest zagrożone. Tak uważa minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, który uczestniczy w naradzie unijnych szefów dyplomacji w Luksemburgu.

Szefowie dyplomacji mają ocenić, czy władze w Kijowie przeprowadziły kluczowe reformy, które pozwolą na podpisanie umowy zbliżającej Ukrainę do Wspólnoty. Miałoby do tego dojść w listopadzie na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie.

Na razie, jak mówił polski minister, władze w Kijowie nie przeprowadziły niezbędnych reform, których domaga się Unia Europejska. „Na dziś konkluzja może być tylko jedna - Ukraina jeszcze nie jest gotowa. Jeśli Ukraina nie zrobi tego, co do niej należy, to podpisania nie będzie” - powiedział szef polskiej dyplomacji.

I taki sygnał mają wysłać do Kijowa unijni ministrowie. „Przesłanie ma ją skłonić do bardziej energetycznego przeprowadzenia reform. To od Ukrainy zależy, czy będziemy mogli podpisać umowę, czy nie” - dodał minister Sikorski.

Litwa, która od lipca obejmuje przewodnictwo w Unii i której zależy na sukcesie, robi wszystko, by do podpisania umowy doszło. Ale nawet ona przyznaje, że Kijów nie jest jeszcze gotowy. „Musimy zachęcić Ukrainę, by kontynuowała reformy dotyczące sądownictwa, by prawo nie było stosowane wybiórczo” - powiedział litewski minister spraw zagranicznych Linas Antanas Linkieviucius.

Chodzi o to, by wymiar sprawiedliwości nie był wykorzystywany do walki z opozycją, czego przykładem jest uwięzienie byłej premier Julii Tymoszenko. Unia Europejska domaga się przeprowadzenia rzetelnego procesu i zwolnienia jej z więzienia. Mówi się, że wyjściem z sytuacji będzie zgoda władz w Kijowie na wyjazd byłej premier na leczenie za granicą, na przykład do Niemiec.