Talib, Belmondo, Ptaszyna - to tylko niektóre "ksywy" jakich używają między sobą politycy. Większość z nich zapewnia, że nie ma obraźliwych przezwisk czy pseudonimów, nawet jeśli chodzi o posłów partii konkurencyjnych.

Poseł PO Andrzej Halicki mówi, że najczęściej skraca się po prostu nazwiska jak "Schet", "Kosa", "Drzewko", choć są i bardziej fantazyjne pomysły. Tu poseł wymienia Julię Piterę, która zwana jest w klubie Giulianim - przezwisko pochodzi od nazwiska byłego burmistrza Nowego Jorku, znanego z twardej walki z przestępczością. Dość ciekawie określa się także ministra transportu Sławomira Nowaka. Halicki przyznaje, że mówi się o nim Belmondo, a tego określenia używają najczęściej posłanki.

Polityk zapewnia, że szef rządu Donald Tusk nie ma szczególnego przezwiska, a jedynie takie używane w stosunku do większości przełożonych. Halicki relacjonuje, że gdy zbliża się premier w ramach ostrzeżenia pada "uwaga, Kiero idzie".

Andrzej Halicki przyznaje się też do tego jak sam nazywany jest przez kolegów. Jak mówi poseł, jeden z ważnych polityków PO, zapewne po wakacjach w Grecji, zaczął nazywać go Halkidiki, co bardzo dobrze przyjęło się w klubie.

Z wielkim zadowoleniem do swojej ksywki przyznaje się Krzysztof Szczerski z PiS. Poseł zwany jest w klubie Profesorem, z czego jak mówi jest bardzo dumny.

A Przemysław Wipler z PiS zdradza jak mówi się na najważniejszych w partii. Polityk mówi, że wiceprezes partii Adam Lipiński zwany jest w szczególności przez młodych posłów Lipą. Wipler dodaje, że o prezesie Jarosławie Kaczyńskim mówi się per Kaczor. Polityk przypomina też, ze kiedyś w PiS było trzech polityków o nazwisku Kamiński. "Był Młody, Stary i Gruby, a teraz jest tylko Młody i Stary, bo Grubego już nie ma" - tłumaczy polityk.

Na rzecznika rządu Pawła Grasia najczęściej mówi się po prostu "Grasiu", jednak Grzegorz Schetyna przypomina, że Graś dawniej nazywany był "Talibem". Wiceszef PO mówi, że było to w latach osiemdziesiątych, gdy Paweł Graś był kruczoczarny, miał bardzo "marsową" minę i "poważny wygląd". Teraz - jak dodaje Schetyna - jest już bardziej zróżnicowany jeśli chodzi o kolor włosów i Talibem już nie jest.

Leszek Miller zwany Kanclerzem twierdzi, że w jego partii ubogo z ksywami. Szef SLD twierdzi, że na Józefa Oleksego mówi się po prostu Józio, a dla odróżnienia braci Olejniczaków: Wojtuś i Czaruś.

W PSL- u też znajdzie się kilka określeń. Poseł Franciszek Stefaniuk zwany jest Proboszczem, a Marek Sawicki Strategiem. Rzecznik Ludowców Krzysztof Kosiński dodaje, że szef klubu PSL Jan Bury ma ksywkę "Szary" a dyrektor klubu Stanisław Brzózka "Ojciec Dyrektor".

Podobne określenia są także w Solidarnej Polsce. Szef klubu SP Arkadiusz Mularczyk relacjonuje, że europoseł Jacek Kurski zwany jest Kurą, posłanka Marzena Wróbel "Ptaszyną", a Zbigniew Ziobro "Zizu".

Za to rzecznik rządu Paweł Graś zaprzecza by używał jakichkolwiek ksywek w stosunku do swoich kolegów czy przełożonych. "Ja do wszystkich zwracam się zgodnie z obowiązującymi regułami. Do ministra Rostowskiego - wicepremierze, a do Radosława Sikorskiego - panie ministrze spraw zagranicznych" - zarzeka się rzecznik rządu.

Jest też wiele ksywek funkcjonujących wśród polityków, do których nie chcą przyznać się publicznie. I tak na przykład Ryszard Kalisz zwany jest Grubym Rychem, poseł PO Krzysztof Szczerba - Budyniem, Dariusz Rosati - Kajtkiem, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz Waltz - Bufetową. Określenie Superlider używane jest w stosunku do Jarosława Gowina.

Są także takie funkcjonujące wśród dziennikarzy. I tak Marszałek Sejmu Ewa Kopacz zwana jest Doktor Kopacz, wicemarszałek Cezary Grabarczyk - Elwisem, Antoni Macierewicz z PiS - Wybuchowym Antkiem, Marek Suski - Susłem, a Joachim Brudziński - Jojo.