Sąd uchylił we wtorek decyzję prokuratury Warszawa-Praga o umorzeniu śledztwa w sprawie domniemanego niedopełnienia obowiązków i niewłaściwego nadzoru nad Biurem Ochrony Rządu w 2010 r. przez ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera. Chciał tego m.in. Jarosław Kaczyński.

We wtorek Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów rozpoznał zażalenia Marty Kaczyńskiej i pełnomocnika Jarosława Kaczyńskiego - mec. Piotra Pszczółkowskiego, na umorzenie we wrześniu przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga wyłączonego z głównego postępowania wątku dotyczącego szefa MSWiA Jerzego Millera. Zawiadomienie złożył w marcu Antoni Macierewicz (PiS), twierdząc, że minister Miller nie dopełnił swych obowiązków nadzoru nad BOR przygotowującym wizytę prezydenta w Katyniu w kwietniu 2010 r.

Prokuratura wyłączyła ten wątek ze śledztwa w sprawie działań BOR i uznała, że w działaniu ministra brak było cech przestępstwa, zaś nadzór nad BOR polegał w zasadzie na ewentualnej możliwości zmian w kierownictwie Biura. Zarazem praska prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia wobec byłego wiceszefa BOR gen. Pawła Bielawnego, dotyczący m.in. niedopełnienia obowiązków w związku z wizytami premiera i prezydenta w Katyniu. Główne śledztwo - w sprawie "cywilnej" strony organizacji lotów do Smoleńska prezydenta i premiera prokuratura umorzyła, jednocześnie wysyłając do władz sygnalizację o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu różnych instytucji - w tym BOR. Na to umorzenie prawnik Kaczyńskiego także złożył zażalenie - nie jest jeszcze rozstrzygnięte.

Brak tu systemowej refleksji

"Takie dzielenie śledztw na mniejsze zaciemnia obraz rzeczy" - ocenił we wtorek przed sądem mec. Pszczółkowski, popierając zażalenie na umorzenie śledztwa złożone w imieniu Jarosława Kaczyńskiego. Jak podkreślił, sama prokuratura wskazała 20 uchybień w działaniu BOR. "A mówimy o operacji ochrony wyjazdu VIP-a nr 1! I żadnej reakcji" - podkreślił dodając, że ta sygnalizacja ma dla niego jeden mankament, bo "powinna się nazywać aktem oskarżenia".

"Prokurator nie dopatrzył się znamion przestępstwa i uznał, że szef MSW mógł dokonać jedynie decyzji personalnych. I to miałby być cały nadzór MSW nad BOR? Brak tu systemowej refleksji. Nadzór to nie tylko obserwacja i spostrzeżenia, ale też współkierowanie i kontrola" - dodał. Cytując przepisy mec. Pszczółkowski wskazywał, że konstytucyjny minister spraw wewnętrznych ma obowiązek przekazywać premierowi i prezydentowi wszystkie istotne informacje mające znaczenie dla bezpieczeństwa państwa - a brak dowodów, że tak robił.

"Po polskiej stronie BOR jest źródłem lwiej części zaniedbań. Gdyby w Polsce 10 kwietnia 2010 r. doszło do zamachu stanu, prezydent dowiedziałby się o tym dopiero po wylądowaniu, bo funkcjonariusze BOR nie znali numeru telefonu satelitarnego do Tupolewa. Tupolewowi nie przekazano nawet, że Ił-76 z kolumną samochodową nie wylądował w Smoleńsku. Swoją drogą, ciekawe co by BOR wymyślił po wylądowaniu - jak prezydent dojechałby do Smoleńska" - wyliczał Pszczółkowski, apelując do sądu o nakazanie prokuraturze "ukończenia tego postępowania".

"W wielu elementach zgadzam się z przedmówcą co do stwierdzonych uchybień w BOR. Właśnie dlatego prokuratura oskarżyła generała Bielawnego" - reagował na to prokurator Hubert Podolak, broniąc decyzji o umorzeniu. Według prokuratora, nadzór nad BOR był sprawowany "tak, jak pozwalała ustawa". Zauważył, że w Polsce "nie dorobiliśmy się ustawowych definicji nadzoru i kontroli, a instytucje te są mylone nawet przez ustawodawcę". "Możemy mówić o postulatach zmiany prawa, ale nie o związku przyczynowo-skutkowym między zaniedbaniami w BOR a nadzorem ministerstwa" - ocenił podkreślając, że dokonuje jedynie ocen prawnokarnych, a nie politycznych.

Przedwczesne umorzenie

Sąd uwzględnił oba złożone zażalenia i nakazał prokuraturze kontynuację śledztwa, które - zdaniem sędziego Konrada Mielcarka - umorzono przedwcześnie, bez wyjaśnienia całokształtu okoliczności sprawy. W ocenie sądu, umarzając śledztwo prokuratura nie przesłuchała w nim szefostwa MSWiA, a jedynie bazowała na zeznaniach złożonych w śledztwie zakończonym oskarżeniem Bielawnego. Prokurator ma też wyjaśnić, czy rzeczywiście jest tak, jak zeznał Jerzy Miller - że nie miał odpowiednich kompetencji w związku z przygotowywaniem przez BOR zagranicznych wizyt VIP-ów. Na ten i inne tematy minister Miller oraz wiceminister Rapacki, a także pracownicy MSW z departamentu kontroli i analiz mają być "szczegółowo rozpytani" - podkreślił sąd.

W decyzji uchylającej umorzenie wskazano też, że we wznowionym śledztwie na temat zasad nadzoru nad BOR przesłuchani mają też zostać ministrowie z lat 2004-10, prokurator ma też zażądać ich decyzji, wytycznych, okólników i instrukcji dotyczących Biura - szczególnie ewentualnych zarządzanych w nim kontroli i działań nadzorczych. Wszystko to ma pozwolić na szeroką analizę prawną zagadnienia nadzoru nad BOR. Dopiero wtedy - mówił sędzia - prokuratura będzie mogła zbadać, czy doszło do karalnego niedopełnienia obowiązków i czy miało to charakter umyślny (co jest konieczne, by zarzucić przestępstwo tego typu). Postanowienie jest prawomocne.