- To nie Weronika Marczuk była celem, ale środowisko telewizji TVN. TVN czy "Gazeta Wyborcza" to były przez ówczesną ekipę najbardziej znienawidzone media. Przydawało się wszystko, co mogło postawić je w negatywnym świetle. Marczuk też miała być kontaktem referencyjnym, który mógłby wprowadzić Kaczmarka na salony. Żeby tam brylował i przekazywał to, co podsłucha - powiedział Gazecie Wyborczej były pracownik CBA.

Weronika Marczuk stała się celem agenta Tomka przez przypadek. W tym czasie wszystkie środki CBA były skierowane na operację rozpracowywania rodziny Kwaśniewskich. po ujawnieniu "taśm Gudzowatego" CBA chciało udowodnić, że były prezydent posiada nielegalny majątek o którym Gudzowaty rozmawiał z Oleksym. - Sprawa została przeniesiona do tajnego wydziału przez inną komórkę operacyjną, która w żaden sposób nie mogła udowodnić informacji o jakimś ukrytym majątku Kwaśniewskich. Postanowili wprowadzić FPP [funkcjonariusza pod przykryciem] w to środowisko. Chodziło o to, żeby nazwisko Kwaśniewskich padło w kontekście tej posesji.

Jak stwierdził rozmówca Gazety Wyborczej, kwestie karno-skarbowe nie są "działką" CBA. Agentom chodziło o wytworzenie szumu medialnego.

- Aby udowodnić posiadanie nielegalnego majątku, agent Tomek postanowił zacząć od zawarcia znajomości z synem właścicielki i administratorki tego domu, Jankiem. Janek był z kolei związany z telewizją TVN, więc szybko pojawił się pomysł, żeby poznać jeszcze kogoś z tego środowiska. Tak padło na Weronikę Marczuk. Ona także na początku miała być tylko kontaktem referencyjnym Tomka - opowiadał były pracownik CBA.

- W pewnym momencie, zaprzyjaźniając się z panią Marczuk, Tomasz Kaczmarek uzyskał informacje, że ma ona znajomego - Bogusława Seredyńskiego, prezesa Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Okazało się, że te wydawnictwa mają być prywatyzowane. Tomek doszedł do wniosku, że to kolejny trop, że może być przy tym korupcja. Przełożeni to zaakceptowali, bo nie widzieli przeszkód, by prowadzić dwie akcje równolegle - powiedział mężczyzna.

W ocenie byłego funkcjonariusza wszystko poszło w złym kierunku, bo wytwarzał się ogromny szum medialny. - Profesjonalizm wyglądałby tak, że Tomasz Kaczmarek utrzymałby się w swojej legendzie. Bo gdyby wszedł w środowisko TVN czy w środowisko znajomych Kwaśniewskich, to naprawdę byłby jednym z najlepszych agentów. Ale trzeba też pamiętać, że chodziło o wybory, a wyborcami i sondażami można sterować, nagłaśniając pewne informacje o partiach, zrobić szum. No co tu dużo mówić - PiS ma tarcia z PO, a kierownictwo akurat nie przepadało za PO, tak jak za stacją TVN i "Gazetą Wyborczą".

- TVN czy "Gazeta Wyborcza" to były przez ówczesną ekipę najbardziej znienawidzone media. Przydawało się wszystko, co mogło postawić je w negatywnym świetle. Marczuk też miała być kontaktem referencyjnym, który mógłby wprowadzić Kaczmarka na salony. Żeby tam brylował i przekazywał to, co podsłucha.