Helsińska Fundacja Praw Człowieka uważa, że działania policji podczas starć 11 listopada na ul. Marszałkowskiej w stolicy "wydają się adekwatne do sytuacji". Fundacja zwraca zarazem uwagę na dwie sytuacje, w których funkcjonariusze mogli przekroczyć uprawnienia.

Na swych stronach internetowych Fundacja ogłosiła raport z obserwacji zgromadzeń w Święto Niepodległości w Warszawie. 31 obserwatorów HFPC - na prośbę m.in. samej policji i w ramach specjalnego projektu - monitorowało antyfaszystowski Marsz Porozumienia 11 Listopada; organizowany przez środowiska narodowe Marsz Niepodległości oraz marsz organizowany przez prezydenta Bronisława Komorowskiego.

W ocenie HFPC działania służb zabezpieczających marsz prezydenta były "adekwatne i proporcjonalne". Tak samo oceniono zabezpieczenie marszu Porozumienia 11 Listopada. "Kontrowersyjne jest tylko, czy na odcinku od ronda de Gaulle'a do Placu Zamkowego potrzebne było aż tak silne zabezpieczenie marszu" - dodano.

Najwięcej miejsca raport poświęca Marszowi Niepodległości. Według raportu siły policji zaangażowane w zabezpieczenie marszu podczas gromadzenia się uczestników i formułowania pochodu były adekwatne - niewystarczające były zaś siły zaangażowane bezpośrednio w asystowanie przemarszowi. "Zwarte oddziały policji rozmieszczone punktowo - nawet jeśli liczebnościowo odpowiednie - nie spełniają takiej samej roli, co asysta krocząca" - uważa HFPC.

Według HFPC m.in. brak asysty kroczącej przyczynił się do tego, że zgromadzenie zajmowało na wielu odcinkach całą szerokość jezdni i chodników, co mogło budzić zagrożenie dla osób postronnych. "Brak wystarczających sił policji w bezpośredniej bliskości zgromadzenia ograniczał też możliwości reagowania służb, na przykład w sytuacji wybuchu paniki" - uznała Fundacja.

Obserwatorzy zauważyli na marszu symbole uważane za faszystowskie - kilka flag z falangą i krzyżami celtyckimi. Wielu uczestników miało elementy ubrania uniemożliwiające identyfikację: kaptury, szaliki, kominiarki, okulary (podkreślono, że nie dotyczy to członków marszu z "Gazety Polskiej", której kolumna była "bardziej uporządkowana").

Raport podaje, że uczestnicy marszu odpalali petardy i race - mimo apeli organizatorów, by tego nie robić, gdyż takie zachowanie jest niezgodne z prawem. Fundacja przypomina, że - wbrew informacjom części mediów - 11 listopada obowiązywał już zapis znowelizowanego na wniosek prezydenta Prawa o zgromadzeniach, zakazujący udziałowi w nich osób posiadającym broń, materiały wybuchowe i pirotechniczne. Zdaniem raportu policja reagowała "w niejednolity sposób" na używanie materiałów pirotechnicznych.

Ok. godz. 15.50 obserwatorzy widzieli na chodniku ul. Marszałkowskiej, tuż przed ul. Żurawią, grupę zamaskowanych i ubranych w kominiarki mężczyzn. "W momencie, gdy skrzyżowanie minęły grupy rekonstrukcyjne, zamaskowani mężczyźni zaczęli rzucać w stronę zabezpieczających marsz policjantów przedmiotami, petardami oraz palącymi się racami" - stwierdza raport. W kierunku policji posypały się kamienie, bruk, petardy i race. Jeden z obserwatorów Fundacji został trafiony kawałkiem bruku w stopę. Między ulicami Wspólną i Żurawią policja użyła gazu oraz broni gładkolufowej.

Według raportu na rogu Żurawiej i Kruczej, przed gmachem ministerstwa rolnictwa, ok. godz. 16.15 oddziały zwarte policji odcięły kilkudziesięcioosobowej grupie młodych ludzi drogę w kierunku Kruczej. Oddział zatrzymał osobę, która zapaliła racę. Osoba ta została położona na ziemi, przeszukana i zakuta w kajdanki. Kilka osób krzyczało: "Puśćcie go!"; jedna z nich nachyliła się nad policjantami klęczącymi nad zakuwanym mężczyzną, ale w ocenie obserwatorów - poza agresją słowną - nie wykazywała chęci zaatakowania. "W tym momencie jeden z funkcjonariuszy (noszący kominiarkę) uderzył nachylającego się mężczyznę trzonkiem pałki policyjnej w twarz" - głosi raport.

Do innego incydentu doszło między godz. 16.15 a 16.30, gdy w Żurawią szybkim krokiem wchodził oddział zwarty. Jeden z policjantów wbiegł wprost na mężczyznę wychodzącego z podwórka. "Policjant parokrotnie przycisnął tarczą mężczyznę do elewacji budynku. Przestał, gdy inny policjant krzyknął do niego, żeby się zachowywał" - głosi raport.

Komentując oba te incydenty, Fundacja podkreśla, że używanie bezpośrednich środków przymusu powinno być ostatecznością i nie może mieć miejsca, gdy uczestnik zgromadzenia jest bezbronny i nie jest agresywny. "W przeciwnej sytuacji stanowi ono nadużycie władzy przez policję" - stwierdzono.

Raport podkreśla, że przez cały czas trwania starć na ul. Marszałkowskiej organizator nawoływał przez megafon do zachowania spokoju i nierzucania niczym w policję. W stronę policjantów wciąż leciały race, kije i kostki brukowe. "Organizatorzy próbowali zapanować nad tłumem zachęcając do odśpiewania hymnu narodowego, co ostatecznie okazało się skuteczne "- stwierdza raport. Wznowienie marszu nastąpiło ok. godz. 16.40.

Zdaniem HFPC działania policji podczas tych wydarzeń "wydają się proporcjonalne do sytuacji".

Dalszy przebieg marszu przebiegał spokojnie, choć przy Ministerstwie Edukacji Narodowej odpalano petardy i race. Obserwatorzy widzieli osoby idące w marszu i spożywające alkohol, m.in. na wysokości ul. Waryńskiego.

W związku z zajściami zatrzymano 174 osoby. Kilka skazano w trybie przyspieszonym. Aresztowano trzy osoby za czynną napaść na policjantów. W operacji wzięło udział 5,4 tys. policjantów, w tym ponad 1,2 tys. funkcjonariuszy operacyjnych. Rannych zostało 22 funkcjonariuszy, trzech trafiło do szpitala. Pogotowie udzieliło pomocy 16 innym osobom.