- Szefie, pan prezydent [Lech Kaczyński - przy. red] kiedyś doprowadzi do tragedii, zginie wielu niewinnych ludzi - takimi słowami miał zwrócić się do szefa BOR Mariana Janickiego jego podwładny Jarosław Florczak. Oficer, który był odpowiedzialny za ochronę prezydenta, miał odnieść się w ten sposób do braku organizacji w Kancelarii Prezydenta- informuje Newsweek.

- Szefie, jak zwykle burdel, nikt nic nie wie, programy swoje, a realizacja swoje. Jeżeli pan może, to niech mnie pan więcej nie wysyła. Może jestem za stary, może się do tego nie nadaję - powiedział Florczak po powrocie z jednego z wyjazdów Lecha Kaczyńskiego.

Zdaniem Janickiego Florczak był załamany sytuacją: "Rozmawiałem z nim później na spokojnie, odpowiedział mi tylko tyle: Szefie, współpracowałem z Kancelarią Prezydenta Kwaśniewskiego, przez osiem lat ta współpraca była ideałem, każdy wiedział, co ma robić, nikt nikomu nie wchodził w kompetencje. To, jak wygląda nasza współpraca z obecną kancelarią, to jest jedna wielka katastrofa. Prowizorka i jeszcze raz prowizorka, a nuż się uda, jakoś to będzie. Jak się dowiedział, że będzie przygotowywał kolejną wizytę prezydenta, stwierdził: Cholera, znowu ja".

Płk. Janusz Florczak zginął w Smoleńsku.