Rzecznik dyscyplinarny Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku skierował do sądu dyscyplinarnego przy prokuratorze generalnym sprawę prokuratora z Pucka, który prowadził śledztwo ws. śmierci dwójki dzieci w rodzinie zastępczej. Śledczy, jak ustalono w postępowaniu wyjaśniającym, mógł "rażąco naruszyć przepisy".

Jak poinformowała w poniedziałek PAP rzeczniczka prasowa Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku Barbara Sworobowicz, rzecznik dyscyplinarny działający przy reprezentowanej przez nią instytucji zdecydował się na skierowanie wniosku do sądu dyscyplinarnego, bo uznał, iż istnieje duże prawdopodobieństwo popełnienia przewinienia służbowego.

Sworobowicz zaznaczyła, że nie może mówić o treści zarzutów, jakie znalazły się we wniosku, bo postępowania dyscyplinarne prowadzone są "z wyłączeniem jawności". Wyjaśniła, że w przypadku uznania winy sąd dyscyplinarny ma możliwość ukarania prokuratora karami od upomnienia do wydalenia ze służby.

Sworobowicz dodała, że rzecznik dyscyplinarny nadal prowadzi postępowanie dotyczące zastępcy prokuratora rejonowego w Pucku, który nadzorował pracę puckiego śledczego. Wyjaśniła, że prokurator prowadzący postępowanie był asesorem i każda podejmowana przez niego decyzja musiała zostać zaakceptowana przez przełożonego.

Sprawa śledczych z Pucka trafiła do rzecznika dyscyplinarnego gdańskiej prokuratury apelacyjnej na początku października na wniosek śledczych z gdańskiej prokuratury okręgowej, którzy prowadzili postępowanie wyjaśniające dotyczące puckiego śledztwa ws. śmierci dwójki dzieci.

Po zakończeniu postępowania wyjaśniającego rzeczniczka prasowa gdańskiej prokuratury okręgowej Grażyna Wawryniuk informowała, że w jego trakcie ustalono, iż prokuratorzy z Pucka mogli "rażąco naruszyć przepisy".

Wcześniej - po kontroli akt puckiej sprawy - rzeczniczka informowała, że kontrola ta wykazała, iż w postępowaniu dopuszczono się uchybień i zaniedbań. "W szczególności stwierdzono brak właściwej reakcji na wpływające do sprawy informacje" - mówiła Wawryniuk dodając, że informacje, na które śledczy mieli "niewłaściwie zareagować", pojawiły się w śledztwie już po śmierci pierwszego dziecka.

W efekcie kontroli wszczęto postępowanie wyjaśniające i odsunięto od sprawy zajmującego się nią asesora: sprawę przejął inny prokurator z jednostki.

W styczniu do rodziców zastępczych - 32-letniej Anny C. oraz 39-letniego Wiesława C., którzy mają dwójkę swoich dzieci w wieku 2 i 9 lat - trafiła piątka rodzeństwa w wieku od roku do 6 lat. 3 lipca w domu rodziny C. doszło do śmierci powierzonego jej 3-letniego chłopca. Pucka prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie. Śledczy zawierzyli wówczas opiekunom, którzy wyjaśnili, że doszło do nieszczęśliwego wypadku - dziecko miało spaść ze schodów. Na możliwość śmierci w wyniku wypadku wskazywały też wyniki sekcji zwłok.

12 września w tej samej rodzinie zmarła 5-letnia siostra 3-latka. Małżeństwo C. utrzymywało, że dziewczynka także zmarła w wyniku wypadku: podczas kąpieli w brodziku dziewczynka miała poślizgnąć się, upaść i uderzyć, a następnie zachłysnąć wodą.

17 września, po otrzymaniu wyników sekcji zwłok dziewczynki, w których jednoznacznie jako przyczynę śmierci wskazano pobicie, śledczy zdecydowali o zatrzymaniu małżeństwa C., a następnego dnia przedstawili zarzuty. Kobiecie zarzucono udział w śmiertelnym pobiciu 3-latka oraz zabójstwo "z zamiarem ewentualnym" 5-latki; grozi jej nawet kara dożywocia. Mężczyźnie przedstawiono zarzut udziału w pobiciu 3-latka ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi do 10 lat więzienia. Małżeństwo usłyszało też zarzut znęcania się nad dwójką dzieci. Obydwoje przyznali się do winy. Zostali tymczasowo aresztowani.

W październiku małżeństwu przedstawiono dodatkowy zarzut - znęcania się nad trzecim dzieckiem. Prokuratura nie ujawniła, czy zarzut ten dotyczy biologicznego czy też powierzonego rodzinie dziecka.

W ostatnich dniach października śledczy zdecydowali też, że 32-letnia Anna C. zostanie poddana obserwacji psychiatrycznej. Biegli mają m.in. ocenić poczytalność kobiety w momencie popełniania zarzucanych jej czynów. Stan psychiczny kobiety próbowano ocenić na podstawie jednorazowego badania psychiatrów i psychologa, biegli ci orzekli jednak, że konieczna będzie dłuższa obserwacja.