Od wejście w życie konstytucji w 1997 roku mieliśmy 6 premierów – Jerzego Buzka, Leszka Millera, Marka Belkę, Kazimierza Marcinkiewicza, Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Dwóm pierwszym udało się osiągnąć strategiczne cele dotyczące orientacji cywilizacyjnej Polski. Weszliśmy do NATO, jak zapowiadał Jerzy Buzek, i do Unii Europejskiej, jak deklarował Leszek Miller. Ich następcom nie było dane już współuczestniczyć w podejmowaniu decyzji o takiej wadze.

Analiza poszczególnych expose w kontekście rozwiązywania problemów wewnętrznych pokazuje, że rządy posuwają się od przypadku do przypadku. Jerzy Buzek zapowiedział i wprowadził cztery wielkie reformy, które miały zmienić Polskę. Ale każda z nich w jakimś fragmencie pozostała niedokończona. Kolejne rządy deklarowały od nich odwrót (np. Leszek Miller) albo chciały je poprawiać. Rząd Tuska w części je dokończył, wprowadzając emerytury pomostowe, a w części znacząco zmienił, zmniejszając składkę do OFE.
Sprawą, na którą kolejni rządzący w ogóle nie mają pomysłu, jest reforma zdrowia. Zapowiedzi za każdym razem były odważne, a koniec podobny. Zaczynało się od krytyki poprzedników, kończyło klapą.
Podobnie z innymi problemami. Już Jerzy Buzek obiecywał „uruchamianie kas mieszkaniowych, zwiększenie inwestycji w zbrojenie terenów budowlanych, uproszczenie prawa budowlanego”. „Priorytetem rządu będzie budowa autostrad oraz inwestycje z zakresu ochrony środowiska” – zapowiadał Leszek Miller. „Dzisiaj trudne i wymagające licznych zabiegów jest wybudowanie nawet psiej budy. To oczywiście musi być zmienione, odpowiednie ustawy są już przygotowywane” – obiecywał Jarosław Kaczyński. A Donald Tusk zapowiadał pięć lat temu zmiany w KRUS, których pewnie nie zdoła dokonać.
Na szczęście gospodarka zwykle broni się sama. Mimo zaniechań, czasem wbrew rządowi.