Będziemy zachęcać dawców krwi, oferując im dodatkowe przywileje – mówi Radosław Sierpiński, który ma koordynować budowę fabryki frakcjonowania osocza.
Od dwóch tygodni jest pan pełnomocnikiem premiera ds. rozwoju sektora biotechnologii i niezależności Polski w zakresie produktów krwiopochodnych, co – w uproszczeniu – sprowadza się do tego, że jest pan odpowiedzialny za wybudowanie fabryki przetwarzania osocza. Były już dwie takie próby w ostatnim trzydziestoleciu, obie skończyły się skandalem, klapą i utratą milionów. Pierwsza z 1999 r. kosztowała Skarb Państwa 61 mln zł, druga z 2010 r. uderzyła Biomed Lublin po kieszeni kwotą 100 mln zł. Tym razem się uda?
Chciałoby się powiedzieć, że do trzech razy sztuka. Ale to bardzo ważny i złożony projekt, który od 25 lat nie doczekał się realizacji. Byłbym nieodpowiedzialny, gdybym powiedział, że się nie boję. Wiem, co się działo w przeszłości z tym projektem i dlaczego się nie udawał. Wiem, że to trudne zadanie, ale wierzę, że tym razem doprowadzimy je do końca. Będzie to proces transparentny, a ja jestem zdeterminowany, aby w ciągu trzech lat taka fabryka w Polsce ruszyła.
Ile to będzie kosztowało i kto za to zapłaci?
Ponad pół miliarda złotych – tyle powinno wystarczyć na to przedsięwzięcie. Gdyby nie utrata pieniędzy podczas tych nieudanych prób jedną trzecią mielibyśmy już sfinansowaną, ale niestety… W tej chwili definiujemy źródła finansowania, zostaną one wskazane we właściwej legislacji. Nie wykluczamy partnerstw publiczno prywatnych, mając z tyłu głowy to, co się działo, trzeba je zaplanować z największą ostrożnością. Ale główne finansowanie zakładamy z funduszy w dyspozycji Skarbu Państwa, bierzemy pod uwagę wykorzystanie funduszy europejskich, ale nie mogę jeszcze zdradzać szczegółów.
To z kim rozmawiacie o fabryce osocza? Wydawałoby się, że Biomed Lublin SA byłby tu właściwym partnerem – ma know-how, licencje, rejestry…
Na razie rozważamy, z kim nawiązać rozmowy, co ewentualni partnerzy mogliby wnieść. Na pewno zakładamy negocjacje ze strategicznymi spółkami Skarbu Państwa – to rozwiązanie praktykowane w wielu krajach europejskich, np. w Holandii. Natomiast jeśli chodzi o Biomed – tak, dysponuje on częścią technologii i nie można tego zmarnować, ale dziś nie jest rozważana strategiczna współpraca z tym podmiotem.
Dlaczego np. Orlen, który oprócz paliwem zajmuje się dziś też dystrybucją prasy, miałby być lepszym partnerem niż polska spółka biotechnologiczna?
Nie powiedziałem, że bierzemy pod uwagę akurat Orlen, choć oczywiście tego nie wykluczam. Odpowiem tak: dobrze jest współpracować z partnerem stabilnym, do którego ma się zaufanie. To nie jest fabryka uszczelek, zwyczajny projekt biznesowy, ale strategiczny ze względu na bezpieczeństwo obywateli. Biomed jest na pewno wartościowym interesariuszem, ma dobrą pozycję, jeśli chodzi o produkcję niektórych leków krwiopochodnych, natomiast nie dysponuje pełnym portfolio, jeśli chodzi o możliwości technologiczne do frakcjonowania osocza. Dlatego nie ma mowy, aby był partnerem wiodącym w tym przedsięwzięciu.
W jaki sposób będziecie go wybierać? Konkursy, przetargi?
Wszelkie decyzje, jeśli zostaną podjęte, będą szeroko komunikowane. Sprawa jest bardzo świeża. Teraz przed nami budowa zespołu projektowego, a następnie podjęcie kroków legislacyjnych.
Biorąc pod uwagę wielkość projektu i liczne zagrożenia, jakie się z nim wiążą, macie zapewnione wsparcie wywiadowcze i kontrwywiadowcze?
Bezpośrednie wsparcie szefa rządu dla tego przedsięwzięcia powoduje, że mamy do dyspozycji wszelkie instrumenty, aby zapewnić bezpieczeństwo projektowi, zwłaszcza że opiera się on także na międzynarodowych i międzyrządowych negocjacjach. Cały proces będzie ochraniany zarówno przez agencje zajmujące się wewnętrznym bezpieczeństwem, jak i zagrożeniami zewnętrznymi.
Projekt ma zająć trzy lata, proszę więc powiedzieć, kiedy zaczną się prace legislacyjne, co obejmują i kiedy się skończą?
Równolegle zaczniemy kilka etapów prac, te legislacyjne są dziś najważniejsze. Chcemy je zacząć w I kw. 2021 r., planując zmiany w ustawie o służbie krwi oraz powołania podmiotu prawa, który stanie się tą fabryką osocza. Chcemy też m.in. spionizować regionalne centra krwiodawstwa w stosunku do Narodowego Centrum Krwi tak, żeby była to dobra struktura, jeśli chodzi o kwestie zarządcze. Musimy też zapewnić kontraktowanie tego, co przyszła fabryka wyprodukuje, ustalić, jak szpitale poprzez regionalne centra będą pozyskiwały te wszystkie preparaty. Zaproponujemy też rozwiązania, które zwiększą pobór osocza w kraju, będziemy zachęcać dawców, oferując im dodatkowe przywileje.
Zaczniecie im płacić za oddanie krwi? Tak się robi w niektórych krajach.
Nie rozważamy tego. W Polsce system honorowego krwiodawstwa działa bardzo dobrze. Ludzie rozumieją, jak ważne jest dzielenie się krwią i nie sądzę, aby oczekiwali pieniędzy.
To co oprócz czekolady i wolnego dnia?
Myślimy o ulgach podatkowych, zniżkach w komunikacji miejskiej, niższych opłatach bytowych. Na legislację dajemy sobie przyszły rok i mam nadzieję, że pod koniec 2021 r. Narodowa Fabryka Osocza będzie już funkcjonować jako podmiot. Drugim, równoległym do legislacyjnego, będzie proces pozyskania licencji międzynarodowych – także długi i skomplikowany, liczymy na wsparcie MSZ. I tu też mam nadzieję, że sfinalizujemy to do końca 2021 r. Trzeba też zapewnić leki krwiopochodne na ten czas, dopóki fabryka nie powstanie. Trzeci etap jest najłatwiejszy, ale nie mniej istotny – po prostu trzeba będzie zbudować tę fabrykę. Chcemy, aby była ona wzbogacona o centrum badawczo -rozwojowe oparte na którymś z uniwersytetów medycznych.
Macie już lokalizację?
Jeszcze nie. Rozważamy kilka. Zakładamy, że będzie to raczej zachodnia ściana kraju. Trwają analizy lokalizacji, które ze względu na kwestie inwestycji na tym poziomie obejmują nie tylko dostęp do infrastruktury czy kadry, ale również pozostałe aspekty istotne dla bezpieczeństwa kraju.
Proszę wyjaśnić, dlaczego osocze jest traktowane u nas i na świecie jako dobro strategiczne.
Dziś pozyskiwane u nas osocze wyjeżdża za granicę, tam jest frakcjonowane i wraca w postaci gotowych leków. I jak wszystko idzie dobrze, potrzeby pacjentów są zabezpieczane. Ale w sytuacji kryzysowej, ostatnio pokazała to pandemia, państwa dbają przede wszystkim o swoich obywateli, zamykają granice, przerywają łańcuchy dostaw, robi się niebezpiecznie. W związku z tym bogatsi o te doświadczenia zdecydowaliśmy, że musimy dysponować technologiami, mocami przerobowymi, które w sytuacji zagrożenia zapewnią bezpieczeństwo polskim pacjentom.
Dziś większość ludzi kojarzy osocze z COVID-19 i ciałami odpornościowymi, jednak leki z niego uzyskiwane są skuteczne na wiele innych chorób.
Faktycznie. Osocze, w kontekście tego pozyskiwanego od ozdrowieńców, odmieniane jest dziś przez wszystkie przypadki. To dobrze, że ludzie chcą się nim dzielić. Gdyby fabryka istniała dziś, można by go pozyskiwać więcej, lepiej i szybciej dystrybuować. Ale pandemia to tylko ułamek potrzeb, gdyż tych leków potrzebujemy dla pacjentów z niedoborami odporności, różnymi chorobami immunologicznymi, schorzeniami układu krwiotwórczego, nowotworami…
Dodajmy do tego poparzenia, katastrofy z dużą liczbą rannych czy, odpukać, wojny… Leki z osocza są drogie. Ile wydajemy na nie rocznie? Ile, dzięki fabryce, można by zaoszczędzić?
Trudno jest podchodzić do inwestycji, dzięki której będzie się ratowało ludzi, jak do zwykłego przedsięwzięcia biznesowego, ale aspekt finansowy też jest ważny. Co rok wydajemy na tego typu leki ok. pół miliarda złotych.
Tyle, ile ma kosztować fabryka?
Tak. To podobne rzędy wielkości. Natomiast szacuje się, że zysk utracony, czyli to, ile tracimy na tym, że musimy je kupować po zawyżonych stawkach, to ok. 100 mln rocznie. Tyle byśmy mogli oszczędzić, gdybyśmy posiadali własny frakcjonator. Czyli jest realna szansa, że w ciągu pięciu lat ta inwestycja się zwróci, więc biorąc pod uwagę rentowność, to świetny wynik biznesowy. Co ważne, w Polsce pozyskujemy więcej osocza, niż sami potrzebujemy, więc możemy produkować z niego leki także na potrzeby innych krajów, np. Europy Wschodniej czy Grupy Wyszehradzkiej. Zasadniczo na świecie mamy niedobór osocza. Z tym problemem borykają się m.in. Stany Zjednoczone, więc kraj, który – jak my – ma dobrze zorganizowany jego pobór staje się ważnym partnerem biznesowym. Projektując tę fabrykę – i mając w tyle głowy, że ma ona przede wszystkim zabezpieczyć bezpieczeństwo narodowe – robimy to tak, żeby była w stanie produkować także leki na eksport. Zysk nie jest nadrzędnym celem, ale dobrze by było, gdyby to była spółka rentowna.
Słyszałam, że dogadujecie się z koncernem farmaceutycznym AstraZeneca, to prawda?
Tak, tylko nie dotyczy to fabryki osocza. Z tym koncernem prowadzone są rozmowy na temat powołania Warsaw Health Innovation Hub, hubu biotechnologicznego. Żaden koncern farmaceutyczny nie będzie brał udziału w projekcie dotyczącym frakcjonatora osocza, to wykluczone. To projekt strategiczny rządu.
A więc w tematcie hubu medycznego, który się pojawił. Docelowo ma powstać Polska Dolina Medyczna. Nazwa wskazuje na rozmach.
To moje marzenie, do którego udało mi się przekonać premiera. Jeszcze w zeszłym roku, w Davos, premier Morawiecki ustalił z prezesem AstraZeneca, że koncern poczyni duże inwestycje w Polsce, szczególnie w dziedzinie badawczo-rozwojowej. Jednym z efektów tej umowy jest to, że w stolicy powstanie hub, który będzie platformą łączącą partnerów publicznych i prywatnych, gdzie krajowe i zagraniczne koncerny będą inwestowały, również przy udziale Agencji Badań Medycznych i publicznych interesariuszy systemu ochrony zdrowia, w nowe technologie, innowacje w zdrowiu, start-upy czy w polską myśl technologiczną. Chodzi o to, żeby interesujące rozwiązania mogły być u nas wdrożone, aby nie uciekały za granicę, jak to się często dzieje, że jakieś nowe pomysły, już na wczesnym etapie, są skupowane przez zagraniczne podmioty i wracają do Polski w postaci gotowych i kosztownych rozwiązań czy produktów. Ów drain brain, czyli trwający od lat drenaż mózgów, jest dla naszego kraju dużym problemem. Chcemy zmienić ten trend.
Co firmy będą z tego miały, że zainwestują w Warsaw Innovation Hub?
To są olbrzymie koncerny z gigantycznymi budżetami, porównywalnymi do budżetów niektórych krajów europejskich, które sporo pieniędzy wydają na odpowiedzialność biznesu z zakresu CSR, ale też dzięki temu mogą prowadzić potężne prace badawczo-rozwojowe, więc taka inwestycja jest jak najbardziej w ich interesie. To jest sytuacja win-win.
Od jednego warszawskiego instytutu do Polskiej Doliny Medycznej droga daleka.
Ten projekt jest rozłożony na dwie fazy. Pierwsza, którą chciałbym sfinalizować w marcu przyszłego roku, jest powstanie Warsaw Innovation Hub, zaprosimy do niego pięciu-sześciu partnerów i w siedzibie Agencji Badań Medycznych przy ul. Moniuszki będzie już zaczyn hubu. Chcemy szczególnie koncentrować się na wspieraniu pomysłów z dziedziny zdrowia cyfrowego.