Rośnie presja w Europie na Polskę i Węgry, by wycofały swoje weto. Ale ewentualny kompromis z Unią może wywołać nowy kryzys – tym razem w koalicji rządzącej.
Osoba z otoczenia premiera uspokaja, że dzisiejsza jego wizyta w Budapeszcie to tylko relacyjne spotkanie obu liderów przed kolejnym szczytem unijnym. – Premierzy Morawiecki i Orbán razem grali w sprawie Timmermansa czy Green Dealu. Mają dobre osobiste relacje, jeśli gdzieś nie chce iść Orbán, idzie Mateusz albo na odwrót. To spotkanie nie ma aż takiej doniosłości – przekonuje.
Z Budapesztu płyną jednak sprzeczne sygnały na temat tego, co Węgry zrobią ze swoim wetem. We wczoraj opublikowanym wywiadzie dla dziennika „Die Zeit” Orbán zaapelował do Niemiec o niewiązanie budżetu z praworządnością. Relacjonując swoją rozmowę z niemiecką kanclerz Angelą Merkel. powiedział: „To, o co mnie prosisz, Angelo, oznacza samobójstwo”. Ale już w wywiadzie dla węgierskich mediów w miniony piątek przekonywał, że ostatecznie uda się doprowadzić do porozumienia i Unia wyjdzie z impasu. Mówił o kilku scenariuszach, które pozwolą na to, by o praworządności decydowało prawo, a nie polityczna większość.
Tymczasem polski rząd zdaje się iść w kierunku wyznaczonym przez ziobrystów, czyli „weto albo śmierć”. Ale, jak słyszymy, to tylko pozory. – Jeśli dalej będziemy krzyczeć „weto albo śmierć”, to w końcu zostaniemy z tą śmiercią. Solidarna Polska Ziobry bawi się zapałkami w magazynie pełnym pirotechniki. I cierpimy na tym wszyscy – mówi nasz rozmówca związany z obozem rządzącym. Z tego względu wciąż najbardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz jakiegoś porozumienia z Unią. Jakiego? Tu warianty są różne.
Jeden z nich zakłada zaangażowanie Trybunału Sprawiedliwości UE. Wczoraj mówiła o tym w Parlamencie Europejskim szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. To tam – jak podkreśliła – powinny zostać rozstrzygnięte prawne wątpliwości, jakie mają Polska i Węgry.
Nie jest to jednak oferta negocjacyjna, bo – jak z kolei słyszymy w rządzie – zaskarżyć do TSUE można każdy akt prawny, również decyzje podjęte na jego podstawie. – To jest oczywiste – słyszymy. Zaangażowanie TSUE budzi sprzeciw naszego rozmówcy z rządu „z uwagi na następczy charakter orzeczenia”. Normalna droga przewiduje wejście w życie rozporządzenia i możliwość zaskarżania go jedynie post factum. Inny rozmówca z obozu władzy przekonuje wręcz, że TSUE nie gwarantuje w tak fundamentalnej sprawie obiektywnego rozstrzygnięcia. – Trybunał jest powołany przez rządy, już wydawał sprzeczne wyroki w zależności od tego, jakie państwo było poddane ocenie – przekonuje polityk Zjednoczonej Prawicy.
Inna byłaby jednak sytuacja, gdyby Polska otrzymała polityczną gwarancję, że rozporządzenie nie zostanie użyte do momentu orzeczenia TSUE, a o takim wariancie również słychać w kuluarach. Polska mogłaby też o to wnioskować w TSUE, ale na decyzję o użyciu tymczasowego środka zabezpieczającego także musiałaby czekać, chociaż krócej niż na wyrok.
Polityczne deklaracje podjęte jednomyślnie przez przywódców krajów członkowskich to również opcja, o której rozmawia się w europejskich gremiach. Santos Silva, szef MSZ Portugalii, która obejmie od stycznia przewodnictwo w Radzie UE, zaproponował zapisanie we wspólnej deklaracji, że mechanizm praworządnościowy będzie stosowany zgodnie z traktatami i każdy kraj będzie miał możliwość obrony w Radzie Europejskiej.
Wariant, do którego dąży polski rząd, dotyczy korekty rozporządzenia lub przygotowania nowego. – Korekta może brzmieć, że w przypadku blokady środków sprawa jest wnoszona na Radę Europejską i tam obowiązuje zasada jednomyślności – podkreśla nasz rozmówca z rządu. Przypomina, że prawnicy RE już dwa lata temu wnosili zastrzeżenia do tego mechanizmu, mówił też o tym Donald Tusk jako szef Rady Europejskiej. Trzeba jednak zastrzec, że zarzuty brukselskich prawników dotyczyły zastosowania odwróconej większości w głosowaniu nad blokowaniem środków, tymczasem wygrał wariant głosowania zwykłą większością. Jak zapewniali europejscy dyplomaci, ostateczny tekst rozporządzenia niemiecka prezydencja uzgodniła ze służbami prawnymi UE. Co więcej, w Brukseli słychać, że nie ma mowy o zmianach w samym rozporządzeniu. – Musimy wysłać jasny sygnał, że PE nie cofnie się ani o centymetr w sprawie mechanizmu praworządności – mówił we wczorajszej debacie w UE Manfred Weber, przewodniczący frakcji chadeków. Bez europarlamentu nie jest możliwa zmiana treści rozporządzenia.
Choć na razie w sporze z Brukselą formalnie towarzyszą nam jedynie Węgrzy, to jednak polski rząd liczy, że będzie rosła grupa krajów, które chcą porozumienia w sprawie budżetu, nawet kosztem rewizji rozporządzenia. Jak słyszymy, w tym kontekście strategicznie ważni są Włosi i Hiszpanie, którzy są najbardziej zainteresowani Funduszem Odbudowy jako jego beneficjenci. Ale jeden z naszych rozmówców wskazuje, że możliwe, że uda się przekonać Francję, w której przedsiębiorcy chcą pomocy, czy Rumunię, która zabiera się za reformę sądów.
W Europie rośnie jednak presja, by budżet przyjąć na czas. Także w Bukareszcie. Rumuński premier Ludovic Orban uważa, że Polska i Węgry powinny wycofać swoje weto, bo jest ono wbrew całej Europie, także wbrew polskim i węgierskim obywatelom.
Sprawa praworządności coraz więcej waży wewnętrznie. Wczoraj ponownie głos zabrał Zbigniew Ziobro. – Polska i polski premier mają dbać o interes Polski. Stoimy w perspektywie kolejnych negocjacji unijnych i trzeba być twardym, konsekwentnym. Weto często było stosowane przez różne państwa – mówił Ziobro. Domaga się twardego stanowiska od premiera. – To są negocjacje. W negocjacjach nie można być za przeproszeniem „miękiszonem”, trzeba być twardym, trzeba potrafić dbać o interesy własnego kraju – mówił minister.
– Zbigniew Ziobro usłyszał, że premier Morawiecki jedzie do Orbána i musiał zareagować, by o sobie przypomnieć – komentuje osoba z otoczenia szefa rządu. Choć bagatelizowane, stanowisko Ziobry może sugerować, że nawet jeśli polski rząd dogada się z UE, a widmo weta przeminie, czekać nas może nowy kryzys – tym razem w koalicji rządzącej w Polsce. To Sejm musi się zgodzić na finansowanie Funduszu Odbudowy, a jeśli do porozumienia w UE dojdzie, rodzi się pytanie, jak postąpi wówczas Solidarna Polska. – Jeśli premierowi uda się pozbawić mechanizm warunkowości zębów, to ziobryści będą musieli głosować za porozumieniem w Sejmie – uważa nasz rozmówca z kręgów rządowych. Inny, zbliżony do Mateusza Morawieckiego bierze nawet pod uwagę rozbicie koalicji rządzącej. – Nikt nie będzie błagać ziobrystów o pozostanie w koalicji – twierdzi. Nerwowe reakcje ziobrystów wywołało już zeszłotygodniowe oświadczenie Piotra Zgorzelskiego z PSL, który powiedział, by Morawiecki nie martwił się głosami Solidarnej Polski w sprawie zgody na Fundusz Odbudowy w Sejmie, bo da mu je PSL. W partii Ziobry momentalnie odżyły obawy z wakacji, gdy PiS zaczął sondować PSL w sprawie politycznego aliansu, by pokazać, że ma alternatywę wobec Solidarnej Polski.