Republikanie rozpoczynają powyborcze rozliczenia. Padają też pytania o pozycję Donalda Trumpa.
Donald Trump miał obwiniać przewodniczącą Komitetu Wykonawczego Partii Republikańskiej Ronnę Romney McDaniel za przegraną w niektórych stanach. Jak wynika z najnowszych doniesień, doszedł jednak do wniosku, że nie warto mieć wroga w osobie, która zna numery telefonów do wszystkich ważnych polityków i sponsorów. I ostatecznie poparł kandydaturę McDaniel na kolejną kadencję jako szefowej KW. Odchodzącemu prezydentowi potrzebny będzie ktoś, kto utrzyma aparat w garści i umożliwi mu lub komuś przez niego wskazanemu ponowne kandydowanie w 2024 r.
Donald Trump, jeżeli chce utrzymać władzę na prawicy, będzie musiał pogodzić ze sobą trzy frakcje, które na razie są w konflikcie. Pierwsza to osoby najbliżej związane z głową państwa, czyli jego dzieci, a także rzeczniczka Kayleigh McEnany, doradca Corey Lewandowski, prawnik i osoba do zadań specjalnych Rudy Giuliani, prokurator generalny Bill Barr oraz szef Kancelarii Prezydenta Mark Meadows. Wszyscy oni trzymają się narracji, że wybory zostały sfałszowane i nie chcą przyjąć do wiadomości, że Joe Biden jest prezydentem-elektem.
Do tej frakcji należą jeszcze osoby, których interes póki co związany jest z 45. głową państwa, ale docelowo myślą o przejęciu po nim schedy w Partii Republikańskiej. Są to senatorowie Josh Hawley z Missouri, Tom Cotton z Arkansas, Ted Cruz z Teksasu, gubernatorka Południowej Dakoty Kristi Noem oraz była ambasadorka USA przy ONZ Nikki Haley.
Drugą frakcję można nazwać etosowcami. Marzą oni o powrocie Partii Republikańskiej do doktryny z epoki, kiedy w stronnictwie dominowały takie osoby jak George W. Bush, nieżyjący senator John McCain oraz główny obecnie krytyk Trumpa Mitt Romney, nieformalny lider owej frakcji. Część z nich chce po prostu transformacji na prawicy. A część kalkuluje, jaką zająć pozycję i korzystnie się ustawić przed wyborami za cztery lata. Pewnym tropem do identyfikacji członków tej grupy jest to, że przyjęli oni do wiadomości wynik głosowania, uznają zwycięstwo Joego Bidena i przygotowują się już do bycia konstruktywną opozycją wobec demokraty w Białym Domu. To oprócz Romneya senatorowie Ben Sasse z Nebraski, Susan Collins z Maine (uzyskała ona ostatnio reelekcję, mimo iż Trump w tym stanie przegrał, co by znaczyło, że dociera ona do republikanów nieakceptujących przywództwa odchodzącego prezydenta) oraz Lisa Murkowski z Alaski. Tę ostatnią czekają za dwa lata wybory i już różni republikańscy politycy, w tym Sarah Palin, deklarują wolę rzucenia jej rękawicy w partyjnych prawyborach. Do etosowców należą też centrowi gubernatorzy z tradycyjnie lewicowych stanów, czyli Larry Hogan z Marylandu i Charlie Baker z Massachusetts. Obaj od dawna krytykują Donalda Trumpa za sposób, w jaki organizuje walkę z pandemią. Obaj też po cichu liczą szable przed kolejną kampanią o Biały Dom.
Trzecia frakcja to pragmatycy. Przewodzi im szef klubu republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnell. W sprawie wyniku wyborów nie kwestionują tego, że wygrał Biden, ale też mu oficjalnie nie gratulują i przebąkują coś o wyjaśnieniu wątpliwości co do uczciwości głosowania na drodze sądowej. Sam McConnell w jednym z wywiadów stwierdził, że prezydent Trump ma pełne prawo dochodzenia swojej racji, jeśli są dowody na fałszerstwo. To osobliwe warunkowe poparcie roszczeń prezydenta obwarowane koniecznością przedstawienia dowodów. A tych jak na razie brakuje.
Pragmatycy angażują się teraz w dogrywkę w wyborach do Senatu z Georgii, gdzie są do obsadzenia dwa mandaty. Zależy im na tym, by oba pozostały w rękach republikanów i by w ten sposób blokować politykę prezydenta Bidena. Największą niewiadomą jest to, jak długo pragmatycy pozostaną lojalni wobec Donalda Trumpa i czy są na tym etapie w stanie odrzucić trumpizm jako obowiązującą doktrynę Partii Republikańskiej. Najprawdopodobniej w trakcie kampanii przed drugą turą w Georgii dowiemy się, jak silna jest marka odchodzącego prezydenta w stronnictwie i co wobec tego w najbliższej przyszłości zrobi Mitch McConnell. Ale patrząc po wyniku wyborów prezydenckich, w których – pomimo przegranej – Trump i tak wypadł lepiej niż oczekiwano, to republikanie nie są na razie gotowi na nowego lidera.