W prawie 50-letniej karierze Joe Biden mierzył się z krytyką za mizoginię i współpracę z rasistami.
Prezydent elekt Stanów Zjednoczonych za nieco ponad tydzień skończy 78 lat. Urodził się w Scranton w Pensylwanii w wielodzietnej rodzinie pochodzenia irlandzkiego. Będzie drugą w historii po Johnie F. Kennedym głową państwa, która należy do Kościoła katolickiego. Kwestia jego wiary zrobiła się sprawą polityczną, kiedy hierarchowie oświadczyli, że ze względu na jego proaborcyjne poglądy nie będą go dopuszczać do komunii. Biden się nie przejął i do kościoła regularnie chodzi.
Jego kariera polityczna trwa prawie 50 lat. W Senacie zajmował się przede wszystkim sprawami zagranicznymi i jego wiedzę oraz kapitał z 36 lat spędzonych w tej izbie wykorzystywał potem Barack Obama. Biden był jednym z najsilniejszych politycznie wiceprezydentów w historii, z woli samego prezydenta, który często pytał go o zdanie. Obama kontynuował w ten sposób tradycję Jimmiego Cartera i Geroge’a Busha juniora. Kiedy Obama odchodził z urzędu, wręczył Bidenowi najwyższe odznaczenie państwowe. Zaskoczony Joe rozpłakał się w czasie inwestytury.
Pasją Bidena są pociągi Amtrak. Prezydent elekt twierdzi, że przejechał nimi prawie 3,5 mln km. Odkąd w 1972 r. został senatorem, codziennie dojeżdżał do Waszyngtonu koleją i wracał, żeby spędzić wieczór z synami. W styczniu 2009 r. przejechał z rodzinnego Wilmington do stolicy wraz z Barackiem Obamą, wkrótce przed zaprzysiężeniem ich obydwu. Obiecywał wtedy, że ich rząd tworzony przez demokratów będzie najbardziej przyjaznym dla kolei w historii. Wśród planów stymulowania gospodarki, która znalazła się wtedy w kryzysie po upadku Lehman Brothers, była budowa superszybkiej linii, na modłę TGV, łączącej Waszyngton z Bostonem. Ekipa Obamy i Bidena nie dotrzymała słowa. Nie została też spełniona wspomniana obietnica, bo Amtrak jest niedofinansowany, a tabor wymaga pilnej konserwacji. Szczególnie tam, gdzie nie korzystają z niego elity Wschodniego Wybrzeża, głównie na Południu i Środkowym Zachodzie.
Biden po raz pierwszy chciał kandydować na prezydenta w 1988 r., kiedy demokraci liczyli, że po dwóch kadencjach Ronalda Reagana Ameryka zmęczyła się republikanami i nadszedł czas na lewicową głowę państwa. Jednak wówczas Biden dość szybko wycofał się z kampanii przed prawyborami – wyszło na jaw, że popełnił plagiat. Przepisał przemówienie, jakie wygłosił wcześniej kandydujący na premiera Wielkiej Brytanii przeciwko Margaret Thatcher laburzysta Neil Kinnock. Pierwsza napisała o tym Maureen Dowd na łamach „New York Timesa” we wrześniu 1987 r. i sprawy potoczyły się lawinowo. Rywal Bidena do partyjnej nominacji gubernator Massachusetts Michael Dukakis od razu sprawę tę zaczął wykorzystywać w reklamówkach wyborczych. Senator z Delaware pod koniec września podjął decyzję o rezygnacji ze startu w wyborach. Dukakis wygrał prawybory, ale potem przegrał ostateczne starcie z republikaninem Georgem Bushem seniorem.
Kiedy teraz Biden ogłosił, że kandyduje w wyborach, spróbował uprzedzić ciosy, jakie mogły go spotkać ze strony feministek i partyjnej lewicy. Na antenie Good Morning America stwierdził, że ponosi odpowiedzialność za to, jak senatorowie potraktowali w 1991 r. Anitę Hill, czarnoskórą prawniczkę, która oskarżyła kandydata do Sądu Najwyższego Clarence’a Thomasa o molestowanie seksualne. Biden był wtedy szefem Komisji Sprawiedliwości Senatu i prowadził przesłuchania Thomasa oraz Hill. Nie zgodził się wówczas na wezwanie do złożenia zeznań kolejnych świadków, którzy by potwierdzili wersję kobiety. Przyznanie się do błędu zajęło Bidenowi 28 lat. Wcześniej lawirował, mówiąc, że przecież sprzeciwiał się nominacji wspomnianego sędziego i na forum całego Senatu głosował przeciwko jego kandydaturze. Dopiero w 2019 r. zdobył się na to, żeby powiedzieć, że żałuje swojego zachowania oraz tego, iż tolerował mizoginię innych senatorów z Komisji. „Przeproszenie mnie to jedno. Powinien też przeprosić wszystkie Amerykanki, które oglądały przesłuchania i poczuły się dotknięte osobiście, bo okazało się, że płeć może być powodem do dyskryminacji” – powiedziała w wywiadzie udzielonym „New York Timesowi” Anita Hill. Niedługo potem prawniczka ogłosiła jednak, że popiera jego kandydaturę na prezydenta.
W czasie kampanii przed demokratycznymi prawyborami w zeszłym roku Biden naraził się na zarzuty współpracy z rasistami. Ogłosił wówczas, że kiedy zaczynał karierę w Senacie na początku lat 70., umiał współpracować z konserwatywnymi demokratami z Południa, którzy wspierali segregację rasową. „Wiecie, co się dzieje, jeżeli jesteśmy w stanie wypracować konsensus? Otóż wtedy łatwiej jest blokować autokratyczne zapędy głowy państwa” – powiedział podczas jednego ze spotkań ze sponsorami kampanii w czerwcu 2019 r., czyniąc wówczas wyraźną aluzję do Donalda Trumpa. I dodał, że potrafił znaleźć wspólny język z ówczesnymi senatorami Jamesem Eastlandem z Missisipi i Hermanem Tamalagem z Georgii, którzy regularnie głosowali przeciwko rozszerzaniu praw obywatelskich na Afroamerykanów.
Pierwszą osobą, która publicznie zaatakowała Bidena za chwalenie się współpracą z rasistami, była… Kamala Harris, jego przyszła wiceprezydent. „Kiedy dorastałam, koleżanka z podwórka powiedziała mi i mojej siostrze, że rodzice zabronili się jej z nami przyjaźnić, bo jesteśmy czarne. Dlatego muszę teraz to powiedzieć: wiceprezydencie Biden, nie sądzę, żeby pan był rasistą i doceniam umiejętność budowania politycznych kompromisów. Ale to bardzo przykre, że wypowiedział się pan życzliwie o reputacji dwóch senatorów, którzy zbudowali swoje polityczne kariery na uprzedzeniach i segregacjonizmie. Pracował pan z nimi, żeby utrudniać integrację w szkołach. A w tym czasie ośmioletnia dziewczynka z Kalifornii jeździła autobusem do zintegrowanej szkoły. Tą dziewczynką byłam ja!” – powiedziała Harris podczas jednej z debat przed prawyborami.
Biden w był gronie najsilniejszych politycznie wiceprezydentów