Jeśli przyjąć, że po hasłach ich poznacie, to protestujący na ulicach młodzi ludzie nie mieszczą się w szufladkach, w których próbują upchnąć ich politycy.
Obok „Je…ć PiS” na transparentach deklarują za Kantem: „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”. I zauważają, że od tego, co się wydarzyło, nie ma odwrotu, bo „Annuszka już rozlała olej”. Kim więc są i czego chcą?
– Chce nam pani zrobić psychoanalizę, żeby można było potem napisać: spytaliśmy grupę studentów? W sumie studenci od zawsze byli najłatwiej dostępnym materiałem badawczym, a teraz to już niemal wszystkim wydaje się, że są ekspertami od tego, co myślimy, kto nami kieruje – mówi ironicznie Kuba, student Politechniki Warszawskiej. Zgadza się na rozmowę pod warunkiem, że nie padnie ani słowo o tym, jak zepsute i zdemoralizowane jest jego pokolenie. OK, zgoda. – Taki przykład. Słyszymy teraz, że maszeruje tylko lewactwo. Ale ja w ostatnich wyborach parlamentarnych i jednocześnie moich pierwszych głosowałem na Konfederację. Dlaczego? Bo do lewactwa mi daleko, ale też nie podoba mi się dzielenie kraju na PO i PiS – opowiada. Ostatnie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji spowodowało, że wyszedł na ulicę. – Mam dziewczynę, oboje jesteśmy wierzący. Nie wiem, co ona, co my byśmy zrobili, gdybyśmy kiedyś mieli zostać rodzicami dziecka obciążonego śmiertelną wadą.
– Większym okrucieństwem jest zmuszać kobietę do porodu i do tego, by patrzyła, jak jej dziecko umiera – dodaje Wiktoria, która przysłuchuje się rozmowie. Dlatego od momentu ogłoszenia orzeczenia TK w sprawie ustawy o planowaniu rodziny są razem na ulicach. Co drugi dzień przygotowują transparenty z nowymi hasłami. Bo transparenty szybko się zużywają. Dosłownie – od deszczu, wiatru i przeciskania się w tłumie – i w przenośni, bo uznali, że muszą reagować na to, jak protesty komentują politycy. Ostatnio usłyszeli diagnozę swojego zdziczenia: wszystko przez to, że zostali wychowani przez media III RP i ich autorytety. To dlatego wartości, o których naucza Kościół, są dla nich niezrozumiałe. – To była analiza europosła Patryka Jakiego. A Joachim Brudziński napisał, że nas nawet żałuje. Jesteśmy biedni, odhumanizowani, zostawieni przez rodziców sam na sam z internetem i oto skutek. Ta opinia jest równie trafiona jak ostrzeżenie, które znalazłam w sieci: ponoć nasze transparenty niesiemy na kijach wzmacnianych ołowiem i drutami, by w odpowiednim momencie użyć ich jako broni – mówi Wiktoria.

Wychowani przez polityków

Doktor Agnieszka Kwiatkowska z Instytutu Nauk Społecznych Uniwersytetu SWPS na pytanie, czy młodzież jest radykalna, odpowiada: tak. – Ale katalizatorem jej działań była bardzo radykalna zmiana prawa. A także radykalny sposób, w jaki została wdrożona. Próby uchwalenia ustawy ograniczającej dopuszczalność aborcji przez Sejm nie udawały się, więc wybór padł na TK. Ten wydał orzeczenie w szczycie pandemii, co jeszcze podniosło emocje.
Jej zdaniem na zachowanie młodzieży trzeba patrzeć w szerszym kontekście: to ludzie, którzy nie pamiętają innej polityki niż ta, która kształtowała się po katastrofie smoleńskiej. – Jej elementem nie jest komunikacja z oponentem, lecz chęć wykluczenia go z dyskusji. A także język pogardy, obarczanie jednych grup społecznych winą za niepowodzenia innych, wyrzucanie poza nawias ludzi według władzy „niegodnych”. Krzyczane na ulicach „wyp…ć” to efekt tego, na co młodzież się napatrzyła. Jeśli więc politycy mają teraz zarzuty do rodziców, że nie dopilnowali swoich dzieci, to raczej powinni mieć pretensje do samych siebie.
Politolodzy przypominają, że młodzi jako uczestnicy świata polityki są mocno odrębni od starszych generacji. Wyróżnia ich negatywne nastawienie do całej klasy politycznej. Przekonanie, że wszyscy politycy są skorumpowani. Te postawy łagodnieją z wiekiem, kiedy pojawia się zniuansowana ocena poszczególnych osób, a także większa akceptacja dla błędów. To dlatego politycy latami ignorowali młodych jako nielojalną grupę, która nie identyfikowała się w pełni z jedną partią i do ostatnich wyborów prezydenckich niechętnie chodziła do urn. Innymi słowy, nie była politycznie atrakcyjna. – Faktem jest, że to PiS postanowił zadbać o pozycję młodych dorosłych na rynku pracy i zwrócił uwagę, że Polska przez lata miała jedne z najwyższych wskaźników umów śmieciowych w Europie. Wydawało się również, że bliski młodzieży temat ekologii przebije się do parlamentu za sprawą tzw. piątki dla zwierząt, która zakazywała m.in. hodowli zwierząt futerkowych. Teraz jednak pod wpływem rolników PiS wycofuje się z zapisów – wylicza dr Kwiatkowska.
Jej zdaniem w ostatnich latach przybywało sukcesywnie decyzji i wypowiedzi świadczących o rozdźwięku pokoleniowym. Koronnym dowodem jest wicepremier Kaczyński mówiący, że odrzucenie systemu moralnego Kościoła to nihilizm. – Światowe badania Pew Research Center pokazują, że Polska jest w czołówce krajów laicyzujących się. Dziś jedynie 26 proc. młodych osób deklaruje udział w niedzielnych mszach świętych. To przepaść w porównaniu ze starszymi pokoleniami. W ten sposób młodzi dają wyraz swojego krytycznego podejścia do sojuszu Kościoła z partią rządzącą, do uprzywilejowanej roli hierarchów, do zamiatania problemu pedofilii pod dywan.

Oni wiedzą, czego chcą

Zdaniem prof. Ewy Marciniak, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, to pokolenie doskonale wie, czego chce. – Chce mieć wpływ na bieg zdarzeń, bo dostrzegło, że polityka ma znaczenie. Owszem, pandemia wydarzyła się niezależnie od polityków, ale to ich konkretne decyzje zmieniają życie. Lockdown jest więc tłem, a funkcję katalizatora spełniło orzeczenie TK. To pokolenie walczy o swoją podmiotowość – ocenia prof. Marciniak. Przekonuje, że takie podejście młodzieży nie powinno dziwić. W końcu filozofią edukacji od 30 lat było dotąd, zarówno w szkole, jak i rodzinie akcentowanie podmiotowego podejścia z afirmacją praw człowieka i obywatela oraz praw dziecka na czele. – Pracujemy nad tym, by młodzież była odpowiedzialna, sprawcza. Mówimy o pokoleniu, które urodziło się na przełomie wieków i wyrasta z dobrobytu na miarę polskich możliwości. To ludzie, którzy nie doświadczyli kataklizmów. Lockdown stał się dla nich pierwszą refleksją na poziomie wspólnotowym. Chcą widzieć siebie jako wolnych ludzi. Nie fetyszyzują wolności, nie kroczy za nią anarchia.
Profesor Marciniak przekonuje, że protesty na ulicach mają kontekst polityczny, bo są skutkiem deficytu debaty publicznej. Kiedy ostatnio jako społeczeństwo dyskutowaliśmy o czymś ważnym? Czy politycy zainicjowali takie rozmowy? – Nie. W naszym kraju debata wciąż toczy się wokół tego, kto jest lepszy: PiS czy Platforma, Tusk czy Kaczyński – podkreśla. Odnosi się też do zarzutu, że młodzież jest sterowana, że ktoś nią zarządza z tylnego fotela. Jej zdaniem w tłumie są frontmani skandujący hasła, ale nikt nikomu nie kazał wychodzić na ulicę. Liderem jest Ogólnopolski Strajk Kobiet, jednak żeby utrzymać tę pozycję, powinien wyjść z perspektywy typowo genderowej na rzecz bardziej pokoleniowej. Bo wśród protestujących są nie tylko osoby, którym nie podoba się orzeczenie TK. Krytykują całą klasę polityczną. Potwierdza to olbrzymi spadek poparcia dla PiS i jego liderów – o 16 pkt proc. w grupie wiekowej 18–25 lat w porównaniu z początkiem września (badanie CBOS). Przy jednoczesnym braku wzrostu słupków opozycji. – Myśleniu młodych towarzyszy pogląd, że mogą wpłynąć na działania rządzących. Muszą jednak patrzeć realnie. Zmiana rządu w systemie demokratycznym następuje w wyniku wyborów, a nie nacisków, nawet największych. W tych protestach żadna partia i żaden polityk nie są oczywistym zwycięzcą. Każdy wychodzi poobijany.

Daj, ać ja pobruszę

Najlepsze są kartony po pizzy lub te, które można dostać przy dużych sieciach handlowych. Wypisywane na nich hasła to już twórczość inspirowana tym, co w hurtowych ilościach dostarczają społecznościówki. Rozmawiam z grupą licealistów na popularnym komunikatorze. Proszę o przykłady haseł, które im się podobają. Podadzą pod warunkiem, że cała rozmowa będzie anonimowa. Przekonują, że po ostatnich zapowiedziach ministra Przemysława Czarnka tak będzie lepiej. Obawiają się o swoich nauczycieli. – Minister chce pociągać do odpowiedzialności szkołę za to, że się angażujemy, jakbyśmy nie mieli własnego rozumu – mówią.
Rekordy popularności nadal biją według moich rozmówców memy o premierze Sasinie, który „wydał grube miliony na wybory”. Wybory, które się nie odbyły. Jest więc „Asasin skradł” w stylistyce nawiązującej do popularnej serii gier przygodowych, dla której tłem są zmagania pomiędzy zakonem templariuszy a bractwem asasynów.
Czytam swoim rozmówcom skład Rady Konsultacyjnej powołanej przez Ogólnopolski Strajk Kobiet. Jej zadaniem jest przekuć w rozwiązania prawne postulaty zgłoszone OSK przez tysiące protestujących po wyroku TK. Czy znają prof. Monikę Płatek, Dorotę Łobodę, Piotra Szumlewicza, Barbarę Labudę, Beatę Chmiel, Danutę Kuroń, Michała Boniego?
Cisza...
– O Kuroniu uczyłem się na historii, ale to chyba nie on, bo tamten zmarł. Reszta ludzi to kompletne noł nejmy – pada po dłuższej chwili.
– Te osoby mają wypracować formę dialogu z politykami, by dotarły do nich postulaty, które macie na hasłach. Tylko pewnie w nieco bardziej dyplomatycznej formie – przekonuję.
– Nie podoba się pani „Jeb…ć PiS”? – pytają. – Już nie chodzi tylko o aborcję. Nam się ulewa. Za to, że ich ból jest większy niż nasz ból. Za mówienie o ludziach, że to ideologia. Za zgodę na to, by ksiądz stał ponad prawem. I, nie zapominajmy, za reformę edukacji.
– Diagnoza, że wulgarne hasła świadczą o wulgarności osób, które je niosą, nie jest trafiona. Mówią raczej o tym, że młodzież jest lepszym obserwatorem życia społecznego, niż wielu się wydawało – komentuje prof. Rafał Zarębski z Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Łódzkiego. – Wulgaryzacja języka trwa od lat. Przyczyniają się do tego politycy używający wobec swoich oponentów coraz mocniejszych słów, pokazujący sobie środkowy palec. To daje swego rodzaju mandat młodzieży: skoro oni mogą, to my też. Tym bardziej że młodość nie zna kompromisów, jest radykalna w ocenach – przekonuje, dodając, że przecież rewolucja nigdy nie jest grzeczna. A na jej transparentach zauważa też wiele odniesień intertekstualnych, kulturowych, literackich. Nie są dziełem rozbrykanej młodzieży, która chce zadymy, lecz osób wykształconych, które celują w złośliwych uwagach. „Jarku, daj, ać ja pobruszę, a ty wyp…”, „Jeszczem w Lubiczu nie był, jeno tu ptakiem śpieszyłem, aby wypier… waszmościów!”. To nawiązania do „Księgi henrykowskiej”, Sienkiewicza. Zdanie o Annuszce to cytat z Bułhakowa. Do tego ironiczne „Podmiot nie zgadza się z orzeczeniem” albo: „PiS działa gorzej niż USOS” (Uniwersytecki System Oceny Studentów). – Pogłębia się przepaść komunikacyjna, bo politycy dostrzegają w hasłach wyłącznie wulgarność i odpowiadają językiem bliskim socjalistycznej nowomowie. W ich odezwach dużo jest o wrogu inspirowanym przez obce siły, o potrzebie walki w obronie wartości. Młodzież, która już wyszła na ulice, tego nie kupuje. Wyczuwa fałsz i styl, o którym uczyła się na lekcjach historii. Stąd wystąpienia władz stają się inspiracją do kolejnych twórczych memów, plakatów.
– Młode pokolenie rozpoczęło wojnę o semantykę, której nie potrafiła podjąć parlamentarna opozycja. Partia władzy prowadzi konsekwentnie narrację, stawiając postawy narodowe i nacjonalistyczne w kontrze do rzekomo płynącego z Zachodu zepsucia. Teraz na ulicach widać po raz pierwszy wyraźny sprzeciw wobec takiego stylu komunikacji – wtóruje dr Helena Chmielewska-Szlajfer, socjolożka z Akademii Leona Koźmińskiego. – Politycy mówią o aborcji eugenicznej, protestujący na ulicach o embriopatologicznej. Obśmiewają też styl władzy, a nic tak nie pozbawia jej autorytetu jak ironia i złośliwości pod jej adresem. Teraz słyszymy, że Ministerstwo Edukacji ma położyć większy nacisk na wychowanie obywatelskie, poprzez zakończenie „pedagogiki wstydu” i m.in. odpowiedni dobór lektur. Dalsze dokręcanie patriotycznej śruby nic nie da. Młodzi ludzie mają własne kanały komunikacji i źródła informacji. Na próby narzucania im, jak mają myśleć, zareagują alergicznie również dlatego, że cechą tego wieku jest bycie w kontrze.

Wdrukowane w młodych głowach

Zdalna lekcja WOS w warszawskim liceum. Dwa dni temu. Temat: Współczesne społeczeństwo. Nauczycielka prosi uczniów, by wpisali do tabeli problemy, z którymi zmagają się dziś młodzi Polacy. Lista jest długa: alkohol, narkotyki, przemoc, hejt, rasizm, brak zrozumienia, podziały społeczne, ekstremizmy, homofobia, prześladowanie innych. Jest tu też pytanie, czy młodzi chcą zakładać rodzinę? „Nie, szczególnie po wyroku TK”. „Nie w czasach, kiedy politycy mówią, jak żyć”. „Tak, bo rodzina to wielka wartość”. „Tak, ale to zależy od doświadczeń, jakie kto miał w domu”, „Tak, bo daje gwarancję bezpieczeństwa”.
Odpowiedzi są bardzo różne i to bardzo dobrze, bo uświadamia, że nie wszyscy, nawet w tym samym wieku, są identyczni.
– Za sprawą młodych pękają bańki, w których tkwiliśmy od ostatnich kilku lat. Owszem, protesty zaczęły się w dużych miastach, ale rozlały się też na mniejsze miejscowości. Nieuprawnione jest więc mówienie, że manifestuje wyłącznie wielkomiejska młodzież o określonych poglądach – mówi dr Paweł Maranowski, socjolog z Collegium Civitas. – To pokolenie protestujących nie ma jednego drogowskazu, za którym podąża. Obok osób mówiących o liberalizacji zasad przerywania ciąży są tacy, którzy nie do końca zgadzają się z postulatami strajku kobiet. Z całą pewnością to ludzie, którzy potrzebowali wydarzenia, które zaznaczyłoby ich obecność. Od protestów przeciwko ACTA nie mieli po temu dostatecznie jednoczącej ich okazji.
Dlaczego teraz, a nie przy okazji obrony sądów czy konstytucji? Zdaniem dra Maranowskiego, starsze pokolenia kultywują jako mit założycielski Polski lata 80., transformację, wejście do UE, NATO. Młodzież uczy się o tym w szkole. Kapitalizm jest dla nich czymś oczywistym. – Tu pewnie należałoby bliżej przyjrzeć się ich definicji wolności i zamachu na nią. Weźmy hipotetyczne ograniczenie dostępu do internetu. Jest duże prawdopodobieństwo, że starsi przeszliby nad tym do porządku dziennego, bo sieć jest dla nich ciągle czymś obok. Dla młodych jest światem spójnym z rzeczywistością. Ograniczenia w tym środowisku zostałyby odebrane jako cenzura, próba zamknięcia okna na świat – przekonuje socjolog. – Podobnie w przypadku aborcji: to, co widać na transparentach, nie jest w przeważającej większości nawoływaniem do przerywania ciąży na życzenie, ale kwestią pozostawienia jednostce wolności i prawa wyboru. Wyboru, który dotyka też pośrednio ludzkiej seksualności. Najmłodsze pokolenie nie rozumie, jak można w imię jednej ideologii zmuszać do określonych zachowań. W tym gronie niemało osób mówi wprost, że to postawa Kościoła wyprowadziła ludzi na ulice. Bunt nie jest dziełem ostatnich tygodni, jego przejawem było stopniowo spadające uczestnictwo młodych ludzi w lekcjach religii. Ostatni komentarz abp. Marka Jędraszewskiego o upadku moralnym i potrzebie nawrócenia w kontekście protestów tylko ugruntował pogląd młodych na hierarchów.
Zdaniem socjologów najprostszym wytłumaczeniem liberalizacji postaw wśród młodzieży jest globalizacja. Prawica narzeka na wytwory kultury Zachodu, w których otwarcie obecny jest homoseksualizm, związki partnerskie, gdzie dyskutuje się o równouprawnieniu kobiet i gdzie Kościół nie jest najważniejszym punktem odniesienia. Ta kultura jest na wyciągnięcie ręki – w internecie, w serialach – i ludzie po nią sięgają. Przez ostatnie lata działała na młodych usypiająco – była tak blisko, że wydawała się czymś oczywistym. Po wyroku TK okazało się, że żyjemy jednak w innym kraju. Dla nich to był szok.
– Uliczna mobilizacja w kolejnych dniach będzie spadać. Chyba że wydarzy się coś na miarę opublikowania wyroku TK lub kolejnych wypowiedzi polityków o aborcji czy karaniu protestujących – mówi dr Paweł Maranowski. – Tyle że czasu nie da się cofnąć. W głowach młodych zostało już wdrukowane, że mają moc. Politycy, którzy myślą o wygranej za trzy lata, muszą pamiętać, że bez nich może im się to nie udać.