We wtorek kilkanaście minut po 2 w nocy czasu waszyngtońskiego głos z Białego Domu zabrał Donald Trump. Po raz pierwszy w historii USA ogłosił, że zwyciężył w wyborach, zanim wszystkie głosy zostały policzone.
‒ Szczerze mówiąc, to wygraliśmy te wybory – powiedział Trump do zgromadzonych wokół niego dziennikarzy, działaczy i członków licznej rodziny. Prezydent mówił o „oszustwie na Amerykanach”. W ten sposób odnosił się prawdopodobnie do zliczania głosów nadsyłanych drogą pocztową, które mogą przechylić szalę zwycięstwa na stronę kandydata demokratów Joego Bidena. Zapowiedział też, że zwróci się do Sądu Najwyższego. Prezydent stwierdził, że „głosowanie powinno się zakończyć”. Komentatorzy interpretują te słowa jako wezwanie do wstrzymania liczenia głosów, ale podkreślają, że prezydent nie ma władzy, by to zarządzić.
To, co może zrobić, to domagać się ponownego przeliczenia głosów. I już tak się stało w przypadku Wisconsin, gdzie wygrał Biden. Wszystko wskazuje na to, że demokrata zwycięży również w Arizonie i Newadzie. Najdłużej, bo do piątkowego wieczora będziemy czekać na dane z Pensylwanii. Do oficjalnych wyników brakuje rezultatów z Georgii i Michigan. Ten ostatni stan raczej nie poda ich przed piątkowym wieczorem. Władze stanu już miesiąc temu oświadczyły, że w ich stanie zliczanie głosów może potrwać dłużej niż gdzie indziej. Wynika to z kilku powodów, m.in. technologii przeprowadzania głosowania, organizacji procesu liczenia głosów oraz przepisów dotyczących liczenia głosów korespondencyjnych.
‒ Jesteśmy przekonani, że uda nam się policzyć wszystko do 6 listopada ‒ powiedziała kilkanaście dni temu sekretarz stanu Michigan Jocelyn Benson, demokratka. Trzeba dodać, że właśnie stanowi sekretarze stanu są odpowiedzialni za przeprowadzenie wyborów w swoich jednostkach administracyjnych. Sama Benson chciała wydłużenia terminu na podanie wyników, ale nie zgodziła się na to zdominowana przez republikanów tamtejsza legislatura.
Najdłużej potrwa liczenie we wspomnianej Pensylwanii, o czym już pisaliśmy. Połowa mieszkańców zagłosowała korespondencyjnie. Przepisy nie pozwalały otwierać pakietów wyborczych przed minionym wtorkiem. Niektóre hrabstwa zapowiedziały, że nie ma szans, by uporały się z podliczeniem wszystkiego w dniu głosowania. Ale moce przerobowe urzędników to nie wszystko. Stan ten zezwala na to, by liczyć wszystkie głosy z pakietów wyborczych, które przyjdą do 6 listopada, dlatego władze w Harrisburgu, czyli pensylwańskiej stolicy, nie mogą zatwierdzić protokołu z wynikami, zanim poczta nie dostarczy ostatniej koperty. A że różnica między kandydatami jest niewielka, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Gdyby dalej szło na remis, to termin na podliczenie wszystkiego i ewentualne ponowne zliczanie wypada dopiero 29 listopada.
Równolegle w sztabie demokratów trwa zbieranie funduszy na prawników, którzy będą walczyć o interesy swojego kandydata w sądach różnych instancji w sprawach dotyczących liczenia głosów. Sprzymierzeńcy i darczyńcy Bidena wyszczególnili na początku tygodnia w rozmowie z portalem Politico, które stany są kluczowe i mogą być przyczyną przedłużających się, kosztownych walk prawnych. Na liście była Floryda, stan, który przypadnie Trumpowi, ale i wspomniane Michigan i Pensylwania.
Scenariusz prawny jest również bliski Trumpowi. Powiedział on, że zwróci się do Sądu Najwyższego o zaprzestanie liczenia głosów. Prezydent ma zapewne w pamięci, że to właśnie owe grono sędziowskie wpłynęło na wynik wyborów 20 lat temu, kiedy głosami pięć do czterech nakazało zakończenie ponownego przeliczania głosów na Florydzie, oddając tym samym zwycięstwo George’owi W. Bushowi. Na czele ewentualnej sądowej batalii stoi Matthew Morgan, przez cztery lata główny doradca wiceprezydenta Mike’a Pence’a. Już w miniony weekend sugerował demokratom, żeby nie próbowali sztuczek. Demokraci jednak twierdzą, że nie planują w Pensylwanii i Michigan stosować; chcą po prostu dokończenia zliczania wszystkich głosów, zgodnie z przepisami.
Poza tym nie jest to takie proste, by Donald Trump zwyczajnie udał się do Sądu Najwyższego, by ten uznał go za zwycięzcę. Zanim dziewięcioosobowe grono sędziowskie zajmie się tym tematem, musi zostać wyczerpana droga prawna we wszystkich niższych instancjach. Jak dotąd toczy się już 300 spraw wokół przeliczania głosów, a dojdą pewnie i nowe. Najpierw rozpatrzą je sądy stanowe. Jeśli ich decyzje zostaną zaskarżone, to obwodowe sądy federalne, potem apelacyjne i dopiero Sąd Najwyższy. Ale o wyrok ostatniej instancji, gdyby do niej wszystko doszło, Trump raczej może być spokojny. Sędzia Brett Kavanaugh, nominowany przez obecnego prezydenta, zgodził się z nim, że trzeba jak najszybciej skończyć liczenie głosów. Oprócz Kavanaugha republikanie mają tam jeszcze pięciu sędziów, a demokraci trzech.