Dla Budapesztu i Mińska konsensus genewski nie ma charakteru ideowego, a polityczny.
Wśród 32 państw, które w czwartek podpisały zainicjowaną przez USA antyaborcyjną deklarację konsensusu genewskiego, są trzy państwa Europy. Poza Polską – Białoruś i Węgry. Oba kraje zapewniają aborcję na życzenie.
Na Węgrzech kobieta musi jedynie złożyć oświadczenie, że znajduje się w sytuacji kryzysowej, która nie jest prawnie zdefiniowana. W 2019 r. przeprowadzono tam 26,9 tys. aborcji, trzykrotnie mniej niż na początku lat 90. i najmniej od upadku komunizmu. Rząd zachęca kobiety, by zamiast przerywania ciąży przekazywały dzieci do adopcji. Dane wykazują wzrost liczby takich decyzji. Władze zaproponowały też świadczenie wypłacane w trakcie ciąży, które ma pomóc tym z pań, które chciały aborcji z przyczyn ekonomicznych.
Nasilenie retoryki w sprawie ochrony życia pozostaje w korelacji z polityką globalną. Podobne stanowisko Donalda Trumpa w tej kwestii ułatwia zbliżenie węgiersko-amerykańskie. Premier Viktor Orbán wielokrotnie wyrażał poparcie dla Trumpa, przyznając, że Węgry nie mają planu B na wypadek jego porażki w wyborach. Węgierskie władze nie skomentowały oficjalnie parafowania genewskiej deklaracji. Rządzący Fidesz nie ma zamiaru zaostrzać prawa aborcyjnego.
Potwierdził to wczoraj tygodnik „HVG”. Polityka antyaborcyjna pozostaje w sferze deklaratywnej, co zresztą jest zgodne z opinią obywateli. Według sondażu z 2017 r. 78 proc. Węgrów uważa, że decyzja o aborcji należy wyłącznie do kobiety. Jedyną zmianą, której Orbán dokonał, było wprowadzenie do konstytucji zobowiązania do ochrony życia od poczęcia, jednak zapis ten nie przyniósł żadnych konsekwencji prawnych.
Władze w Mińsku również nie skomentowały zawarcia konsensusu genewskiego. Białoruś oferuje obywatelkom prawo do aborcji na życzenie do 12. tygodnia ciąży. W 2018 r. zdecydowało się na nią 23,3 tys. Białorusinek, pięciokrotnie mniej niż w 2000 r. Aborcją kończy się dziś co czwarta ciąża, gdy 20 lat temu kobiety częściej ją przerywały, niż decydowały się na urodzenie dziecka. Specjaliści wiążą tendencję spadkową z upowszechnieniem antykoncepcji.
– Kiedy 30 lat temu zaczynałam pracować, aborcja była główną metodą planowania rodziny. Dziennie robiliśmy do 12 zabiegów, większość na późnym etapie ciąży. Normą dla kobiety było 15 aborcji w życiu. Teraz ludzie wreszcie nauczyli się zabezpieczać – mówiła „Komsomolskiej prawdzie w Biełorussii” ginekolog Aksana Ledaszczuk. Takie podejście Białoruś odziedziczyła po czasach ZSRR. W 1920 r. komunistyczna Rosja była pierwszym krajem, który zalegalizował aborcję. Przerywanie ciąży było legalne przez cały czas istnienia ZSRR poza okresem stalinizmu (zakaz obowiązywał w latach 1936–1954).
Aborcja na życzenie jest dziś dostępna we wszystkich krajach dawnego ZSRR, włącznie z konserwatywną Gruzją i muzułmańską Azją Centralną, a gdzieniegdzie, w tym w Rosji, refundowana przez państwo. Białoruś nie jest wyjątkiem. Władze w 2015 r. wprowadziły jedynie obowiązek konsultacji psychologicznej dla kobiet, które chcą terminacji ciąży, i zakazały aborcji na późnym etapie ciąży z przyczyn społecznych. Kliniki zatrudniają etatowych psychologów, którzy stopniowo zastępują konsultantów z organizacji pro-life. Według resortu zdrowia po konsultacji 15–20 proc. kobiet zmienia zdanie, czyli rocznie rodzi się o kilka tysięcy dzieci więcej, niż bez tego obowiązku.
Argumenty pro-life podnoszą jedynie działacze konserwatywnej części opozycji, zwłaszcza Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji. Obóz władzy, jeśli proponuje zaostrzenie prawa, przytacza argumenty demograficzne, związane z ogólnym spadkiem urodzeń. – Nie wolno zakazywać aborcji, ale może warto zaostrzyć kryteria jej przeprowadzania – mówił niedawno poseł Anatol Daszko, ginekolog. Podpisanie deklaracji także w przypadku Mińska jest związane z chęcią udziału we wspólnej inicjatywie z USA. Białoruś liczy, że mimo powyborczych represji relacje te nie popsują się tak, jak ze stolicami europejskimi. Mińsk na wzór Rosji pozycjonuje się też wśród obrońców tradycyjnych wartości, ale retoryka nie przekłada się na praktykę.