Książka, w której uznany historyk opisuje rolę Wiktora Medwedczuka w skazaniu w 1980 r. słynnego dysydenta, rozeszła się w kilka godzin.
Lider obozu prorosyjskiego na Ukrainie Wiktor Medwedczuk wygrał w pierwszej instancji proces z historykiem Wachtanhem Kipianim. Sąd zakazał rozpowszechniania wielokrotnie nagradzanej książki o procesie dysydenta Wasyla Stusa. Wyrok jest na razie nieprawomocny. A rozgłos związany z procesem sprawił, że książka bije nad Dnieprem rekordy popularności.
40 lat temu Medwedczuk był świeżo upieczonym prawnikiem, a ponieważ jeszcze na studiach zwerbował go KGB, powierzano mu szczególnie wrażliwe sprawy. Jedną z pierwszych była obrona Wasyla Stusa, jednego z najwybitniejszych ukraińskich poetów XX w. Stus miał już za sobą jedną odsiadkę. W 1972 r. dostał pięć lat łagru i kolejne trzy lata zsyłki za antysowiecką agitację. Z łagrów Mordowii i obwodu magadańskiego wrócił w 1979 r. podupadły na zdrowiu, ale z działalności dysydenckiej nie zrezygnował, angażując się w prace Ukraińskiej Grupy Helsińskiej.
Gdy w 1980 r. został ponownie aresztowany, do obrony przydzielono mu Medwedczuka, co skrupulatnie opisał historyk, redaktor naczelny „Istorycznej prawdy” Wachtanh Kipiani w wydanej w ubiegłym roku książce „Sprawa Wasyla Stusa”. Jak pisze Kipiani, adwokat faktycznie realizował linię prokuratury. „Medwedczuk w sądzie przyznał, że wszystkie »przestępstwa« rzekomo popełnione przez jego klienta »zasługują na ukaranie« (…). Inną zbrodnię wobec poety Medwedczuk popełnił, nie powiadamiając jego rodziny o początku rozpoznania sprawy (…). Bał się KGB czy po prostu zawsze był cynikiem i amoralnym typem?” – czytamy w „Sprawie…”.
Stus dostał 10 lat łagru i kolejne pięć lat zsyłki. Najpewniej uwolniono by go w II poł. lat 80. na fali głoszonej przez Michaiła Gorbaczowa pieriestrojki. Dysydent nie doczekał jednak odwilży. Zmarł w 1985 r. podczas protestacyjnej głodówki w łagrze Perm-35, gdzie swego czasu siedzieli także inni znani dysydenci, jak Władimir Bukowski, Siergiej Kowalow, Łewko Łukjanenko czy późniejszy wicepremier Izraela Natan Szczaranski. Medwedczuk kontynuował karierę adwokacką. – Jeśli ktoś uważa, że mógłbym uratować Stusa, to albo kłamie, albo nigdy nie żył w ZSRR i nie wie, co to takiego. Decyzje w takich sprawach podejmowano nie w sądzie, a w instancjach partyjnych i KGB – bronił się po latach.
Na niepodległej Ukrainie Medwedczuk był szarą eminencją czasów Łeonida Kuczmy (1995–2005) jako kierownik jego administracji, a w ostatnich latach – liderem obozu prorosyjskiego. Jako współpracownik Kuczmy zaprzyjaźnił się z rosyjskim przywódcą Władimirem Putinem. Rodzicami chrzestnymi jego córki Daryny są Putin i Swietłana Miedwiediewa, żona eksprezydenta. Jak pisał dziennikarz Michaił Zygar, na daczy Medwedczuka na Krymie Putin świętował w 2014 r. aneksję półwyspu. Od innych ukraińskich polityków odróżnia go też to, że chętnie podaje do sądu dziennikarzy piszących o ciemnych kartach jego biografii. Presja często prowadzi do autocenzury. W 2019 r. twórcy filmu „Zaboronenyj” (Zakazany), opowiadającego o losach Stusa, usunęli ze scenariusza sceny z udziałem Medwedczuka, który jeszcze na etapie produkcji nazwał obraz „amerykańską prowokacją”.
Dlatego Kipianiego nie zdziwił pozew, który otrzymał w sierpniu 2019 r. za „Sprawę Wasyla Stusa”. Analogiczny pozew dostało też wydawnictwo, a nawet drukarnia. W poniedziałek sąd przychylił się do wniosku Medwedczuka i nakazał wydawnictwu wycofanie książki z obrotu i usunięcie z niej rozdziału zatytułowanego „Czy adwokat Medwedczuk zabijał poetę Stusa?”. Co więcej, zakazano mediom opisywania sprawy w sposób, który „mógłby umożliwiać identyfikację Medwedczuka jako osoby”. „Sąd zabronił rozpowszechniania paszkwilu Kipianiego o Stusie i kłamliwych informacji o Medwedczuku. Nie powiodła się kolejna brudna prowokacja” – triumfowało biuro prasowe partii O Życie, w której polityk jest czołową postacią.
Medwedczuk zaś padł ofiarą efektu Barbry Streisand, który polega na tym, że jeśli znane osoby zaczynają walczyć z rozpowszechnianiem negatywnych informacji na swój temat, zdobywają one jeszcze większy rozgłos. „W ciągu godziny (od orzeczenia – red.) nakład książki znów wykupiono. Wszystkie magazyny są puste. Pozdrowienia dla kuma Putina” – napisał Kipiani, a wydawnictwo ogłosiło dodruk 3,5 tys. egzemplarzy poza 19,9 tys., które zdążyły się rozejść. Wydawca chce, by chętni zdążyli kupić nieocenzurowaną wersję przed uprawomocnieniem się decyzji sądu. Po jego stronie stanął minister kultury, który ogłosił, że na własny koszt wykupi część dodruku i przekaże państwowym bibliotekom. „Ministerstwo rekomenduje przeczytanie tej książki” – napisał Ołeksandr Tkaczenko.