W niedzielę, rok od obalenia Evo Moralesa, szykuje się wyborcze starcie między zwolennikami a przeciwnikami b. prezydenta. To może być ostatnia szansa na bezkrwawe rozstrzygnięcie walki o władzę w kraju.
Powtórzone wybory – po tym, jak wyniki tych ubiegłorocznych zostały zakwestionowane przez ówczesną opozycję – miały odbyć się w maju. Od tego czasu zostały jednak dwukrotnie przesunięte w związku z pandemią.
Sondaże wskazują na zwycięstwo Luisa Arce, wieloletniego ministra gospodarki, kandydata popieranego przez Moralesa i jego Ruch na rzecz Socjalizmu (MAS). Jego popularności sprzyja sentyment za stabilnymi rządami eksprezydenta wzmocniony skutkami pandemii. W pierwszych siedmiu miesiącach roku gospodarka Boliwii skurczyła się – według oficjalnych danych – o blisko 8 proc., a bezrobocie wzrosło do 11,8 proc. Kraj zmaga się też z uszczuplonymi na skutek ograniczenia eksportu rezerwami walutowymi.
W praktyce, jak mówi latynoamerykanista, dr Radosław Powęska, sytuacja społeczno-ekonomiczna w kraju jest jeszcze gorsza, bo oficjalne statystyki nie uwzględniają m.in. sektora rolnego oraz bardzo szerokiej szarej strefy, w której ludzie nie mogą liczyć na zabezpieczenia społeczne. – W efekcie mamy do czynienia z ogromnym wzrostem ubóstwa, pojawia się problem głodu. W naturalny sposób stało się to katalizatorem społecznego niezadowolenia – podkreśla ekspert.
Przewaga Arce może nie być wystarczająca, by uniknąć drugiej tury, a w tej faworytem będzie już jego kontrkandydat. Głównym rywalem dla Arce, po wycofaniu się z wyborów tymczasowej prezydentki Jeanine Áñez, jest poprzednik Moralesa, centrysta Carlos Mesa. Pozycję trzeciej siły zajmuje kandydat ultrakonserwatywnego Ruchu Rewolucyjno-Narodowego Luis Fernando Camacho.
– Panuje zgoda, że jeśli dojdzie do drugiej tury, zwycięstwo Mesy jest właściwie pewne. Zadecydują o tym głosy negatywne przeciwko MAS – mówi Powęska. Wyniki sondaży świadczą jednak o utrzymującej się w kraju polaryzacji politycznej i o porażce rządu tymczasowego w jego staraniach o odebranie rządu dusz socjalistom. – Rząd okazał się kompletnie bezradny wobec pandemii i jej następstw. Załamała się koniunktura w całym regionie. Jednocześnie bardzo restrykcyjne podejście do zarządzania pandemią kompletnie się w Boliwii nie sprawdziło – dobiło gospodarkę, nie przynosząc spodziewanych efektów, jeśli chodzi o zatrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa. Pomoc państwa dla poszkodowanych przez kryzys była bardzo skromna i doraźna, w formie jednorazowych bonów. Obrazu dopełniały liczne skandale korupcyjne z udziałem rządzących – wskazuje ekspert.
Jak ocenia, relacje sił pomiędzy ugrupowaniem Moralesa a jego przeciwnikami pozostają na tyle wyrównane, że wybory mogą nie zakończyć konfliktu. – Istnieje zagrożenie, że o zwycięstwie przesądzi niewielka różnica głosów, a wtedy można spodziewać się podważania wyników głosowania – uważa Powęska. – Jednocześnie są to dla Boliwii wybory ostatniej szansy. Jeśli ich efektem znowu będzie pat, wzrośnie ryzyko rozwiązania siłowego. Na początku października minister spraw wewnętrznych Arturo Murillo zapowiedział, że jeśli partia Moralesa będzie destabilizować sytuację w kraju w trakcie lub po wyborach, nie zawaha się przed wykorzystaniem struktur siłowych – dodaje.
Ekspert ocenia, że nawet w przypadku uznania wyników wyborów sytuacja polityczna w Boliwii może pozostać niestabilna. – Należy się spodziewać, że żadne z ugrupowań w parlamencie nie uzyska samodzielnej większości, co może generować napięcia pomiędzy przyszłym prezydentem a władzą ustawodawczą. Ewentualna koalicja przeciwników MAS będzie zmagać się z niespójnością wewnętrzną, bo poza niechęcią wobec partii Moralesa niewiele ich łączy – zauważa. Do niestabilności może się też – według niego – przyczynić rosnąca rzesza wyborców antysystemowych, którzy nie popierają żadnej ze stron konfliktu. – W sondażach 20 proc. Boliwijczyków zapowiada, że odda „puste głosy” – zaznacza Powęska.
Sam Evo Morales, który w listopadzie ub.r. został zmuszony do opuszczenia kraju przez wojsko, przebywa obecnie w Argentynie, gdzie otrzymał azyl polityczny. Wcześniej spędził kilka tygodni w Meksyku, na zaproszenie tamtejszego prezydenta Andrésa Manuela Lópeza Obradora. Spekuluje się, że w razie zwycięstwa kandydata MAS wróci do kraju i do odgrywania kluczowej roli w boliwijskiej polityce.