Kandydat demokratów na prezydenta opisał swoją wizję dyplomacji na łamach „Foreign Affairs”.
„Globalne wyzwania, przed którymi stoi Ameryka – od zmian klimatycznych i masowej migracji po przełomowe technologie i choroby zakaźne – stają się coraz pilniejsze i bardziej złożone, tymczasem szybkie postępy autorytaryzmu, nacjonalizmu i nieliberalnych demokratur sprawiają, że coraz trudniej im sprostać. Demokracjom, paraliżowanym przez przerosty partyjniactwa, niszczonym przez korupcję i ogromne nierówności, trudniej spełniać obietnice dane społeczeństwu. Spada zaufanie do instytucji demokratycznych. Rośnie lęk przed innym, a międzynarodowy system, tak starannie skonstruowany przez USA, rozchodzi się w szwach” – zaczyna swoją wizję Joe Biden.
Jego zdaniem demokracja to nie tylko fundament amerykańskiego społeczeństwa, ale także źródło jego mocy. Wzmacnia i rozszerza przywództwo USA, zapewnia bezpieczeństwo na świecie, jest motorem pomysłowości, która napędza dobrobyt gospodarczy, oraz istotą tego, kim są Amerykanie, jak widzą świat i jak reszta świata widzi ich. Kandydat demokratów i faworyt listopadowych wyborów zakłada, że trzeba będzie przeprowadzić gruntowną reformę wizerunkową, po tym jak – jego zdaniem – Trump zepsuł renomę USA w świecie.
„Jako naród musimy dowieść wobec świata, że Stany Zjednoczone znów są gotowe przewodzić – nie tylko przykładem naszej mocy, ale także mocą naszego przykładu. Dlatego zrobię wszystko, byśmy wrócili do naszych podstawowych wartości” – stwierdza były wiceprezydent. I dodaje, że jeżeli wygra wybory, zerwie z „okrutną i bezsensowną” polityką administracji Trumpa, która na granicy z Meksykiem rozdziela rodziców od dzieci, zakończy szkodliwą w jego opinii politykę azylową, zniesie zakazy podróżowania, ustali roczną liczbę przyjęć uchodźców na 125 tys. i postara się z czasem ją podnosić.
W tym miejscu Biden powołuje się na swoje doświadczenie. „Opublikowałem już plany opisujące, w jaki sposób Stany Zjednoczone skoncentrują się na przyczynach tego, że imigranci zmierzają do naszej południowo-zachodniej granicy. Jako wiceprezydent zagwarantowałem wsparcie demokratów i republikanów w wysokości 750 mln dol. dla programu pomagającego przywódcom Salwadoru, Gwatemali i Hondurasu w walce z korupcją, przemocą i powszechną nędzą, które zmuszają ludzi do opuszczania domów. Odkąd w krajach takich jak Salwador wzrosło poczucie bezpieczeństwa, zaczęła się zmniejszać migracja. Jako prezydent oprę się na tej inicjatywie, przewidującej czteroletni, wszechstronny program strategii regionalnej z budżetem wartym 4 mld dol.” – stwierdza.
Biden, podobnie jak Trump, uważa Chiny za podstawowe wyzwanie dla amerykańskiej dyplomacji. „Moja administracja wyposaży Amerykanów w instrument sukcesu w światowej gospodarce – politykę zagraniczną dla klasy średniej. Żeby wygrać rywalizację o przyszłość z Chinami i innymi krajami, Stany Zjednoczone muszą zwiększyć przewagę innowacyjną i zjednoczyć siłę gospodarczą światowych demokracji, przeciwdziałać nadużyciom gospodarczym i zmniejszyć nierówności” – pisze na łamach „Foreign Affairs”.
Jeżeli chodzi o Bliski Wschód, demokratyczny pretendent do prezydentury – o czym pisaliśmy niedawno w DGP – uważa, że czas się Ameryce powoli stamtąd wycofywać. Jego zdaniem najwyższy czas zakończyć ciągłe wojny, które kosztowały „niezliczoną ilość krwi i pieniędzy”. USA powinny sprowadzić do domu większość żołnierzy z Afganistanu i Bliskiego Wschodu, i ściśle zawężyć ich zadania do pokonania Al-Ka’idy i Państwa Islamskiego. W tej kwestii niczym się nie różni od Donalda Trumpa. „Powinniśmy przestać wspierać działania zbrojne pod dowództwem Arabii Saudyjskiej w Jemenie. Uporczywe trwanie przy niemożliwych do wygrania konfliktach wyczerpuje naszą zdolność do przewodzenia w innych dziedzinach i uniemożliwia nam odbudowę innych instrumentów amerykańskiej potęgi” – twierdzi Biden.
A co z Polską? Biden politykę wobec naszego regionu wiąże z twardym podejściem wobec Moskwy. Uważa, że Kreml boi się silnego NATO, najskuteczniejszego sojuszu we współczesnej historii. „Aby przeciwstawić się rosyjskiej agresji, musimy dbać o zdolności militarne Sojuszu, a także zwiększyć jego zdolność radzenia sobie z niekonwencjonalnymi zagrożeniami, takimi jak uzbrojona demoralizacja, dezinformacja i kradzież. Musimy obciążyć Rosję rzeczywistymi kosztami łamania międzynarodowych norm i wspierać rosyjskie społeczeństwo obywatelskie, które odważnie sprzeciwia się kleptokratycznemu systemowi Putina” – podsumowuje.