Rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny powiedział, że rozwiązanie sprawy próby jego otrucia jest "bardzo łatwe" i że należałoby zbadać nagrania z hotelu w Tomsku, by sprawdzić, kto wchodził do jego pokoju. Zdaniem polityka truciznę umieszczono na jego odzieży.

"Bardzo łatwo jest tę sprawę (karną) rozwiązać. Potrzebny jest do tego wykaz rozmów telefonicznych, nagrania wideo i wszystko będzie jasne" - powiedział Nawalny w opublikowanym w piątek wywiadzie dla niezależnej telewizji Dożd. Jak przekonywał, podczas pobytu na Syberii był stale śledzony, a w hotelu w Tomsku, gdzie się zatrzymał, było wiele kamer monitoringu. Opozycjonista powiedział, że chciałby się zapoznać z nagraniami z hotelu i zobaczyć, kto wchodził do jego pokoju. Jednak nagrania te - według niego - zostały skonfiskowane przez funkcjonariuszy policji i Federalnej Służby Bezpieczeństwa.

Opozycjonista zażądał także zwrotu swego ubrania, w którym trafił do szpitala w Omsku. Jego zdaniem "są podstawy, by sądzić, że trucizna została umieszczona właśnie na ubraniu".

"To, co robi MSZ Rosji, jest po prostu odwracaniem uwagi. Piszą oni z jakiegoś powodu do Niemiec i czegoś od nich żądają. Jakie Niemcy? W Rosji jest moje ubranie, które można poddać ekspertyzie, jest mnóstwo mojej krwi ze szpitala w Omsku, którą można poddać wszelkim badaniom, jest moja dokumentacja lekarska - wszystko, co potrzebne do należytego śledztwa" - mówił Nawalny.

Jednak, jego zdaniem, w Rosji nie ma nawet "pozorów śledztwa". "Dla mnie jest to jeszcze jeden dowód na to, że za tą sprawą stoi bezpośrednie polecenie (prezydenta Rosji Władimira) Putina. Inaczej widzielibyśmy coś w rodzaju śledztwa w sprawie zabójstwa (opozycjonisty Borysa) Niemcowa", gdy zatrzymano "bezpośrednich wykonawców", choć nie organizatorów - przekonywał. Jako zleceniodawców próby otrucia go Nawalny wymienił "przedstawicieli władz i służb specjalnych".

Nawalny powiedział też, że za granicą, gdzie obecnie przebywa, nie kontaktuje się z osobami oficjalnymi, np. przedstawicielami UE. "Jedynymi osobami, z którymi się kontaktuję, są lekarze" - powiedział. Wyraził przekonanie, że urzędnicy unijni nie potrzebują jego pomocy w planowaniu sankcji wobec Rosji w związku z próbą otrucia go.

Sankcje "związane są nie ze mną, a z faktem zastosowania broni chemicznej" i naruszeniem konwencji o jej zakazie - podkreślił Nawalny. Wyraził przekonanie, że "okazało się, że na terytorium Rosji istnieje aktywny program prac nad bronią chemiczną i używania jej do likwidowania oponentów politycznych".

Po raz kolejny zapowiedział, że powróci do Rosji i będzie kontynuował dotychczasową działalność.

Z Moskwy Anna Wróbel (PAP)