Potwierdzenie podziału resortów i liczby ministrów między koalicjantami, ogólna deklaracja wspólnego startu w wyborach w 2023 roku - to elementy, które znalazły się w porozumieniu, podpisanym dziś przez liderów Zjednoczonej Prawicy. Ale do tego dochodzi jeszcze cały szereg uzgodnień, które nie zostały spisane.

W dzisiejszym oświadczeniu Jarosława Kaczyńskiego, Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry usłyszeliśmy jedynie ogólniki, że koalicja trwa. - Zostało zawarte porozumienie, jestem głęboko przekonany, że dzisiejszy dzień dobrze zapisze się w naszej historii, przed nami trzy lata do kolejnych wyborów parlamentarnych - stwierdził prezes PiS.

Mimo to udało nam się ustalić, co przewiduje porozumienie warunkujące dalszą współpracę w ramach Zjednoczonej Prawicy. Część uzgodnień nie została wprost spisana w porozumieniu, ale obowiązuje bardziej jako polityczna deklaracja.

Najważniejsze ustalenia dotyczące rządu przewidują, że po rekonstrukcji pozostanie 14 resortów, w tym po jednym resorcie dla koalicjantów Solidarnej Polski i Porozumienia. Oba te ugrupowania dostaną także po jednym ministrze w Kancelarii Premiera (ze strony ziobrystów miałby to być Michał Woś, z kolei z Porozumienia oddelegowana ma być osoba, która ma odpowiadać za sprawy samorządowe - co wczoraj ujawnił Jarosław Gowin na antenie TVN24) oraz po trzech wiceministrów poza swoimi “statutowymi” resortami (i tak np. ziobryści doczekają się wiceministra rolnictwa).

Jedną z kluczowych kwestii jest to, co PiS ustalił z Solidarną Polską w zakresie dwóch ustaw, które wywołały ostatni kryzys w koalicji. Jak wynika z naszych informacji, rozstrzygnięcia dotyczące ustawy COVID-owej (tzw. ustawa o bezkarności) są odłożone na później.

- Ona nie była warunkiem porozumienia - zapewnia jeden z polityków koalicji rządzącej. Także kwestie dotyczące ustawy o ochronie zwierząt, jak mówi jeden z naszych informatorów, nie znalazły się w umowie koalicyjnej. - Ale nie będziemy głosować przeciwko PiS jeśli ustawa wróci z Senatu - mówi nam polityk Solidarnej Polski.

W porozumieniu, jak słyszymy, znalazła się też ogólna deklaracja o wspólnym starcie z list wyborczych w wyborach parlamentarnych w 2023 roku. - Na dziś zagwarantowano miejsca dla tych przedstawicieli koalicjantów PiS, którzy zasiadają w parlamencie. Co do pozostałych osób, to już będzie przedmiotem późniejszych negocjacji - twierdzi jeden z naszych rozmówców z obozu rządzącego.

Niepisaną umową z PiS ma być także to, że wszelkie projekty legislacyjne mają być uzgadniane koalicyjnie. Chodzi o uniknięcie sytuacji, gdy np. politycy Solidarnej Polski, walczący o większą podmiotowość własnego ugrupowania, z własnej inicjatywy pisali projekty ustaw dla innych ministrów. Tak było wtedy, gdy minister środowiska Michał Woś przedstawił projekt ustawy zwiększający jawność finansowania NGO-sów, mimo że to domena wicepremiera Piotra Glińskiego. Albo gdy Janusz Kowalski, wiceszef MAP, zaczął propagować projekt ustawy zakładający reformę unijnego handlu emisjami (co z kolei jest wkroczeniem w “działkę” ministra klimatu Michała Kurtyki).

Prezes PiS Jarosław Kaczyński wchodzi do rządu, ale podobno nie jest to ujęte w porozumieniu, raczej uzgodnione politycznie, podobnie jak kilka innych kwestii. Oficjalne komunikaty w sprawie efektów umowy, każdy z koalicjantów interpretuje na swoją korzyść.

- Wzmocniliśmy się po tym kryzysie, udało się uniknąć najdalej idących wariantów jak odebranie nam resortu sprawiedliwości - mówi polityk Solidarnej Polski. Takie pomysły pojawiły się na poniedziałkowym zebraniu kierownictwa PiS o czym pisaliśmy w DGP.

Osobna kwestią w ramach umowy koalicyjnej są uzgodnienia programowe. PiS pokazał 10 punktów, których większość opisywaliśmy w DGP. Chodzi np. o zmianę organów założycielskich szpitali, usprawnienie sądownictwa, zmiany w kodeksie wyborczym, dekoncentracja mediów i inne punkty.