Nie martw się, Bob. Napiszemy kolejną książkę” – tymi słowami Donald Trump kończy jedną z rozmów z Bobem Woodwardem, legendą amerykańskiego dziennikarstwa i autorem książki „Gniew” ukazującej kulisy Białego Domu za kadencji 45. prezydenta USA. W tej konkretnej wymianie (jest przełom czerwca‒lipca) panowie dyskutują na temat pandemii koronawirusa, która wtedy akurat zaczęła przybierać fatalny obrót. Woodward stara się przekonać prezydenta, że jego optymizm w tej sprawie jest nieuzasadniony.
„Jako obywatel tego kraju, ktoś, kto tu mieszka – jestem po prostu pełen obaw odnośnie do całej tej sytuacji” – mówi Woodward. „Nie przejmuj się tym, Bob, OK? Nie zawracaj sobie tym głowy. Jeszcze napiszemy kolejną książkę. Zobaczysz, że miałem rację” – odpowiada prezydent. „Kolejną” w tym wypadku znaczy książkę o drugiej kadencji, chociaż z tonu tej wymiany można odnieść wrażenie, że Trump nie jest pewien, czy do niej dojdzie.
Gdyby Amerykanie za niecałe dwa miesiące mieli się kierować wyłącznie tym, jak obecnego lokatora Białego Domu podsumowuje człowiek, który opisywał kulisy działania dziewięciu prezydentów, to Trump przegrałby z kretesem. „Biorąc pod uwagę całość dokonań prezydenta, mogę dojść wyłącznie do jednego wniosku: Trump nie nadaje się do tej roboty” – konkluduje Woodward.
W dobie niechęci do ekspertów konkluzja ta jednak nie ma szans przebić się do publicznej świadomości; to jeden z setek, jeśli nie tysięcy głosów, na jakie składa się wszechobecny szum informacyjny. Jak bowiem otwarcie mówi w książce Jared Kushner, zięć prezydenta będący jednocześnie jego doradcą, „w świecie Trumpa tematy dnia nie żyją bardzo długo”. Czytaj: zanim pójdziecie do urn, zapomnicie, że media żyły tą książką.
Co ciekawe jednak, w „Gniewie” Trump wypada trochę lepiej niż w „Strachu”, pierwszej książce Woodwarda poświęconej obecnemu prezydentowi. „Strach” to jazda bez trzymanki, w której grono ekspertów i najbliższych doradców co chwila stara się powstrzymać swojego szefa od zrobienia czegoś niemądrego. Posuwają się czasami do zabierania dokumentów z prezydenckiego biurka albo zamykania się z Trumpem w pokoju bez okien, żeby mógł się skupić. Czasami przypomina to bardziej „Gliniarza w przedszkolu” niż „Prezydencki poker”.
Teraz jednak nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z człowiekiem, na którym odłożyło się trzy i pół roku rządzenia największym krajem na świecie. „Za wszystkimi drzwiami kryje się dynamit”, w momencie wyjątkowej szczerości wyznaje Woodwardowi Trump, co dziennikarz określa „najbardziej świadomym stwierdzeniem dotyczącym niebezpieczeństw, presji i odpowiedzialności niesionych przez urząd prezydencki, jakie słyszałem z ust Trumpa czy to publicznie, czy prywatnie”.
Problem polega jednak na tym, że takie chwile trwają w jego przypadku, no cóż – tylko chwilę, a potem jakby następował reset. Szczególnie jest to widoczne w przypadku pandemii: Woodward podnosi temat wielokrotnie, ale tylko raz Trump jest gotów na poważną rozmowę o detalach. W innych wymianach zmienia temat albo bagatelizuje problem. „A zaprosił pan Fauciego do siebie, żeby o tym porozmawiać?”, pyta dziennikarz o najważniejszego eksperta od koronawirusa w Stanach. „Szczerze, Bob, to nie ma na to za dużo czasu” – wypalił Trump.
Są jednak ludzie, którzy nauczyli się doskonale funkcjonować w tym Białym Domu. Czołowym przykładem dla Woodwarda jest prezydencki zięć Jared Kushner. I chociaż w którymś momencie z ust jednego z rozmówców dziennikarza pada oskarżenie, że przy Trumpie Kushner zachowuje się jak cheerleaderka, to mąż Ivanki Trump zaskakuje diagnozą swojego teścia. Wszystkim, którzy chcą go zrozumieć, poleca kilka lektur, w tym „Alicję w Krainie Czarów”, a konkretnie postać Kota z Cheshire – przez wzgląd na jego słowa „jeśli nie wiesz, gdzie idziesz, każda droga cię tam zabierze”.
Inną lekturą, jaką polecił Kushner, jest książka „Jak wygrać z przytupem: perswazja w świecie, gdzie nie liczą się fakty” Scotta Adamsa, twórcy komiksów z Dilbertem. Autor przekonuje w niej, że Trump może wmówić wyborcom cokolwiek, bo jedyne, co zapamiętają, to, że coś powiedział, „a jego przeciwnicy jak zwykle nazwali go kłamcą”. „Kontrowersja podnosi rangę przekazu”, miał konkludować Kushner. „Razem te lektury przedstawiały Trumpa jako szalonego i upartego manipulanta. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś zaproponowałby je jako sposób na zrozumienie własnego teścia – a już na pewno prezydenta, u którego znajdowali się na służbie” – pisze Woodward.
„Gniew” niesie również lekcje dla nas. Na świecie są liderzy, którzy z Trumpem ułożyli sobie współpracę. Emmanuel Macron zabrał prezydenta USA na paradę wojskową. Abe Shinzo grał z nim w golfa. My zaproponowaliśmy Fort Trump (pamiętam, jak na dźwięk tej nazwy lokator Białego Domu uśmiechnął się podczas wspólnej konferencji prasowej z prezydentem Dudą). Kojarzymy Trumpa ze wspaniałym przemówieniem o Powstaniu Warszawskim oraz przesunięciem wojsk amerykańskich na nasze terytorium. Nie ma jednak gwarancji, że zawsze tak będzie, skoro każda droga gdzieś prowadzi.