Na liście sankcji wymierzonych przeciwko Mińskowi może się znaleźć od 15 do 20 nazwisk.
Powołany wczoraj przez prezydenta Andrzeja Dudę na ministra spraw zagranicznych Zbigniew Rau dzisiaj udaje się do Berlina, by wziąć udział w swoim pierwszym zagranicznym spotkaniu. Będzie to nieformalne posiedzenie szefów dyplomacji z krajów UE w formacie Gymnich (jest to spotkanie szefów MSZ organizowane przez stolicę, która w danym półroczu sprawuje przewodnictwo w Radzie UE; teraz są to Niemcy). Głównym tematem będzie Białoruś.
Ministrowie mają m.in. kontynuować rozmowę o sankcjach. Formuła jest luźna, ministrom nie towarzyszą nawet asystenci, dlatego nie należy liczyć na formalne rozstrzygnięcia. Możliwe jest jednak, że spotkanie przyspieszy nałożenie obostrzeń na Białoruś. Prace są już na ukończeniu, ale według źródła UE obecność każdego nazwiska musi zostać udokumentowana i poparta dowodami. – Chcemy uniknąć zakwestionowania listy w Trybunale w Luksemburgu. To już się w przeszłości zdarzało, nie jest to dobre doświadczenie, dlatego musimy podejść do tego poważnie – podkreśla wysoki rangą przedstawiciel UE pytany o to, dlaczego lista nie jest jeszcze gotowa.
– Nie możemy podać jeszcze konkretnej liczby osób. W mojej ocenie może to być pomiędzy 15 a 20 osób – dodaje. Lista ta powstała na podstawie informacji dostarczonych przez kraje członkowskie oraz przedstawicieli UE na Białorusi. Znajdą się na niej osoby odpowiedzialne za represjonowanie protestujących lub odpowiedzialne za fałszowanie wyborów. Sankcje będą musiały zostać zaakceptowane przez ministrów spraw zagranicznych, ale na posiedzeniu formalnym, a to jest planowane na koniec sierpnia.
Sankcje mają mieć charakter „stopniowy”, co oznacza, że pierwsza lista będzie mogła być uzupełniana o kolejne nazwiska. Nastąpi to, jeśli sytuacja na Białorusi będzie eskalować. Co to znaczy? Unia Europejska jest zaniepokojona tym, że prezydent Alaksandr Łukaszenka nie podejmuje dialogu ze stroną społeczną i opozycją. Co więcej, we wtorek zatrzymano na Białorusi Wolhę Kawalkawą, członkinię Rady Koordynacyjnej, ciała powołanego przez opozycję, który ma rozwiązać kryzys polityczny i działa w imieniu protestujących. Wczoraj z kolei na przesłuchanie do Komitetu Śledczego, który bada sprawę utworzenia Rady, została wezwana członkini jej prezydium, białoruska noblistka Swiatłana Aleksijewicz.
Unijne obostrzenia kwestionuje Moskwa, która od początku protestów na Białorusi ostrzegała Zachód przed ingerowaniem w jej wewnętrzne sprawy. We wtorek po rozmowie szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa z zastępcą sekretarza stanu USA Stephenem Biegunem rosyjskie MSZ wydało oświadczenie, w którym ponowiło ostrzeżenie, wskazując, że chodzi nie tylko o naciski polityczne, ale również o sankcje.
Na te czeka rząd w Warszawie, który wczoraj zorganizował spotkanie z przedstawicielami klubów parlamentarnych. Premier Mateusz Morawiecki przedstawił działania swojego gabinetu i możliwe scenariusze rozwoju sytuacji.
Pozostaje też pytanie, czy Łukaszenka jest nadal partnerem do rozmowy dla UE. Wielu odczytało nieuznanie wyniku wyborów prezydenckich na Białorusi jako sygnał, że Unia nie uznaje już tego polityka za głowę państwa. O to także apelowała konkurentka Łukaszenki Swiatłana Cichanouska. Ale źródła UE ucinają te spekulacje – Łukaszenka pozostaje partnerem do rozmowy do momentu, w którym w wolnych i uczciwych wyborach Białorusini nie wskażą nowego prezydenta.
Napięcia na linii Wschód – Zachód pogłębia otrucie Aleksieja Nawalnego. Ministrowie mają również dyskutować o tym dzisiaj w Berlinie, mieście, w którym leczony jest rosyjski opozycjonista. Unia Europejska ma naciskać na Rosję, żeby wszczęła śledztwo w tej sprawie. Kreml deklaruje jednak, że tego nie zrobi.