Liczba konstytucyjnych ministrów może zmniejszyć się nawet o połowę. Miotła będzie miała co robić także na szczeblu wiceministrów
W dyskusji o rekonstrukcji rządu jeszcze nie pojawiają się konkretne nazwiska ‒ zarówno jeśli chodzi o ministrów do zdymisjonowania, jak i ich następców – wynika z naszych informacji uzyskanych z kilku źródeł w PiS i rządzie. ‒ Dyskusja ma charakter strukturalny. Trwają analizy dotyczące tego, z których ministerstw możemy zrezygnować i kto mógłby przejąć ich kompetencje. Dopiero na bazie tych analiz będą podejmowane decyzje o charakterze personalnym ‒ tłumaczy nasz rozmówca.
Głównym celem powakacyjnej rekonstrukcji rządu jest jego radykalne odchudzenie. Już obecny miał być mniej liczny, ale, jak słyszymy, prezes PiS Jarosław Kaczyński nie chciał generować konfliktów wewnątrz koalicji przed wyborami. Teraz ma większe pole manewru.
‒ Mamy aż 24 konstytucyjnych ministrów. Intencją jest ścięcie ich liczby nawet o połowę ‒ mówi nam polityk PiS.
Według naszych informacji „miotła” szykuje się też na szczeblu wiceministrów, zwłaszcza sekretarzy stanów, którzy mogą łączyć swoje funkcje ministerialne z mandatem poselskim lub senatorskim. ‒ Przy tej liczbie wiceministrów w randze sekretarza stanu pojawiają się problemy ze skompletowaniem ludzi w komisjach sejmowych. Dlatego to sekretarze stanu w pierwszej kolejności będą zmuszeni do odejścia ‒ twierdzi jeden z działaczy PiS.
Cel zmian: skrócenie i uproszczenie procesu decyzyjnego. ‒ Przy projekcie dotyczącym OFE w pewnym momencie nikt już nie wiedział, kto tę sprawę pilotuje. Zaangażowane w to były aż trzy resorty: rozwoju, finansów oraz funduszy i polityki regionalnej ‒ wskazuje jeden z naszych rozmówców. Inny przykład to lex Uber, czyli regulacja mająca ucywilizować sytuację na rynku przewozu osób. ‒ Postanowiono, że sprawę poprowadzi Jadwiga Emilewicz. Potem jednak Andrzej Adamczyk wyszedł z projektem ustawy, a i tak Jadwiga musiała negocjować z taksówkarzami ‒ dodaje nasz rozmówca.
Według naszych informacji na dziś pewne swoich losów nie mogą być ministerstwa: sportu, gospodarki morskiej, funduszy i polityki regionalnej, cyfryzacji oraz infrastruktury. ‒ One są zbyt małe, by je dalej utrzymywać. Wdrażanie Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, która dziś jest u minister funduszy, może przejąć premier. Ale to jeden z pomysłów, a dyskusje trwają, są postulaty, by ocalić niektóre z tych ministerstw poprzez fuzje, by stworzyć np. resort sportu i edukacji ‒ zdradza nam osoba z obozu rządzącego.
Wciąż aktualna jest realizacja koncepcji, zgodnie z którą przy odchudzaniu całego rządu po jednej tece straciliby koalicjanci PiS, czyli Solidarna Polska i Porozumienie (obecnie mają po dwa). Miałoby się to stać wskutek fuzji resortu środowiska z klimatem oraz edukacji z nauką. SP i Porozumienie mówią tym pomysłom „nie”.
Jak mówi nam jeden z polityków Porozumienia, rozmowy na temat zmian w rządzie są możliwe, o ile w posiadaniu partii koalicyjnych pozostałaby taka sama liczba działów, z których tworzy się resorty. Taka koncepcja oznacza, że nawet gdyby SP i Porozumienie straciły po jednym resorcie, to przypadające im ministerstwa zostałyby powiększone.
W kontekście rekonstrukcji rządu pojawia się kwestia poszerzenia koalicji. Na razie nie ma do tego chętnych, ale PiS liczy, że samo poruszanie tego tematu zmiękczy postawę mniejszych koalicjantów.
Sondaż United Surveys dla DGP i RMF FM pokazuje, że wśród wyborców PiS popularna jest idea powiększenia koalicji. Wśród ogółu poparcie dla takiego pomysłu i sprzeciw wobec niego deklaruje podobny odsetek ankietowanych. Wśród osób, które w ostatnich wyborach do Sejmu głosowały na PiS, 57 proc. uważa, że rząd powinien szukać dodatkowego wsparcia.
‒ Każdego, kto uznaje program Zjednoczonej Prawicy, który realizuje jego wizję Polski, zapraszamy do obozu Zjednoczonej Prawicy, by własną cegiełkę dołożył do realizacji programu dobrej zmiany. Cytując klasyka: jak się uśmiechają do nas, to my uśmiechamy się do nich ‒ komentuje wyniki badania Krzysztof Sobolewski z PiS.
Najbardziej pożądanym koalicjantem byłaby Koalicja Polska, czyli PSL plus Kukiz’15. Zwolennikami takiego aliansu prócz wyborców PiS są także popierający PSL. Koalicjant numer dwa dla PiS to Konfederacja. Do tej pory jedyną próbą awansu pod adresem tych środowisk była deklaracja prezydenta Andrzeja Dudy „koalicji polskich spraw”, ale na razie nie poszło za nią konkretne zaproszenie na spotkanie dla liderów tych ugrupowań. Wiadomo, że PiS wywiera presję na PSL, chce skłonić ludowców do odwrócenia koalicji w sejmikach w skali kraju. Dziś jest remis: w ośmiu rządzi PiS, w ośmiu opozycja. Zmiana frontu PSL spowodowałaby, że PiS współrządziłby w 15 sejmikach.