Istnieje ryzyko, że podejmiemy najważniejszą decyzję gospodarczą ostatnich 30 lat w sposób nieprzemyślany – mówi o kwestii neutralności klimatycznej wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski z Solidarnej Polski

Przed szczytem unijnym napisał pan “weto albo śmierć” w kontekście prób powiązania wypłat eurofunduszy z praworządnością. I co teraz?

Zgodnie z uchwałą Rady Ministrów z 17 lipca, podjętą z inicjatywy ministra Zbigniewa Ziobry, nie ma zgody na to, aby „praworządność” była na poziomie unijnym instrumentem uderzającym w interesy Polski. Takie stanowisko zawsze wzmacnia pozycję negocjacyjną rządu.

Wzmacnia czy usztywnia?

Wzmocniło i to zdecydowanie. Viktor Orban miał podobną uchwałę podjętą przez węgierski parlament i odniósł sukces. Tak samo jak Holendrzy. Dzięki inicjatywie ministra Ziobro polski zespół negocjacyjny miał zdecydowanie lepszą pozycję negocjacyjną w walce o miliardy unijnych dotacji. Wsparcia udzielili także polscy europosłowie z Beatą Szydło i Patrykiem Jakim na czele.

Tylko czy efekty unijnego szczytu są oby na pewno zgodne z waszymi oczekiwaniami? Konkluzje są interpretowane w skrajnie różny sposób.

Cieszymy się, że wynegocjowaliśmy duże kwoty na lata 2021-2027. Pozostajemy jednak przy wątpliwościach co do ustaleń szczytu Rady Europejskiej w sprawie powiązania praworządności z budżetem. Zdaniem Solidarnej Polski najlepszym rozwiązaniem było twarde weto w przypadku jakiegokolwiek zapisu mogącego wiązać fundusze unijne z ideologicznym kryterium „praworządności”. Uspokaja nas jednak jednoznaczne stanowisko premiera Mateusza Morawieckiego, który twierdzi, że wynegocjował i zagwarantował jednomyślność Rady Europejskiej w sprawie procedury dotyczącej praworządności. Nie ukrywamy jednak, że niepokoi nas to, iż w tej sprawie inny komunikat płynie ze strony przewodniczącego RE czy szefowej KE, ale oczywiście ufamy polskiemu premierowi.

Oni właściwie mówią kompletnie co innego niż premier polskiego rządu. Przewodniczący RE Charles Michel sam powiedział po szczycie, że “po raz pierwszy poszanowanie dla praworządności jest decyzyjnym kryterium dla wydatków budżetowych”.

Ufam premierowi, który wobec milionów Polaków złożył swoje najważniejsze w karierze politycznej zobowiązanie, że wynegocjował jednomyślność w sprawie ew. ustalania w UE procedur związanych z praworządnością. Jako Solidarna Polska od początku wskazujemy, że ta zasada to instrument politycznego oddziaływania na sprawy polskie przez brukselskich eurokratów, stąd, naszym zdaniem, przy wątpliwościach najlepszym rozwiązaniem było wetowanie, a nie interpretowanie.

Można odwrócić sytuację i stwierdzić, że uczciwi nie mają się czego bać.

Jesteśmy suwerennym państwem, obowiązuje nas Konstytucja RP, a jedynym organem, który może stwierdzić zgodność prawa z ustawą zasadniczą, jest Trybunał Konstytucyjny, a nie pozbawiony kontroli i odpowiedzialności demokratycznej urzędnik unijny.

I tu sporu nie ma. TK stwierdza o zgodności ustaw z Konstytucją, a zasada praworządności miałaby stwierdzać, czy przestrzegane są reguły unijne.

Spór dotyczący tzw. praworządności toczy się na kilku polach. Na gruncie polskiej konstytucji nie mamy wątpliwości, że TSUE wychodzi poza ramy traktatowe, wchodzi w obszar zastrzeżony wyłącznie dla państw narodowych, czyli władzy sądowniczej. Z drugiej strony mamy do czynienia z przyjmowaniem rezolucji w Parlamencie Europejskim, które nie mają odzwierciedlenia w faktach. Od dwóch lat Polska i Węgry poddawane są procedurze z art. 7 Traktatu, bo eurokratom nie podobają się demokratyczne wybory. Wykorzystuje się pozatraktatowe „procedury” do grillowania nas. Z art. 7 wysnuwa się takie wnioski, by z perspektywy Brukseli oceniać w Polsce sprawy kulturowe, społeczne, gospodarcze, organizacji wymiaru sprawiedliwości. W tym kontekście wszelkie nasze decyzje można podciągnąć pod zasadę praworządności. To wielkie zagrożenie dla porządku demokratycznego i na to zgody nie będzie. Dlatego stoję na stanowisku - w ślad za osobistym zobowiązaniem premiera Morawieckiego - że nie będzie wątpliwości co do interpretacji postanowień tego szczytu unijnego.

We wtorek rano pan je miał. “Dokumenty na stół!” - tak pan napisał na Twitterze do wiceszefa MSZ Pawła Jabłońskiego w czasie, gdy trwał spór o to, co tak naprawdę wynegocjowaliśmy w Brukseli.

Podstawowym zadaniem polskiej delegacji, wynikającym z uchwały rządu podjętej z inicjatywy ministra Ziobro, było bezdyskusyjne i niepozostawiające żadnych wątpliwości interpretacyjnych zagwarantowanie, że reguła praworządności nigdy nie zostanie powiązana z budżetem UE. Potwierdzeniem tego powinny być konkretne dokumenty, a nie cytaty z mediów. Wszyscy musimy czytać z jednej kartki, to przecież jedna z najważniejszych decyzji, jaka zapadła w ciągu ostatnich kilkunastu lat, nie możemy sobie pozwolić na niedopowiedzenia. Jakiekolwiek pole do interpretacji stanowić będzie furtkę dla naszych przeciwników w UE w grze interesów. Przykładowo we wrześniu 2019 r. wygraliśmy przed TSUE spór w sprawie zablokowania monopolizacji gazociągu OPAL, a mimo to KE dalej wspiera Gazprom i niemiecki rząd w tej sprawie, który złożył odwołanie. To pokazuje, że za wieloma deklaracjami stoją twarde interesy. Dlatego jeszcze raz podkreślam - jakakolwiek wątpliwość interpretacyjna w kwestii praworządności jest naszą porażką.

No to mamy porażkę, bo te wątpliwości są.

Wierzę jednoznacznym deklaracjom premiera polskiego rządu, że zagwarantował jednomyślność Rady Europejskiej w sprawie jakichkolwiek decyzji dotyczących praworządności. Kropka.

Bardzo często konkluzje na unijnych szczytach pisane są ezopowym językiem, by potem każda strona pokazała, że odniosła sukces.

Dlatego w miniony piątek została podjęta uchwała Rady Ministrów, aby nie było żadnych wątpliwości, że kwestia praworządności jest fundamentalna i nie może być w niej pól do interpretacji.

Czy tej “praworządnościowej burzy” nie sprowadził na Polskę pana szef Zbigniew Ziobro, który w ostatnich latach przygotował ustawy mocno skrytykowane w UE, w tym ustawę uderzającą w kadencyjność I Prezes SN? Może walczycie tak ostro, bo sami czujecie jakieś wyrzuty sumienia w tej sprawie?

Każde suwerenne państwo podejmuje suwerenne decyzje. Nie mam zamiaru odbierać takich samych praw Niemcom czy Francuzom. Niestety elitom brukselskim nie podobają się niektóre demokratyczne decyzje Polaków, bo ulegają niesprawiedliwej narracji ze strony polskiej opozycji. Nie może być natomiast tak, że urzędnicy unijni wchodzą w obszary zastrzeżone dla władzy ustawodawczej w Polsce.

Za waszych rządów zaszły potężne zmiany jakościowe i instytucjonalne w sądownictwie, które powodowały, że jedno ugrupowanie polityczne bardzo szybko uzyskało kontrolę nad różnymi elementami aparatu państwowego.

W innych krajach, np. Hiszpanii czy Niemczech, funkcjonują analogiczne rozwiązania prawne. Niestety dyskusja ma charakter polityczny, nie wszystkim podoba się to, że konsekwentnie budujemy podmiotowość Polski na arenie międzynarodowej i realizujemy własne interesy - od sprawy żeglowności Odry, przez relacje ze Stanami Zjednoczonymi, przekop Mierzei Wiślanej po uniezależnienie od rosyjskiego gazu…

To wasza stała taktyka. Zbieracie to wszystko w pakiet, chowacie się za puklerzem podmiotowości i mówicie, że jeżeli ktoś zabrania nam robić to, co zrobiliśmy z SN czy TK, to tak naprawdę podważa CPK, 500 Plus i kto wie, co jeszcze.

Po prostu nikt nie ma prawa w UE nam mówić, co jest, a co nie jest zgodne z polskim prawem. Jesteśmy suwerenny państwem, w którym obowiązuje Konstytucja RP.

To skąd ten ton “weto albo śmierć”?

Bo to pokazuje, jaka jest stawka, co się stanie, jeśli zostanie wdrożony mechanizm, który pozwoli kwestionować zasadność wydawania eurofunduszy. Widać, że politykom w UE nie podoba się np. to, że część władz lokalnych w Polsce podejmuje uchwały w sprawie “stref wolnych od LGBT”. I w związku z tym pojawiają się ideologiczne naciski, by tym samorządom zablokować środki unijne. To nic innego jak bezprecedensowa próba ingerencji w suwerenność polskiego państwa. Dlaczego eurokratom tak bardzo zależy na regule praworządności? Po to, by odbierać pieniądze Warszawie i Budapesztowi. Jeśli ktoś uważa, że jest inaczej, to jest naiwny.

To do jakiego momentu akceptujecie wpływ UE na prawodawstwo państw członkowskich? Bo z tego, co pan opowiada, można wysnuć wniosek, że dla was Unia powinna być jak bankomat - wypłacać pieniądze i się nie wtrącać.

Dobrze panowie wiedzą, że ten argument nie znajdujący odzwierciedlenia w rzeczywistości. Firmy zagraniczne mają pełny dostęp do naszego rynku. Zarabiają na tym gigantyczne pieniądze. Dlatego polityka spójności wyrównuje Polsce straty, wynikające m.in. z przewagi kapitałowej i organizacyjnej dużych koncernów od lat funkcjonujących w wolnej gospodarce Europy Zachodniej. Pozwala też nadrabiać zaległości infrastrukturalne. Jestem zwolennikiem tego, by konsekwentnie domagać się finansowych reparacji wojennych od Niemiec.

Na ile tak nieprzejednana postawa Solidarnej Polski wynika z uwarunkowań wewnątrz koalicji, w której widać spore napięcia?

Rozmawiamy o utrzymaniu przymiotów polskiej suwerenności. Sprawy partyjne nie mają tu żadnego znaczenia. Mówimy o praworządności, ale pamiętajmy, że jest jeszcze drugi element, czyli postulowana przez Niemcy neutralność klimatyczna. W tym kontekście istnieje ryzyko, że podejmiemy najważniejszą decyzję gospodarczą ostatnich 30 lat w sposób nieprzemyślany.

To znaczy?

Neutralność klimatyczna oznacza całkowite przemodelowanie kilku sektorów gospodarczych. Funkcjonujemy w systemie handlu emisjami (EU ETS), w tej chwili kończy się trzeci tzw. okres rozliczeniowy. Ostatni był negocjowany przez ekipę przez PO i zakończył się klęską - obiecano nam, że w okresie 2013-2020 nasza gospodarka nie odczuje negatywnych skutków funkcjonowania tego systemu. A efekt jest taki, że już dwa lata z rzędu odczuliśmy szok wywołany nagłą zwyżką cen energii elektrycznej i musieliśmy przyjąć ustawę prądową, która je czasowo zniweluje. Nagle z 5 do 20 euro wzrosła cena emisji. Dziś to już 31 euro. Nawet pani prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz wskazuje, że cena ciepła w jej mieście właśnie wzrasta o 16 proc., a powodem tego jest unijny spekulacyjny system handlu uprawnieniami do emisji CO2. Dlatego coś trzeba z tym zrobić. Skoro siadamy do stołu, by rozmawiać o neutralności klimatycznej, to powinniśmy mieć przeanalizowanych kilka modeli, np. transformacji energetycznej do 2050 czy 2099 roku wraz z plusami i minusami tego przedsięwzięcia. Albo model, w którym do takiej transformacji nie dochodzi, także zbilansowany. Pytanie, czy takie modele powstały?

Nie słyszeliśmy o nich, a pan?

Też nie, bo ich po prostu nie ma. Ani w Polsce, a ni w UE. My nie mamy nawet polityki energetycznej polskiego państwa do roku 2040. W tej sprawie powinien obowiązywać konsensus polityczny, ale jego podstawą muszą być twarde i rzetelne wyliczenia, a nie ideologiczne slogany i PR-owe komunały o neutralności klimatycznej.

Czyli w sprawie unijnej neutralności klimatycznej negocjujemy po omacku?

Na szczęście na Radzie Europejskiej została potwierdzona decyzja z grudniowego posiedzenia RE, czyli brak polskiej zgody na cel neutralności klimatycznej do 2050 r. Najpierw w Polsce musimy odpowiedzieć sobie rzetelnie na pytanie czego my właściwie chcemy. Taka akceptacja oznaczałaby zgodę na wydatek minimum 500 miliardów euro, czyli ponad 2 bilionów złotych z naszych kieszeni! To byłoby szaleństwo, którego skutkiem byłby wzrost bezrobocia, likwidacja przemysłu energochłonnego i pauperyzacja milionów polskich rodzin. Póki co niestety w ustach wielu polityków różnych opcji słyszę tylko cząstkowe postulaty, a to lobby wiatrakowego, a to lobby gazowego, a to lobby związanego z fotowoltaiką.

W sensie, że nasz rząd nie jest przygotowany?

Politycy Solidarnej Polski doprowadzili do tego, że na poziomie różnych ministerstw, rozpoczęły się prace analityczne mające przygotować jednolite stanowisko Polski w sprawie polityki klimatycznej UE. Jesteśmy zwolennikami przygotowania i akceptacji przez UE koncepcji tzw. „polskiego rabatu”, czyli spójnej propozycji polskiej drogi do budowy gospodarki niskoemisyjnej.

Premier Morawiecki w grudniu 2019 r. twierdził, że Polska uzyskała zwolnienie z zasady zastosowania neutralności klimatycznej. Jak rozumiemy, to był moment, w którym należało zacząć te analizy. Kiedy wy zwróciliście na to uwagę waszym koalicjantom?

Od momentu, gdy zaczęła się epidemia koronawirusa, wspólnie z Piotrem Dudą szefem NSZZ “Solidarność”, apeluję o zawieszenie i reformę unijnego systemu handlu emisjami. Wielka Brytania wychodzi zaraz z tego systemu, więc jest ku temu okazja. Jeśli chodzi o prace analityczne, proszę pytać o to ministra klimatu, który jest za te kwestie odpowiedzialny. Decyzja premiera Morawieckiego z grudnia 2019 r. jest zobowiązaniem Polski, by wnieść na agendę europejską polską koncepcję. My nie potwierdziliśmy celu neutralności klimatycznej do 2050 r. To oznacza, że chcemy mieć swój model gospodarczy w ramach zmieniającego się otoczenia regulacyjnego. Dlatego logicznym byłoby przedłożenie własnego, pozytywnego planu, który byłby do zaakceptowania przez partnerów unijnych. Minister środowiska Michał Woś z Solidarnej Polski przygotował projekt ustawy o polskim systemie handlu emisjami, zgodnym z regulacjami unijnymi, która doprowadzi, że ceny ciepła i energii elektrycznej nie będą jak dziś drastycznie rosły.

A może po prostu płacimy cenę za nasze zapóźnienie w zakresie transformacji energetycznej?

Nie. Załóżmy, że musimy wybudować elektrownię jądrową. Do tego potrzebny jest kapitał. Tylko skąd go wziąć, skoro system EU ETS zabiera polskim spółkom miliardy złotych za to, że funkcjonują w oparciu o elektrownie węglowe. Z jednej strony ponosimy koszt, a z drugiej - nie mamy możliwości inwestycyjnych. My, jako Solidarna Polska, dążymy do modelu, w którym zgadzamy się na inwestowanie w nowy miks energetyczny w związku z tym, że ileś bloków węglowych w naturalny sposób zakończy swoją żywotność, ale nie możemy jednocześnie pozbawiać się kapitału na realizację tych inwestycji.

Ale Polska jest częścią polityki unijnej, także klimatycznej, nie stworzymy oddzielnej. Rozumiemy, że rząd chce wynegocjować jak najwięcej środków na modernizację energetyki.

UE chce być jak najbardziej niskoemisyjną gospodarką, tylko u nas 70 proc. energii pochodzi z węgla. Jesteśmy jedyną tego typu gospodarką w UE. Ale ja to, że mamy energetykę opartą na własnym surowcu uważam za atut. Nie po to walczyliśmy z uzależnieniem od rosyjskiego gazu, by teraz skokowo uzależnić się od innego, bez względu czy jest amerykański czy norweski czy nie daj Boże rosyjski. Dziś gaz jest tani, ale za kilka lat może być bardzo drogi i jego cena uderzy w polską gospodarkę.

Bo ciążą im kopalnie?

Problemem nie jest cena surowca, ale spekulacyjny system handlu emisjami! Jeśli zbadamy czemu rosną koszty w energetyce to 70 proc. wzrostu pochodzi z rosnących cen uprawnień do emisji. Więc musimy zreformować EU ETS. Niedawno uprawnienia kosztowały 20 euro za tonę teraz jest 30 euro za tonę. My zgadzamy się ze stanowiskiem premiera z grudnia zeszłego roku. Brak reformy systemu EU ETS doprowadzi do gigantycznych podwyżek cen ciepła i energii elektrycznej w Polsce, które to już niestety się rozpoczęły.

Ale rozumiemy, że nam nie przeszkadza, jeśli wspólnym celem UE będzie neutralność klimatyczna w 2050 r., o ile poszczególne kraje nie będą rozliczane indywidualnie?

Nikt nie widział w całej UE jakiegokolwiek dokumentu z obliczeniami, ile ma kosztować UE osiągnięcie celu neutralności klimatycznej w 2050 r. i czy w ogóle jest to możliwe. Te wszystkie deklaracje są cały czas pustymi ideologicznymi hasłami brukselskich eurokratów. Absurdem jest to, że za politykę klimatyczną w UE odpowiedzialny jest…filolog Frans Timmermans, który nie ma żadnego doświadczenia z tego obszaru.

Ale widzimy w Solidarnej Polsce wzmożenie na punkcie praworządności i ETS, czy to nie wasza gra o pozycje w koalicji i uprzedzanie możliwych zmian w wyniku rekonstrukcji rządu?

A unijna polityka klimatyczna to realizacja niemieckiej polityki energiewende, którą Niemcy chcą przełożyć na model ogólnoeuropejski. Niemcy chcą być z jednej strony europejskim hubem gazowym z drugiej zaś wykorzystać i wzmocnić swój potencjał eksportowy w sektorze OZE. Dla nich to bardzo dobra koncepcja, tylko my mamy inne interesy. Dlatego musimy doprowadzić do reformy EU ETS. Jako Solidarna Polska wzmacniamy pozycję polskiego rządu. Polska oferta w tej sprawie powinna zostać przedłożona na unijnym forum jak najszybciej.

Jako były samorządowiec jestem zwolennikiem przede wszystkim reformy regionalnych izb obrachunkowych. Lech Kaczyński miał pomysł systemowej zmiany, która polegałaby na połączeniu RIO, które dziś są fikcją, z NIK. To w mojej wyłącznej ocenie racjonalna koncepcja, bo dziś finanse samorządów są badane pod kątem księgowym a nie celowościowym. Dziś mamy sytuację, w której byli samorządowcy kontrolują obecnych samorządowców. Na pewno powinien zostać zwiększony nadzór nad spółkami komunalnymi i wprowadzone regulacje zapobiegające prywatyzacji naturalnych monopoli, czyli wodociągów i elektrociepłowni.