Zakończył się trzyletni cykl kampanijny, teraz zaczyna się twarda polityka. Widać, że PiS chce przeprowadzić najpierw remanenty personalne, a potem realizować polityczną agendę.
– Zarówno Zjednoczona Prawica, jak i Prawo i Sprawiedliwość bez Jarosława Kaczyńskiego rozpadnie się jak domek z kart – stwierdził wczoraj w radiowej Trójce Joachim Brudziński. To kolejny sygnał z „twardego jądra PiS”, wysłany do wewnątrz własnego obozu politycznego. Pierwszym był niedzielny wywiad Jarosława Kaczyńskiego dla radiowej Jedynki. Zapytany o potencjalnych następców na stanowisku lidera partii odparł: „Jest cała grupa polityków, która tak o sobie myśli. A co ja myślę, to już zachowam dla siebie”. Ten komunikat dość jasno stwierdza, że prezes PiS na razie nie wybiera się na polityczną emeryturę. Wysłał też wyraźny sygnał w stronę takich politycznych długodystansowców jak Zbigniew Ziobro, mówiąc, że w ramach rekonstrukcji Mateusz Morawiecki może spać spokojnie. Przypieczętowaniem tego stanu ma być jeszcze jesienny kongres PiS. Jeśli premier zostanie wybrany na wiceprezesa partii, w praktyce może się stać nietykalny – zwłaszcza dla tych polityków PiS, dla których do dziś stanowi on ciało obce w partii. A wielu z nich ma własne ambicje. Zagadkowo zabrzmiały słowa Jarosława Kaczyńskiego o samej partii. – Plany reorganizacji są daleko idące, trzeba wyciągnąć wnioski z wydarzeń ostatnich lat – mówił prezes PiS.
Nakreślił też – w charakterystyczny dla siebie sposób – plany na resztę kadencji. Tu na pierwszy ogień idą dwie kwestie. Po pierwsze – samorządy. Już dziś widać, że będzie to istotne pole bitwy między politycznymi siłami głównego nurtu. Z jednej strony mamy PiS i jego lidera, którzy nie ukrywają pretensji wobec roli, jaką samorządowcy odegrali w storpedowaniu majowych wyborów (nieprzekazanie spisów wyborców Poczcie Polskiej). Wrócić mają zarzucone dotąd reformy samorządowe (być może związane z podziałem administracyjnym kraju), utrzymany raczej będzie też kurs, jeśli nie na zmniejszanie autonomii samorządów, to na pewno nie na jej rozszerzanie. Po drugie, ze słów prezesa PiS wynika, że idą zmiany na rynku medialnym. Przy czym nie do końca wiadomo, w jaki sposób miałoby dojść do ich długo zapowiadanej dekoncentracji lub repolonizacji. Jeszcze przed wyborami z wywiadu prezesa PiS dla telewizji Trwam wynikało, że może to się odbywać na drodze wykupu mediów od zagranicznych właścicieli przez polskie prywatne firmy. Teraz padły zdania o możliwych zmianach prawa. Nasi rozmówcy sugerują, że może chodzić o wprowadzenie regulacji analogicznych do tych, które obowiązują w Niemczech czy Francji. Prezes nieraz mówił o planie PiS wobec mediów, ale dotąd funkcjonował on w roli straszaka. Katalizatorem może się okazać miniona kampania prezydencka, w której PiS miał sporo pretensji o to, jak rzeczywistość relacjonują media komercyjne, którym mniej po drodze z obecną władzą niż braciom Karnowskim czy redakcji „Wiadomości” TVP.
Paradoksalnie ważne są także kwestie, o których prezes PiS w wywiadzie nie wspomniał. W tym przypadku chodzi o sądy. Wiadomo, że resort sprawiedliwości szykuje ustawę o spłaszczeniu struktury sądów, która może oznaczać poważną rewolucję w sądownictwie powszechnym. Na razie deklarowane cele PiS, na czele z przyspieszeniem postępowań w sądzie, nie zostały zrealizowane. Z kolei po zmianie ustawy o SN i reelekcji prezydenta Andrzeja Dudy wymiana kadrowa w Sądzie Najwyższym będzie powoli postępowała.
Zapewne prezes PiS uznał, że zmiany idą własnym biegiem oraz we własnym tempie i uznał tę kwestię za odhaczoną. Możliwe także, że nie chciał epatować tym tematem w momencie, gdy na unijnej agendzie przewija się kwestia praworządności.