Do rekonstrukcji gabinetu Mateusza Morawieckiego może dojść we wrześniu. W grę wchodzi m.in. redukcja liczby resortów i kilka zmian personalnych. DGP poznał pierwsze szczegóły dotyczące prawdopodobnych zmian w rządzie.
Po wyborach w PiS rozpoczęły się dyskusje dotyczące politycznej agendy na najbliższe trzy lata. Jedną z kluczowych kwestii są zmiany w rządzie – zarówno na poziomie personalnym, jak i strukturalnym. Wszystko wskazuje na to, że dojdzie do nich po wakacjach. – Prezes będzie miał czas, by to sobie poukładać. Nie będziemy przykrywać zmianami w rządzie wygranej prezydenta – mówi osoba z PiS. W partii toczy się podskórna gra na osłabienie premiera przez jego rywali z PiS i Solidarnej Polski, ale jak wynika z naszych informacji, jego pozycja jest pewna.
– W poniedziałek prezes Kaczyński na podsumowującym posiedzeniu sztabu dziękował Mateuszowi Morawieckiemu i za udział w kampanii, i za wynegocjowanie z UE 700 mld zł – podkreśla osoba zbliżona do Nowogrodzkiej. Co więcej, nie jest wykluczone, że jesienią Morawiecki zostanie wiceprezesem PiS, a wtedy mógłby się stać nietykalny dla ziobrystów. Być może stąd niedawny materiał „Wiadomości TVP”, który uderzał m.in. w kancelarię premiera za to, że publikowała reklamy w nieprzychylnych PiS mediach (np. dotyczące kolejnych tarcz antykryzysowych). Zdaniem naszych rozmówców związany ze Zbigniewem Ziobrą Jacek Kurski, który zachował faktyczną decyzyjność w TVP, mógł w ten sposób dążyć do osłabienia pozycji Morawieckiego.

Mniej ministrów

Co do zasady zmiany w rządzie mają iść w dwóch kierunkach: odchudzenia gabinetu oraz zmian kadrowych. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że najbardziej prawdopodobna zmiana to dymisja ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Prezes PiS ma o nim krytyczną opinię. Niedawno na prezydenckim wiecu Andrzej Duda został zaskoczony, gdy usłyszał od rolników, że mimo zapewnień ministra nie zostały jeszcze wypłacone wszystkie odszkodowania za zeszłoroczną suszę. – Popełnił trochę błędów w ostatnim czasie – przyznaje nam osoba z rządu. Na giełdzie nazwisk pojawia się też m.in. minister pracy Marlena Maląg. Przy czym nie chodzi tu o poważne pretensje do niej ze strony Nowogrodzkiej. – Mowa raczej o pewnym wzmocnieniu kilku ministerstw, nowym otwarciu, a nie o tym, że kierują nimi źli ludzie – przekonuje jeden z naszych rozmówców. Ale nasze inne źródło przekonuje, że Marlena Maląg może spać spokojnie. – Ciężko harowała w trakcie kampanii – mówi osoba z PiS. W kontekście zmian pojawia się kolejny raz Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury. – Premier chciałby się go pozbyć, ale to może być kolejne podejście i tak samo nieudane – mówi osoba z PiS.
Jednym z istotniejszych celów rekonstrukcji jest odchudzenie rządu. Dlatego, jak słyszymy, w grę wchodzi być może redukcja liczby ministerstw. – Może być przyjęta koncepcja, by zabrać koalicjantom PiS po jednym resorcie – twierdzi nasz rozmówca. Dzisiaj bowiem w rękach ziobrystów (Solidarna Polska) jest Ministerstwo Sprawiedliwości i Ministerstwo Środowiska. Z kolei gowinowcy (Porozumienie) posiadają Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministerstwo Rozwoju. Nasze źródła twierdzą, że na dziś możliwe jest np. ponowne połączenie Ministerstwa Klimatu i Ministerstwa Środowiska. – Ten rozdział na dwie instytucje się nie sprawdził. Bardziej był on podyktowany tym, że trzeba coś dać ziobrystom niż względami merytorycznymi – twierdzi wpływowy polityk partii rządzącej. Kolejna dyskutowana koncepcja dotyczy fuzji Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego z Ministerstwem Edukacji Narodowej. Wynikać ma to z faktu, że prezes Kaczyński – mimo ostatniej, dużej reformy – wciąż nie jest zadowolony ze stanu polskiej oświaty. Scentralizowanie tej sfery w jednym resorcie miałoby ułatwić wdrażanie dalszych zmian. Nie bez znaczenia jest też fakt, że nauka straciła na znaczeniu, odkąd nie kieruje nią Jarosław Gowin. Jeden z naszych rozmówców sugeruje też, że niepewne są losy Ministerstwa Cyfryzacji. – Są takie zakusy, by rzeczy, którymi zajmuje się ten resort, zostały przeniesione do kancelarii premiera – mówi. Przy okazji zmian strukturalnych zredukowana ma też być liczba wiceministrów. Jest z czego schodzić, bo drugi rząd Mateusza Morawieckiego okazał się rekordowy zarówno pod względem liczby resortów, jak i ministrów. – Takie są szczytne zamiary, a potem zaczyna się przegląd nazwisko po nazwisku i okazuje się, że tego nie można usunąć, tamtego też nie i pole manewru maleje – zauważa osoba z rządu.

Kłopotliwi koalicjanci

Z naszych informacji wynika także, że oprócz napięć na linii PiS-Porozumienie (obwinianie Jarosława Gowina o przeniesienie wyborów z maja na przełom czerwca i lipca), coraz większy cień kładzie się na relacje z ziobrystami. – Redukcja liczby resortów byłaby dobrym wytłumaczeniem, dlaczego trzeba okroić stan posiadania Porozumienia i Solidarnej Polski – podkreśla polityk z prawicy.
Widać, że zaczyna się konflikt z ludźmi SP dotyczący kwestii unijnych. W trakcie trwającej obecnie prezydencji niemieckiej mają zapaść wszystkie kluczowe decyzje dotyczące unijnego budżetu na lata 2021–2027, czyli istotnych dla Polski funduszy spójności czy polityki rolnej, Funduszu Odbudowy po COVID-19, ale także Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, który ma służyć finansowaniu zmian w energetyce. Widać, że w tym kontekście rośnie presja na zgodę Polski na unijny cel neutralności klimatycznej w roku 2050. Do tej pory takiej zgody nie ma i rząd szuka formuły, czy można to zrobić, by nie zwiększać zobowiązań klimatycznych Polski. Ale politycy Solidarnej Polski są nastawieni krytycznie do tych zmian, broniąc górnictwa. – Na dziś nie mamy większości, by wieloletnie ramy finansowe UE czy sprawę Funduszu Sprawiedliwej Transformacji zatwierdzić jesienią w polskim parlamencie. Dlatego przydaliby nam się tu np. ludowcy – przyznaje polityk obozu władzy.