Na dziś wygląda na to, że realizuje się scenariusz, którego nikt nie przewidywał. Recesja w Polsce spowodowana epidemią COVID-19 chyba będzie płytka. Z dostępnych danych wynika, że bezrobocie wzrosło o 0,3 pkt proc. (5,5 proc. w styczniu, 5,8 proc. w kwietniu), sprzedaż detaliczna w okresie styczeń – kwiecień 2020 r. była niższa o 5,8 proc. wobec analogicznego okresu w 2019 r.
Zarówno eksport, jak i import spadł (odpowiednio o 5,3 proc. i o 5,8 proc.), ale dodatnie saldo handlu zagranicznego było wyższe niż w analogicznym okresie 2019 r. Według Banku Światowego w 2020 r. PKB skurczy się o 4,2 proc., a w 2021 r. wzrośnie o 2,8 proc. (według OECD, w 2020 r. PKB skurczy się o 7,4 proc., a w 2021 r. wzrośnie o 4,8 proc.). To dużo lepiej, niż przewidywały różne prognozy z przełomu marca i kwietnia.
Czemu tak dobrze to znosimy? Na pewno nie bez znaczenia są tu inteligencja operacyjna i żelazne nerwy polskich przedsiębiorców oraz to, że kryzys to dla nich niejako naturalne środowisko. Ważna też okazała się rządowa pomoc, która w moim przekonaniu była adekwatna i jak na chwilę obecną odegrała swoją rolę. Można było oczywiście robić pewne rzeczy szybciej i pewnie lepiej, ale wątpię czy jakoś radykalnie inaczej.
Obecny obraz polskiej gospodarki jawi się jako zdrowy las, w którym niektóre drzewa są chore. Myślę tutaj o niektórych sektorach gospodarki, najbardziej dotkniętych przez pandemię, jak gastronomia, turystyka i hotelarstwo czy linie lotnicze. Na chwile obecną wygląda na to, że jeśli podatnik dalej ma finansować wsparcie dla biznesu, to powinno to dotyczyć właśnie tych głęboko dotkniętych branż.
Wielość rozwiązań i wielość różnych tarcz spowodowała, że nawet administracja rządowa, która je płodziła, gubi się w tym. Uporządkujmy zatem: z punktu widzenia gospodarki istotne są dwie tarcze. Tarcza płynnościowa PFR (100 mld zł) oraz tarcza antykryzysowa Ministerstwa Rozwoju nr 1 (35 mld zł). Pozostałe mają drugorzędne znaczenie – ich łączna wartość to 16,6 mld zł.
Mogliśmy też zobaczyć sprawność różnych instytucji i przekonać się, że niektóre mają głęboko tekturowy charakter
Jednak przy okazji tej bez wątpienia kryzysowej sytuacji zobaczyliśmy w pełnej krasie i okazałości dwie filozofie myślenia w państwie oraz dwa modele jego funkcjonowania.
Jeśli popatrzymy na konstrukcję modeli i warunków udzielania pomocy i porównamy dwa sztandarowe, najważniejsze instrumenty – bez trudu dojdziemy do wniosku, że funkcjonujemy w dwóch różnych rzeczywistościach. Jakbyśmy żyli w dwóch państwach.
Tarcza antykryzysowa nr 1 to produkt w iście sowieckim stylu, formie i filozofii. Jego główne założenie to totalna nieufność wobec przedsiębiorców, traktowanie każdego jak potencjalnego oszusta i jako lekarstwo na te zagrożenia wskazanie urzędniczej wszechwładzy i biurokratycznej mitręgi polegającej na zbieraniu zaświadczeń, podpisów i pieczątek. Nie chcę się pastwić nad tym nieszczęsnym dokumentem, bo wielu zrobiło to przede mną, i poprzestanę tylko na szczytowym osiągnięciu postsowieckiej myśli legislacyjnej, że świadczenie zostanie udzielone „niezwłocznie po wyjaśnieniu ostatniej okoliczności niezbędnej do jego przyznania”.
Tarcza ta zawiera wiele słusznych i potrzebnych rozwiązań, ale sposób ich dostarczenia i filozofia za tym stojąca budzą niesmak. Państwo zachowuje się tu niczym właściciel niewolników i wychowawca w zakładzie poprawczym dla młodocianych.
Dlaczego tak się stało? Przypuszczam – to przypuszczenie, nie wiedza – że premier czy minister podyktował kierunkowo, co ma być zrobione, a następnie wzięli to w swoje ręce urzędnicy, nad którymi sponsor tego projektu nie był w stanie zapanować i właśnie w ten sposób powstał ten nieszczęsny pasztet.
Dobrze, że rząd wyciągnął z tego wnioski – np. tarcze 2 (11 mld zł) czy 3 (2,6 mld zł) robione już były bezpośrednio i ręcznie przez KPRM. Są one już pozbawione większości tych mankamentów i trudno o nich od strony legislacyjnej coś złego powiedzieć.
Lekcja, jaka z tego płynie, jest taka, że jakość legislacji jest w dużej mierze uzależniona od pozycji politycznej sponsora danej ustawy. Silny nie pozwoli sobie na wrzutki i panoszenie się różnych urzędników, którym wyraźnie mylą się role.
Ale jest też całkowite przeciwieństwo wyżej krytykowanej tarczy nr 1 – tarcza płynnościowa PFR, zaordynowana według całkowicie innej filozofii i modelu. Oparta na oświadczeniach weryfikowanych ex post, założeniu, że przytłaczająca większość przedsiębiorców jest uczciwa i nie należy gnębić 99 proc. uczciwych z powodu 1 proc. oszustów, którzy powinni być ścigani karnie, nie administracyjnie. To filozofia, w kierunku której powinniśmy pchnąć całą administrację publiczną.
Radykalnie inny jest też sposób dostarczenia świadczenia – wniosek mógł wypełnić każdy zainteresowany sam, ewentualnie z księgową, bez tłumu konsultantów i doradców, a świadczenie (lub jego odmowę) otrzymywał w ciągu kilku dni. W przypadku tarczy nr 1 – mamy połowę czerwca! – niektórzy do tej pory nie otrzymali jeszcze pieniędzy!
Jestem bardzo ciekawy, jaki będzie procent fraudów w tarczy nr 1, w której bohatersko urzędnicy usuwają ostatnie wątpliwości i nieugięcie strzegą pieniędzy publicznych pieczątkami i zaświadczeniami. I jak to będzie w tarczy PFR, która zakłada uczciwość większości i weryfikuje różne rzeczy ex post. Gotów jestem postawić dolary przeciw pestkom, że odsetek ten będzie podobny.
Mogliśmy też zobaczyć sprawność różnych instytucji i przekonać się, że niektóre mają głęboko tekturowy charakter. Powiatowe urzędy pracy, które w ogóle zachowywały się, jakby działały gdzieś na jakiejś innej planecie, nawet w porównaniu do innych państwowych instytucji, czy stacje sanitarno-epidemiologiczne z jedną linią telefoniczną, które nie są w stanie zareagować na nic. Z drugiej strony mamy sprawne agencje rządowe, częściowo działające jak podmioty komercyjne, jak Polski Fundusz Rozwoju, Agencję Rozwoju Przemysłu czy Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości.
Mamy też bodaj najsprawniejszy organ administracji rządowej – ZUS (swoją drogą, nie wiem, czy jest coś, czego politycy tej instytucji nie wrzucą do roboty, chyba żeby utraciła swoją sprawność) oraz średnio radzący sobie organizacyjnie – delikatnie mówiąc – Bank Gospodarstwa Krajowego.
Po wyborach prezydenckich będą trzy lata bez żadnych wyborów – rządzący powinni się zastanowić i wybrać, w ojczyźnie jakiej filozofii chcemy żyć i w jakim modelu ma funkcjonować nasze państwo – sowieckim czy zachodnim. Westernizacja filozofii i modelu działania państwa jest konieczna.
Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców