Sejmowa komisja sprawiedliwości i praw człowieka pozytywnie zaopiniowała sprawozdania z wykonania budżetu za 2019 r. przez instytucje sądowe, m.in. Sąd Najwyższy oraz Trybunał Konstytucyjny. W dyskusji wielokrotnie powracał temat sporu o polskie sądownictwo między Polską a Unią Europejską.

Pozytywną rekomendację komisji za wykonanie ubiegłorocznego budżetu uzyskały Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny oraz Naczelny Sąd Administracyjny. Komisja pozytywnie zaopiniowała również sprawozdania z wykonania budżetu KRS, RPO, UODO oraz IPN. Rekomendacje komisji sprawiedliwości zostaną przekazane komisji finansów publicznych, która przyjmie ogólną opinię dla Sejmu.

Wątek sporu o polskie sądownictwo pojawił się już przy pierwszym rozpatrywanym punkcie, jakim było sprawozdanie za realizację budżetu Krajowej Rady Sądownictwa. Przedstawiał jej przewodniczący Rady sędzia Leszek Mazur.

"Spotykamy się w bardzo specyficznej sytuacji, bo PiS doprowadził do tego, że dzisiaj w Sejmie rozmawiamy o wykonaniu budżetu przez instytucje, które - mówiąc wprost - nie mają żadnych podstaw prawnych, by legalnie pieniądze wydawać, można powiedzieć, że wydają te pieniądze bez żadnego trybu" - oceniła wiceprzewodnicząca komisji, posłanka KO Kamila Gasiuk-Pihowicz.

Wystąpienie to jako "kuriozalne i niedopuszczalne" ocenił poseł PiS Kazimierz Smoliński. Podkreślił jednocześnie, że w organie, o którym mówiła posłanka, zasiadają również jej partyjni koledzy.

Sprawozdanie z wykonania budżetu Sądu Najwyższego przedstawiła nowo powołana I prezes tej instytucji sędzia Małgorzata Manowska. Jak poinformowała, dochody sądu w zeszłym roku wyniosły ok. 3 mln zł, z czego 85 proc. stanowiły zwroty świadczeń pobranych przez sędziów, którzy powrócili do pełnienia swoich obowiązków po wcześniejszym przejściu w stan spoczynku.

Wydatki SN wyniosły w 2019 r. ok. 140 mln zł. Na świadczenia wydano 27 mln zł, z czego 98 proc. trafiło na uposażenia sędziów w stanie spoczynku oraz uposażenia rodzinne. Wydatki bieżące pochłonęły ok. 104 mln zł.

Oceniając sprawozdanie, przedstawiciel Najwyższej Izby Kontroli podkreślił, że osobno oceniono Sąd Najwyższy, a osobno mającą dużą autonomię Izbę Dyscyplinarną tego sądu. Zauważył jednocześnie, że w Sądzie Najwyższym nie uzyskano zakładanego miernika 270 dni dla średniego czasu rozpatrywania sprawy.

"Jego wartość wyniosła 380 dni i była wyższa od osiągniętej w 2018 r. o 40 dni, co wskazuje na wydłużenie czasu rozpatrywania spraw. Natomiast Izba Dyscyplinarna w ramach zapewnienia kontroli nad sędziami oraz osobami odpowiadającymi dyscyplinarnie przeprowadziła 269 spraw, tj. o blisko 35 proc. więcej od planu" - zauważono.

Poseł KO Arkadiusz Myrcha podkreślał, że dyskusja na temat wykonania budżetu SN nie może zakończyć się bez odniesienia do Izby Dyscyplinarnej. "Mieliśmy wydane postanowienia o zabezpieczeniu, które de facto wiązało się z powstrzymaniem działalności Izby (...), niemniej jednak środki pieniężne były wydatkowane, stąd mimo wszytko jest ta wątpliwość i będzie - dopóki sprawa nie zostanie definitywnie wyjaśniona - czy środki wydawane są prawidłowo" - wskazywał. Podkreślił jednocześnie, że wątpliwości tyczą się również sposobu wyboru nowego I prezesa SN.

W odpowiedzi sędzia Manowska zaznaczyła m.in., że w wyroku TSUE w żadnym miejscu nie został zakwestionowany status Izby Dyscyplinarnej, a zabezpieczenie TSUE dotyczy spraw dyscyplinarnych i jest realizowane. "Sprawy dyscyplinarne sędziów nie są przydzielane sędziom z Izby Dyscyplinarnej" - podkreśliła.

"Jeśli chodzi o mój status, rozumiem, że może boleć, że pan prezydent wybrał drugą osobę w kolejności (chodzi o liczbę głosów uzyskaną na Zgromadzeniu Ogólnym SN - PAP), ale konstytucja na to pozwala" - powiedziała. Podkreśliła, że jeśli jej wybór na to stanowisko jest bezprawny, oznacza to, że takie były też wybory jej poprzedników.

Obecny na sali wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik podkreślił, że nie zgadza się z tym, żeby posłowie opozycji używali w stosunku do zaproszonych takich słów jak "dublerzy" i "neo-KRS". "To jest niedopuszczalne, protestuję, bo inaczej ja będę nazywał pana +niby-posłem+" - zwrócił do jednego z polityków.

Za zachowanie parlamentarzystów wielokrotnie przepraszała wiceprzewodnicząca komisji Anna Milczanowska (PiS). "To jest skandal, to co, państwo wyprawiacie, spotkaliśmy się tu dzisiaj w określonym temacie (...) Proszę nie robić politycznych wycieczek" - apelowała.

Posłanka Lewicy Anna-Maria Żukowska oceniła, że Milczanowska "próbuje nałożyć pewien knebel" na toczącą się dyskusję. "Mamy prawo spojrzeć na te wydatki nie tylko z czysto formalnych względów, ale także celowości, wydajności" - wtórował jej Myrcha (KO). (PAP)

Autorka: Sonia Otfinowska