Zaplecze prezydenta postępuje tak, jakby nie dostrzegało, że część elektoratu, która doświadczyła awansu materialnego i społecznego, zaczęła aspirować do lepszego statusu - mówi w wywiadzie dla DGP Ewa Marciniak politolożka, doktor habilitowana nauk społecznych, pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się psychologicznymi aspektami komunikacji społecznej i zachowaniami politycznymi.



Po co Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski?
Na ratunek. Głównym zadaniem Rafała Trzaskowskiego jest mobilizacja części twardego elektoratu Koalicji Obywatelskiej uśpionej przez Małgorzatę Kidawę-Błońską oraz odzyskanie tych wyborców, którzy w ostatnich tygodniach przenieśli swoje poparcie na Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka-Kamysza. Małgorzata Kidawa-Błońska potrafiła być skuteczną polityczką w przyjaznym środowisku. Znacznie gorzej szło jej w bezpośredniej rywalizacji w trakcie kampanii. I na tym musi się również skupić Rafał Trzaskowski.
DGP
Czy Małgorzata Kidawa-Błońska zostawiła po sobie jakiś kapitał polityczny w spadku Rafałowi Trzaskowskiemu?
Poczucie, że fundamentem politycznej aktywności może być troska o zdrowie i bezpieczeństwo ludzi. Konsekwentny sprzeciw wobec organizacji wyborów zaplanowanych na 10 maja może stanowić poważny kapitał polityczny, ponieważ wśród wyborców bardziej refleksyjnych i krytycznych może być kojarzona jako ktoś, kto bierze pod uwagę przede wszystkim interes szeroko rozumianej wspólnoty.
I teraz polityczkę uosabiającą kompromis i empatię zastąpił polityczny samiec alfa, który od razu poszedł na konfrontację z TVP i PiS. Taka strategia może być dzisiaj skuteczna?
Rafał Trzaskowski miał do wyboru dwie opcje: mógł się pozycjonować wobec głównego kandydata opozycyjnego Szymona Hołowni lub wobec aktualnego prezydenta. Wybrał drugą opcję.
Co w ten sposób zyskał?
Określił siebie nie tylko wobec własnych wyborców, ale wobec całego otoczenia politycznego. Zaprezentował się jako polityk, który jest największym zagrożeniem dla urzędującego prezydenta. Do tak zarysowanego podziału odnosi się zarówno opozycja, jak i sztab Andrzeja Dudy. W ten sposób wróciliśmy do polaryzacji elektoratu – taki jest też cel Platformy Obywatelskiej. O ile Małgorzata Kidawa-Błońska mogła być akceptowana przez wielu wyborców – także przez tych, którzy mają nieokreślone poglądy – o tyle Rafał Trzaskowski ustawił się na osi PiS–anty-PiS. To jasny komunikat: w tym wyścigu oprócz Andrzeja Dudy liczę się tylko ja.
To wszystko?
To nie jest wcale tak mało jak na pierwsze efekty aktywności tego polityka. Udało mu się pośrednio zdyskredytować konkurentów po opozycyjnej stronie. Na tym etapie kampanii wyborczej Trzaskowski jest już liderem sondaży, wyprzedził znacząco Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka-Kamysza. Oprócz tego dyskredytuje wprost prezydenta Andrzeja Dudę i to w kilku kwestiach: od programowych, poprzez ideologiczne, po polityczne, odnoszące się do oceny pięciu lat prezydentury.
To oznacza, że nawet jeśli Trzaskowski nie zwycięży w czerwcowych wyborach, to na jego aktywności politycznej skorzysta Platforma Obywatelska?
Wiadomo, że Platforma Obywatelska od 2015 r. jest w swoistym kryzysie. Partia funkcjonuje, bo ma pieniądze i struktury, ale trudno jej określić swoją tożsamość polityczną. Trzeba pamiętać, że część wyborców w Polsce to wyborcy tożsamościowi, dla których ważny jest system wartości i możliwość identyfikacji. Teraz istotnym zadaniem kandydata PO jest aktywizacja tych ludzi, aby mogli o sobie powiedzieć, że są zwolennikami partii, która ma twarz Rafała Trzaskowskiego. Chodzi tu zatem nie tylko o cele pragmatyczne, ale również ważniejsze, długofalowe, związane z odbudowaniem tożsamości politycznej.
Jakie znaczenie w kontekście wyborów może mieć to, że nowy kandydat KO jest kojarzony z lewym skrzydłem Platformy Obywatelskiej?
Oczywiście wiele zależy od tego, jaka będzie opowieść Rafała Trzaskowskiego na tematy zazwyczaj eksponowane przez lewicę, na przykład dotyczące praw mniejszości i roli Kościoła w państwie. Jeśli zdecyduje się postawić w centrum swojej kampanii kwestie światopoglądowe, to o wiele łatwiej jego prawicowym konkurentom będzie używać etykiety prezydenta stolicy Polski, który – w ich opinii – wyraził zgodę na seksualizację dzieci. Na pewno wiele zależy od tego, jak będą to rozgrywać politycy PiS, ale nie mniej ważne jest to, na ile pozwoli sam Trzaskowski. Trzeba także pamiętać, że im bardziej on będzie spychany na lewą stronę sceny politycznej, tym bardziej wyrazista będzie rywalizacja między Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Szymonem Hołownią o polityczne centrum, a więc elektorat, o który walczy także Andrzej Duda.
Andrzej Duda miałby wtedy jeszcze bardziej pod górkę?
Prezydent na tym etapie kampanii wyborczej zdaje się zachowywać status quo, a to zdecydowanie za mało. Czeka go walka o polityczne centrum, a więc próba przekonania wyborców, że może być „prezydentem wszystkich Polaków”. Będzie to trudne, bo opinia publiczna ocenia go jako prezydenta związanego z własnym środowiskiem politycznym. Wydaje się też, że w repertuarze taktyk wyborczych Andrzeja Dudy pojawią się kwestie światopoglądowe i mogą one stanowić jedną z osi kampanii – zwłaszcza w drugiej turze, jeśli rywalem będzie Rafał Trzaskowski.
Pojedynek Rafała Trzaskowskiego z Andrzejem Dudą bywa opisywany jako starcie Polski wielkomiejskiej i inteligenckiej z Polską małomiasteczkową. Komu sprzyja taki podział?
Rafał Trzaskowski podkreśla, że co prawda sam jest z dużego miasta, ale jego żona pochodzi z Rybnika. Ostatnia wizyta kandydata PO w Rybniku i wyraźna identyfikacja jego żony jako Ślązaczki były ważnym komunikatem. To wyprzedzająca neutralizacja kłopotliwego problemu. I należy się spodziewać takich ruchów o wiele więcej.
Wielkomiejski liberał odwiedza mniejsze miasta i zapewnia, że dobrze wie, jakie są problemy ich mieszkańców. Nie brzmi to wiarygodnie.
Oczywiście etykieta salonowca i przynależność do elity mogą mu ciążyć, ale w ten sposób kandydat KO minimalizuje straty w Polsce powiatowej. Trzaskowski cieszy się sporym poparciem ze strony prezydentów dużych miast, więc sam może poświęcać więcej uwagi tym mniejszym. Ma na starcie sporo kapitału interpersonalnego. Ale to nie wystarczy. Musi znaleźć równowagę między wizerunkiem polityka wrażliwego na bolączki codziennego życia a intelektualistą i erudytą władającym kilkoma językami, który może pobudzać aspiracje u innych.
Tymczasem to Andrzej Duda od kilku lat wydaje się dobrze odnajdywać w roli prezydenta Polski małomiasteczkowej.
To prawda, że prezydent Andrzej Duda wiele miejsca w swojej aktywności politycznej poświęca perspektywie małomiasteczkowej, można powiedzieć, że zwykli ludzie stanowią fundament jego strategii komunikacyjnej. Ale nie jest wcale powiedziane, że tego typu odwołania będą cały czas skuteczne.
Dlaczego?
Można odnieść wrażenie, że zaplecze prezydenta postępuje tak, jakby nie dostrzegało, iż część elektoratu, która w ostatnich latach doświadczyła awansu materialnego i społecznego, zaczęła aspirować do lepszego statusu. Statusu, który wiąże się z wyobrażeniami na temat Zachodu oraz stylem życia i wartościami bliskimi klasie średniej. Kojarzenie „zwykłego człowieka” jedynie z materialnymi aspiracjami czy tradycyjnymi wartościami to błąd. Ten „zwykły człowiek” też się zmienił, tak samo jak jego wyobrażenia o świecie.
Wątki socjalne przestają być ważnym tematem politycznym?
Oczywiście część wyborców, którym najbliższe są kwestie związane z poprawą warunków życia, w dalszym ciągu będzie stanowić tzw. żelazny elektorat. Ale wspomniana część „aspirująca” może się powoli rozglądać za konkurencyjną ofertą. Dlatego tak ważną rolę w procesie decyzyjnym wyborców odgrywają nie tylko deklarowane postawy, lecz także te, które nazywamy utajonymi.
Czyli?
Badania preferencji partyjnych dotyczą postaw deklarowanych. Nie mamy właściwie możliwości zweryfikowania tego, ile są one warte. Utajone postawy tworzą nasze wyposażenie kulturowe i mówią, kim jesteśmy naprawdę. Dzisiaj w wielu miasteczkach część wyborców, także tych związanych z PiS, chce czegoś więcej niż wizyta w operze, teatrze czy kinie. Zależy im także na takich wartościach, jak otwartość, tolerancja, wzajemny szacunek, różnorodność. Nawet tradycyjni wyborcy PiS odchodzą od specyficznej dla nich kiedyś zachowawczości. To, co kilka lat temu było tak skuteczne i solidnie przećwiczone, dzisiaj może nie wystarczyć, żeby utrzymać nawet własną bazę społeczną. Proszę zwrócić uwagę, jak często w ostatnim czasie Rafał Trzaskowski odwołuje się do kategorii bezpieczeństwa. Pojęcie to obejmuje dziś nie tylko kwestie zdrowia. Jest rozumiane szerzej – np. w kontekście zapowiadanej suszy mowa jest o bezpieczeństwie żywnościowym.
Prezydent Duda prowadzi jednak ostatnio bardzo aktywną kampanię.
Zgoda, tyle że jego aktywność bardzo szybko straciła pewną powagę. W pierwszej fazie epidemii COVID-19 często występował na konferencjach, dużo mówił o chorobie, wchodząc w rolę szefa resortu zdrowia. Zostało to jednak źle odebrane przez wyborców. Jeśli prezydent koncentruje się np. na sposobie mycia rąk, to znaczy, że zbyt dużo uwagi poświęca drobiazgom. To był czas, kiedy trzeba było konstruować inny przekaz.
Ale przecież mówił o sprawach bliskich ludziom.
Okoliczności związane z COVID-19 przekształciły wyobraźnię społeczno-polityczną znacznej części wyborców, także tych, którzy głosowali dotychczas na Andrzeja Dudę. Prezydent był wśród pograniczników, odwiedzał strażaków, rolników i powtarzał im mniej więcej to samo co minister zdrowia. W całym tym wizerunkowym przedsięwzięciu zabrakło kluczowego elementu: państwowej perspektywy.
Kampania, którą prowadził przed pandemią Andrzej Duda, była oparta na dwóch hasłach: „Polska dobrobytu” i „Niech żyje Polska”. Czy takie odwołania mają jeszcze dzisiaj jakiekolwiek polityczne znaczenie, czy prezydent musi wymyślić siebie od nowa?
Andrzej Duda musi zrestartować swoją kampanię. Trudno bowiem w perspektywie rosnącego bezrobocia utrzymać hasło „Polska dobrobytu”. Będzie to trudne wyzwanie, bo opowieść prezydenta o Polsce jest opowieścią z 2015 r. Nie da się wygrywać wyborów, odwołując się wyłącznie do przeszłości. Nie wystarczy też utożsamiać się z dokonaniami z obszaru polityki społecznej. Potrzebny jest pomysł na opisanie nowych wyzwań, które stoją przed społeczeństwem. Brakuje przekazu, który pokazałby wyborcom Dudy, że choć pojawił się silny kandydat opozycji, to my też mamy energię. Rafał Trzaskowski mówi o nowej fali zmian i można odnieść wrażenie, że wierzy w to, co mówi.
Kandydat KO zwraca również uwagę na jakość usług publicznych. Państwo i jego instytucje mogą stać się jednym z głównych tematów tej kampanii?
Tak. Oficjalny przekaz ze strony rządzących brzmi dzisiaj tak: Zachód zazdrości nam tego, że podjęliśmy tak zdecydowane działania, że polscy obywatele mogli liczyć na dobrze działające publiczne instytucje. Jednak część ludzi wie z doświadczenia, że nie wszystko wyglądało tak, jak mówi oficjalny przekaz. Kryzys jest wydarzeniem, który ujawnia strukturalne słabości państwa. Wszystko, co zrobią politycy i urzędnicy instytucji centralnych oraz ludzie na pierwszej linii walki z wirusem, będzie na korzyść albo niekorzyść Andrzeja Dudy.
Część wyborców może jednak pamiętać, że z tymi usługami publicznymi nie było tak różowo w okresie rządów Platformy Obywatelskiej i PSL.
Zgadza się. I to będzie wykorzystywane przez rządzących. Pytanie jest jednak takie: ilu wyborców sięga tak daleko pamięcią i w jakim stopniu obecny kryzys odciska swoje piętno na wyobraźni politycznej Polek i Polaków?
Dla opozycji liberalnej kluczowe jest to, jaką wizję państwa przedstawi Rafał Trzaskowski?
Być może pojawi się wątek dychotomii między Polską scentralizowaną a Polską samorządną. To też może być jedna z osi tej kampanii. Atrakcyjna oferta polityczna powinna uwzględniać zarówno rolę samorządów, decentralizację, jak i silne oraz sprawnie działające instytucje. Wciąż jednak nie wiadomo, czy jest polityk, który będzie w stanie przedstawić wiarygodny holistyczny projekt.
Jedynym kandydatem opozycji, który depcze po piętach Rafałowi Trzaskowskiemu, jest Szymon Hołownia. Czy może go prześcignąć?
Hołownia jest eklektyczny, adresuje swój przekaz do wszystkich. Na pewnym etapie budowania własnej pozycji politycznej jest to korzystne. Daleko mu jednak do czarnego konia tej kampanii, mimo wielu pozytywnych cech. W wyborach prezydenckich istotnych jest kilka elementów, które powinny współgrać: osobowość kandydata, program ujęty w kilka prostych haseł możliwych do szybkiej interpretacji oraz zaplecze, struktury.
Część tych warunków Hołownia wydaje się spełniać.
O Szymonie Hołowni można powiedzieć, że ma osobowość telewizyjną. Dobrze wygląda, jest sprawny retorycznie. Jednakże osobowość telewizyjna nie jest tożsama z osobowością polityczną. Tę drugą Hołownia dopiero buduje. Swoje działania opiera na wolontariuszach, bo nie ma struktur, jakie mają partie polityczne. Jeśli chodzi o program, to w opinii publicznej utrwaliło się jedynie hasło przyjaznego rozdziału Kościoła od państwa.
Hołownia nie zaprzecza, że chce budować nowy ruch polityczny.
Odczytuję projekt polityczny Szymona Hołowni jako przyszłościowy – na kiedyś, nie na teraz. Wyobrażam sobie również, że przekaże swoje poparcie w II turze Rafałowi Trzaskowskiemu i w zamian dostanie obietnicę pomocy w różnych przedsięwzięciach. Ale może się też pojawić konkretna propozycja – np. start w wyborach prezydenckich w Warszawie. Dzisiaj to brzmi dość egzotycznie, ale byliśmy świadkami wielu zaskakujących zwrotów w polityce, więc i taki byłby możliwy.
Którzy wyborcy najliczniej pójdą zagłosować w tych wyborach?
Kiedy mamy stabilną sytuację i nic wyjątkowego się nie dzieje, duże zainteresowanie polityką wykazuje 5–6 proc. społeczeństwa. Gdy jednak sytuacja jest nadzwyczajna, jest to nawet 15–20 proc. społeczeństwa. W wyborach uczestniczą oczywiście nie tylko ci zainteresowani, co wskazuje frekwencja. Oznacza to, że kandydaci są w stanie zmobilizować swoje elektoraty, zachęcić niezdecydowanych, a nawet niegłosujących wyborców. Muszą jedynie – a może aż – przekonać obywateli, że znaleźliśmy się w wyjątkowo ważnym momencie.
Dziennik Gazeta Prawna
Czyli jakim?
Ludzie musieliby stwierdzić, że obecny moment polityczny decyduje o przyszłości państwa, a więc także o przyszłości ich samych i ich najbliższych. W Polsce za taki moment polityczny jest uznawany 1989 r. Jeśli ten rok zostanie uznany za równie ważny, to możemy się spodziewać większej niż dotychczas mobilizacji i wysokiej frekwencji, mimo trudnych warunków epidemicznych.
Andrzej Duda musi zrestartować swoją kampanię. Trudno w perspektywie rosnącego bezrobocia utrzymać hasło „Polska dobrobytu”. Będzie to trudne wyzwanie, bo opowieść prezydenta o Polsce jest opowieścią z 2015 r.