Proces wyborczy w Polsce i demokracja zostały postawione na głowie — powiedział w poniedziałek w Brodnicy poseł Krzysztof Śmiszek (Lewica). Wraz z posłanką Joanną Scheuring-Wielgus chcieli przeprowadzić kontrolę poselską w drukarni Samindruk, ale nie zostali wpuszczeni na jej teren.

Śmiszek i Scheuring-Wielgus chcieli w brodnickiej drukarni złożyć pismo z pytaniami dotyczącymi zlecenia druku kart wyborczych, które ta firma miała dostać. Parlamentarzyści chcieli uzyskać m.in. dane zleceniodawcy, datę złożenia zlecenia, przedmiot zlecenia, specyfikację produktu, liczbę zamówionych sztuk, wymiary druku, gramaturę papieru. Chcieli także dowiedzieć się, jaka jest przyjęta technika druku i charakterystyka wzoru graficznego oraz termin płatności, jego forma, sposób pakowania produktu, miejsce odbioru.

Dodatkowo chcieli prosić o przekazanie informacji ws. transportującego przedmiot zlecenia do miejsca składowania, a także tego, kto i jak miał dostęp do drukowanych dokumentów i jaką droga dotarł do spółki plik do druku (czy były był przesłany w formie zaszyfrowanej) oraz w jaki sposób została zorganizowana kontrola drukowanych kart tak, aby nie dopuścić do przejęcia kart przez pracowników lub inne osoby postronne.

Nie zostali wpuszczeni na teren firmy, gdyż jej właściciel powołał się na to, że jest to podmiot prywatny. Posłowie Lewicy wezwali policję, która poinformowała przedstawicieli firmy o możliwości takiej kontroli ze strony parlamentarzystów, ale nie wpłynęło to na zmianę decyzji właściciela.

"My posłowie na podstawie ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora mamy prawo wejść do prywatnej firmy, gdy otrzymuje ona zlecenie od podmiotu publicznego. Zatem błędne i nieprawdziwe jest twierdzenie, że nie możemy wejść na teren prywatnej firmy. Zarząd firmy, który nas nie wpuścił, naruszył tym samym przepisy" - podkreślił poseł Śmiszek.

Dodał, że w tej sprawie złożone zostanie zawiadomienie do marszałek Sejmu Elżbiety Witek ws. uniemożliwienia parlamentarzystom wykonywania ich obowiązków.

"Nie może być tak, że aura tajemniczości towarzyszy procesowi wyborczemu. Nie może być tak, że obywatele mający konstytucyjne prawo dostępu do informacji publicznej o działalności organów publicznych, jak również wydatkowaniu środków publicznych, nie mają przez swoich przedstawicieli możliwości ich uzyskania" - argumentował Śmiszek.

W jego ocenie, na 6 dni przed ogłoszonym terminem wyborów proces wyborczy w Polsce, demokracja w Polsce, zostały postawione na głowie.

Posłanka Scheuring-Wielgus pytała retorycznie, czy ktoś wie dziś, kiedy odbędą się wybory. Wskazywała, że drukarnia w Brodnicy ma obowiązek odpowiedzieć na pytania w sprawie państwowego zlecenia.

"Szereg pytań pozostaje bez odpowiedzi. Liczymy, że przed wyborami dowiemy się wszystkiego o przygotowaniu wyborów, drukowaniu kart (...). Dzisiaj opinią publiczną wstrząsnęła informacja o tym, co zdarzyło się w Głogowie na Dolnym Śląsku. Policjanci zabezpieczyli tam kilkanaście kart wyborczych, które leżały na ulicy. Jak to jest, że na kilka dni przed wyborami każdy przechodzień może znaleźć kartę do głosowania na ulicy?" - pytał poseł Śmiszek.

Pod koniec kwietnia wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin potwierdzał, że Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych już drukuje karty do głosowania na podstawie decyzji premiera wydanej - jak mówił Sasin - "w oparciu o ustawę +antyCovidową+, która nakazała państwowym firmom takim jak Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych oraz Poczta Polska przygotowanie do tych wyborów, tak aby mogły się odbyć w trybie korespondencyjnym".

W ubiegłym tygodniu pojawiły się doniesienia o możliwym wycieku karty wyborczej - jej wzór pokazał na konferencji prasowej kandydat na prezydenta Stanisław Żółtek. Poczta Polska oświadczyła wówczas, że nie może odnieść się do sprawy, ponieważ nie wie, co dokładnie zaprezentował Żółtek. Zapewniła, że jeśli zajdzie taka potrzeba, będzie współpracować "z właściwymi organami państwa". PWPW zapewniła natomiast wtedy natomiast, że "karta wyborcza przygotowana i wytworzona na potrzeby tegorocznych wyborów prezydenckich będzie najlepiej zabezpieczoną kartą wyborczą w historii wyborów w Polsce". Z kolei Ministerstwo Aktywów Państwowych oświadczyło wówczas, że nie odpowiada za druk kart wyborczych, ani za przygotowanie pakietów do głosowania korespondencyjnego i że nie wynajmowało też żadnych prywatnych firm do ich przygotowania.