- To nie brak gotowości poczty jest największym ryzykiem dla przeprowadzenia głosowania korespondencyjnego, tylko brak kompletnej bazy wyborców - mówi Grzegorz Kurdziel, wiceprezes Poczty Polskiej ds. sprzedaży.
Coraz powszechniejsze jest przekonanie, że wyborów 10 maja nie będzie. A wy roznosicie już pakiety wyborcze?
Jesteśmy gotowi, ale czekamy na decyzję i dane ze spisu wyborców.
Skąd macie karty do głosowania, skoro parlament nie przyjął jeszcze ustawy o wyborach korespondencyjnych?
Materiały niezbędne do doręczenia otrzymujemy z Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, która za to odpowiada.
Dane wyborców też spływają? Skąd wiecie, gdzie roznosić pakiety?
Poczta dysponuje wprawdzie bazą danych obywateli, ale to są informacje do poboru abonamentu radiowo-telewizyjnego, więc nie możemy ich wykorzystywać do innych celów. To, co robiliśmy w kwietniu – czyli prośba do samorządów o udostępnienie danych ze spisów wyborców i do resortu cyfryzacji o bazę PESEL – pomogło nam przygotować całą operację dystrybucji kart do głosowania: ustalić, ile pakietów potrzeba w poszczególnych rejonach itp. Natomiast samo doręczanie musi się już odbywać na podstawie najnowszego spisu osób uprawnionych do głosowania w wyborach prezydenckich.
Nie brakuje obaw o bezpieczeństwo danych?
Oprócz bazy abonentów RTV mamy dostęp do wielu innych danych – dostarczamy chociażby przesyłki sądowe. Mamy doświadczenie i odpowiednie procedury. Dbamy o bezpieczeństwo powierzonych nam danych. Poczcie Polskiej można zaufać.
Duża część samorządów przesłała wam informacje o wyborcach?
Pliki przychodzą sukcesywnie, ale wymagają jeszcze obróbki, bo zamiast danych z niektórych samorządów dostajemy pisma. Są gminy, które niczego nie przekazały – nie mamy możliwości zdyscyplinowania ich, nie leży to w naszych kompetencjach.
To jak dostarczycie pakiety? Jest ryzyko, że nie wszyscy je dostaną?
To kwestia poza pocztą. Trudno, żebyśmy dostarczali pakiety, nie wiedząc, gdzie ile doręczyć. My nie organizujemy wyborów, tylko wspieramy ten proces. Wykonujemy po prostu zlecone nam zadania. A nasi pracownicy mogą przy tej okazji dodatkowo zarobić.
No właśnie, ile zarobią? Mówi się o stawce 2 zł brutto za pakiet?
Jesteśmy na etapie ustalania stawek, będą atrakcyjne dla pocztowców.
To będzie dodatkowa praca na zlecenie?
Tak. Nie chcemy z powodu wyborów rezygnować z wykonywania innych zadań.
Czyli listy, paczki, renty i emerytury w tym czasie będą dostarczane?
Tak, niczego nie wstrzymujemy, choć projekt ustawy daje taką możliwość. Mamy wielu stałych klientów i nie możemy ich zawieść.
Rozumiem, że udział w roznoszeniu pakietów wyborczych jest dobrowolny. Ilu jest chętnych i czy to wystarczy?
Do obsługi wyborów potrzebujemy połowy całej załogi – czyli ok. 40 tys. osób. W różnych miejscach Polski jest różna sytuacja, w nielicznych przypadkach bierzemy pod uwagę możliwość, że trzeba będzie zaangażować osoby z zewnątrz, np. rodziny naszych pracowników. Ale nigdzie nie ma ryzyka, że nie będzie komu tego robić.
Skąd weźmiecie pieniądze, by zapłacić ludziom za roznoszenie pakietów?
Zgodnie z decyzją premiera zapłaci za to Skarb Państwa.
Ta decyzja jest generalnie podstawą wszystkiego, co robicie w sprawie wyborów?
Tak. Została wydana na podstawie specustawy o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z koronawirusem.
Ile pakietów przypadnie na listonosza?
Średnio 1,5 tys. na parę. Jedna osoba będzie je wrzucać do skrzynki, a druga odhaczać na liście, ile pakietów umieszczono pod jakim adresem. Nie dlatego, że listonosz sam by sobie nie poradził, ale lepiej, żeby w razie czego było dwóch świadków, aby zachować komisyjność doręczania tej szczególnej przesyłki.
Testis unus, testis nullus – jeden świadek to żaden świadek – mówi łacińska sentencja. Szykujecie się na skargi?
Tak będzie łatwiej zweryfikować ewentualne wątpliwości. W obecnej sytuacji, w czasie epidemii, każde rozwiązanie ma jakieś wady i niesie ryzyko – mówię to jako obywatel. Klasyczne głosowanie to ogromne ryzyko. Gdyby każdy pakiet był przekazywany za potwierdzeniem odbioru, to mielibyśmy 30 mln kontaktów, co również jest niebezpieczne. Wrzucanie do skrzynek w dwuosobowych zespołach wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Minimalizuje zarówno zagrożenie zakażenia, jak i tego, że ktoś nam zarzuci, że nie otrzymał swojej karty do głosowania.
Angażując pocztę w wybory, jako zarząd wciągnęliście pracowników w rozgrywki polityczne.
To niewłaściwe określenie. Po pierwsze, to nie my decydujemy o przeprowadzeniu wyborów i ich formie. Po drugie, skoro już mają się odbyć, to w tak trudnej sytuacji ekonomicznej – a epidemia nas dotknęła i to mocno – jeżeli ktoś zleca naszej firmie wykonanie usługi, za którą płaci, to dlaczego mielibyśmy się nie zgodzić? Tym bardziej że to zlecenie od właściciela (Poczta Polska jest spółką Skarbu Państwa – red.).
Czyli poczta na wyborach zarobi?
Tak. To zlecenie pokryje koszty dodatkowych wynagrodzeń i inne koszty realizacji usługi pocztowej. Skorzystają więc i pocztowcy, i spółka. W ten sposób i tak nie wyrównamy strat, które poczta już poniosła z powodu koronawirusa, ale w tej sytuacji każda złotówka się liczy. Dlatego podkreślam: powiedzieć „nie” takiemu klientowi byłoby działaniem na szkodę spółki.
Jak będzie wyglądało dostarczanie pakietów w miejsca bardziej zagrożone?
W miejscach zamkniętych – jak szpitale zakaźne, więzienia, izolatoria – będziemy dostarczać pakiety do budynku, a dalszą dystrybucją zajmie się kierownictwo danej jednostki.
Pakiety są dezynfekowane?
Nie, nie ma takiej potrzeby. Teraz też ludzie dostają przesyłki w kopertach i tekturowych pudełkach. Zresztą niektóre samorządy, tyle mówiące o zagrożeniu, same wysyłają pisma pocztą. O ile wiem, odpowiedni system ochrony zostanie wypracowany dla komisji wyborczych, otwierających te przesyłki. Ale to już nie leży w naszej gestii.
Jeśli dojdzie do korespondencyjnych wyborów, jednak pocztowcy będą odbierać głosy od osób w kwarantannie. Jak ich zabezpieczycie?
Dostaną maseczki chroniące usta i nos, przyłbice, rękawice i fartuchy ochronne oraz środki do dezynfekcji. Odbędzie się to tak, że nasi pracownicy podstawią pod drzwiami urnę – zaadaptowaliśmy do tego przenośne kontenery do listów poleconych – odsuną się, a wtedy osoby izolowane włożą swoje pakiety. Później te urny dostarczymy komisjom wyborczym.
A osoby bez kwarantanny zaniosą swoje koperty do czerwonych skrzynek pocztowych?
Nie, to będą specjalne skrzynki, które będziemy dopiero ustawiać. Rozmawiamy o tym z gminami i tu nie ma już tak dużego oporu, 75 proc. gmin się z nami w tej sprawie porozumiało. To będą specjalne skrzynki nadawcze. Także przy niektórych placówkach pocztowych staną specjalne skrzynki nadawcze – takich placówek do tego celu możemy wyznaczyć prawie 3,6 tys. Natomiast czerwone skrzynki pocztowe na czas wyborów prezydenckich zostaną zaklejone z informacją, żeby tam nie głosować.
Jak będzie się odbywało wyjmowanie pakietów ze skrzynek, żeby uniknąć nieprawidłowości i podejrzeń o nie?
Też komisyjnie i bezdotykowo. Dostarczymy urny z zamkniętymi wewnątrz kopertami komisjom i na tym nasza rola się skończy. W niedzielę nie będziemy potrzebowali aż 40 tys. osób – maksymalnie 10 tys., a może nawet mniej, jeśli do tego czasu spadnie liczba osób w kwarantannie.
Gdyby wybory miały się jednak odbyć 10 maja, to zdążycie?
To nie brak gotowości poczty jest największym ryzykiem, tylko brak kompletnej bazy danych wyborców. Rozwiązanie tego problemu leży jednak poza nami, poczta jest przygotowana. Nasi pracownicy co tydzień dostarczają więcej przesyłek – ok. 40 mln. I to często trudniejszych w obsłudze, bo dopiero od niedawna część przesyłek poleconych jest wrzucana do skrzynek.