Kim Jong-un po raz ostatni pojawił się publicznie 11 kwietnia. Jego nieobecność wywołała plotki o śmierci lidera KRLD
Od kilku dni nie ustają plotki o domniemanej śmierci przywódcy Korei Północnej. Choć światowe media powołują się na różne źródła, żadne z nich nie wygląda na tyle wiarygodnie, by można było potwierdzić zgon 37-letniego Kim Jong-una. Równie mało wiadomo o tym, kto mógłby być jego następcą, gdy pogłoski okazały się prawdziwe.
„Coś się stało z Kim Jong-unem między 12 a 14 kwietnia, na co wskazuje wiele pośrednich, ale ważnych przesłanek. Nie wiadomo, co dokładnie się stało, bo stanowi to tajemnicę państwową, a w Pjongjangu umieją chronić tajemnice” – pisze na blogu znawca Korei Płn. Andriej Łańkow, na co dzień wykładowca na jednym z uniwersytetów w Seulu. Rosjanin w sobotę twierdził, że Kim „żyje i jego życiu raczej nic nie zagraża”, ale w związku z problemami zdrowotnymi zarazem na pewien czas „będzie odsunięty od życia politycznego”.
Ostatnim pewnym śladem obecności Kima był jego udział 11 kwietnia w posiedzeniu Biura Politycznego Komitetu Centralnego Partii Pracy Korei. Tematem narady – jak czytamy w północnokoreańskim dzienniku „Rodong Sinmun” – były „środki ochrony życia i bezpieczeństwa naszych ludzi przed wielkim światowym zagrożeniem epidemicznym” (choć oficjalnie w KRLD koronawirusa nie stwierdzono) oraz „wykonanie budżetu”.
Kim nie pojawił się już jednak 15 kwietnia na obchodach 108. urodzin swojego dziadka Kim Ir-sena, który notabene mimo śmierci w 1994 r. pozostaje „wiecznym prezydentem” kraju. Od tego momentu trwają medialne spekulacje na temat losu przywódcy. W minioną środę media rządowe podały wprawdzie, że Kim odpowiedział na list gratulacyjny prezydenta Syrii Baszara al-Asada z okazji urodzin dziadka, ale nie pokazały żadnych dowodów, np. aktualnego zdjęcia lidera.
Południowokoreański „Daily NK” pisał, że Kim 12 kwietnia przeszedł operację serca. CNN z powołaniem na źródła w amerykańskim wywiadzie dodawała 21 kwietnia, że od tego czasu jego życie wisi na włosku. Reuters pisał w sobotę, że Chiny, najbliższy sojusznik KRLD, wysłały do Pjongjangu zespół medyczny. Z drugiej strony zwłaszcza w Korei Płd. nie brak głosów bagatelizujących sytuację i twierdzących, że nie ma podstaw, by uznać, że dzieje się coś nadzwyczajnego. „Sensacyjne raporty o zdrowiu Kim Jong-una nie mają praktycznie żadnych podstaw” – dodaje na Twitterze francuski znawca Korei Théo Clément.
Gdy w 2014 r. Kim zniknął na 41 dni, okazało się, że przeszedł operację kostki. Gdyby jednak zmarł, powstałoby pytanie o jego następcę. W myśli wprowadzonej kilka lat temu zmiany prawa władza ma na wieki pozostać w rękach osób z „linii krwi góry Pektu-san”, jak propaganda nazywa dynastię Kimów, co faktycznie przekształciło kraj w monarchię dziedziczną. Przepisy nie określają jednak, kto konkretnie z rodu panującego ma przejmować władzę. Analogie z przeszłości wskazują, że nie musi to być najstarszy syn zmarłego przywódcy (a pierworodny potomek Kima ma 10 lat).
Japoński „Yomiuri Shimbun” napisał, że trwają przygotowania do objęcia władzy przez siostrę lidera Kim Yo-jong. 11 kwietnia, na opisywanej już naradzie, przywrócono ją po roku na stanowisko zastępcy członka politbiura Partii Pracy Korei. 31-latka jest też posłanką i faktycznie kieruje partyjnym wydziałem propagandy i agitacji. Deutsche Welle kilka lat temu podawało, że rodzeństwo jest sobie bliskie od czasu wspólnej nauki w Szwajcarii w latach 90.
Pytanie, czy kobieta – w dodatku tak młoda – zdołałaby umocnić swoją pozycję w silnie zmilitaryzowanych elitach na tyle, by przejąć władzę. W historii Korei znane są przypadki kobiet na szczytach władzy (w XIX w. regularnie były regentkami podczas panowania swoich nieletnich synów), ale w samej KRLD nigdy nie zajmowały stanowisk wyższych niż wicepremier. Amerykański ekspert Michael Madden w rozmowie z „38 North” powiedział, że „z uwagi na patriarchalną naturę Korei Płn. nie jest ona kandydatką do sukcesji”.
„To bieżący układ sił grup interesów (wojskowych, partyjnych, nowobogackich) będzie kluczowym czynnikiem kształtującym przyszłość KRLD” – pisze z kolei Oskar Pietrewicz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. „W przypadku konieczności przeprowadzenia sukcesji najprawdopodobniej doszłoby do regencji. Być może [regentem zostałby] Choe Ryong-hae, będący zastępcą Kima w Komisji Spraw Państwowych i przewodniczącym prezydium parlamentu” – dodaje.