Po Europie i USA walkę z SARS-CoV-2 przyjdzie stoczyć krajom najbiedniejszym. To może być najbardziej nierówny bój ze wszystkich na świecie.
Na Czarnym Lądzie wiele krajów już wie, jak postępować w przypadku zagrożenia epidemicznego. Od czasu wybuchu epidemii Eboli w Gwinei w 2014 r. na lotniskach i w portach międzynarodowych w większości państw monitorowana jest temperatura ciała wszystkich przyjezdnych. W ten sposób pierwszy przypadek koronawirusa stwierdziła u siebie m.in. Demokratyczna Republika Konga.
Afryka działa szybko. Większość państw wprowadziła obowiązkową kwarantannę dla osób wracających z rejonów najbardziej dotkniętych koronawirusem.
Kilka krajów, jak Angola, Egipt, Maroko, Namibia, Nigeria i Sudan, zdecydowało się na całkowite zamknięcie granic, a kilkanaście kolejnych zakazało lotów z krajów objętych pandemią, przez co nad Czarnym Lądem znacząco zmalał ruch lotniczy. Kenia wprowadziła godzinę policyjną. Nigeria zamknęła szkoły w największym mieście, Lagos, po stwierdzeniu zaledwie ośmiu zakażeń w całym kraju. Południowa Afryka, odnotowująca najwięcej przypadków, wprowadziła na trzy tygodnie obowiązkową samoizolację i planuje w ciągu miesiąca postawić mur na granicy z Zimbabwe, który ma zatrzymać napływ potencjalnie zakażonych migrantów.
Ale to za mało. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) właśnie ogłosiła, że to ostatni moment na powstrzymanie koronawirusa w Afryce. Wszystkie znane przypadki choroby na kontynencie zostały przywiezione z zewnątrz, więc WHO zaleciła śledzenie osób, które mogły mieć kontakt z zaimportowanymi przypadkami. Na to jednak może już być za późno. Czarny Kontynent powinien działać nieco inaczej niż reszta świata. – W przypadku Afryki zawieszanie połączeń lotniczych to nie ratunek, lecz olbrzymia przeszkoda – mówił magazynowi „The Africa Report” John Nkengasong, szef Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorobom przy Unii Afrykańskiej.
Na kontynencie, gdzie aglomeracje miejskie oddalone są od siebie czasami o tysiące kilometrów i gdzie brakuje infrastruktury drogowej, dystrybucja sprzętu medycznego jest możliwa jedynie drogą powietrzną. Z powodu zawieszenia wielu lotów Nkengasong narzekał na trudności w zorganizowaniu wysyłek sprzętu medycznego, który ofiarował Afryce biznesmen Jack Ma, współzałożyciel sklepu internetowego Alibaba. Ostatecznie transport z testami na koronawirusa i sprzętem sanitarnym udało się zorganizować i pomoc obiecana przez chińskiego filantropa każdemu krajowi na kontynencie jest rozsyłana z etiopskiej stolicy, Addis Abeby, dokąd trafiła z Chin.
O kolejnych transportach, które odbyły się już do 35 krajów, informuje na swoim Twitterze premier Etiopii Abij Ahmed Ali. Czarny Ląd dysponował wcześniej testami – WHO zaopatrzyła w odpowiednie zestawy 47 krajów i przeprowadziła szkolenia z wykonywania testów. Na razie liczby zakażonych są o wiele niższe niż w Europie i USA, w większości krajów afrykańskich liczba stwierdzonych przypadków nie przekracza 200. Możliwe jednak, że ze względu na ograniczoną skalę badań i utrudniony dostęp do służby zdrowia szacunki są mocno zaniżone.
Co więcej, zagrożenie przyszło nie z kierunku, z którego się spodziewano. Czasopismo medyczne „The Lancet” przewidywało, że koronawirus dostanie się na kontynent z Chin, dlatego niektóre kraje, jak Nigeria, zostały zaliczone do państw o najmniejszym ryzyku. Tymczasem nieoczekiwanie SARS-CoV-2 nadszedł z Europy i Abudża była jedną z pierwszych stolic, która odnotowały obecność wirusa. Jeśli koronawirus wymknie się spod kontroli i liczba zarażonych zacznie lawinowo rosnąć, konsekwencje mogą być porażające.
– Widzieliśmy, co działo się w Chinach i widzimy, z czym teraz mierzą się Europa i Stany Zjednoczone. To dla nich jest dewastujące – mówił Nkengasong. – A my przecież nie mamy nawet w przybliżeniu tego rodzaju zasobów. Jestem bardzo zaniepokojony tym, co może się wydarzyć w Afryce. Musimy postrzegać tę pandemię jako klęskę ekonomiczną, humanitarną i zagrażającą naszemu bezpieczeństwu – dodawał. Kiedy Liberia walczyła z Ebolą w latach 2014–2017, jej PKB kurczył się od 13,7 do 18,7 proc. rocznie.
Jak przewiduje „Foreign Policy”, teraz pandemia w pierwszej kolejności dotknie kraje silnie powiązane gospodarczo z Chinami. Sudan Południowy, którego gospodarka miała rosnąć w tym roku w najszybszym tempie na świecie (prognozowano wzrost o 8,2 proc. PKB), teraz ma na to niewielkie szanse. 95 proc. eksportu tego kraju jest kierowane do Chin, tymczasem w Państwie Środka popyt na ropę, główny towar eksportowy Sudanu Południowego, wskutek koronawirusa spadł o jedną piątą.
Problemem jest też to, że w odróżnieniu od Eboli dzisiaj z pandemią koronawirusa walczą wszyscy, w szczególności dotknięte nim są kraje bogatsze, które z tego powodu mogą być mniej skłonne do pomocy innym. Po epidemii wirusa Eboli anulowano długi najbardziej poszkodowanym państwom zachodnioafrykańskim. Teraz o zawieszenie spłat dla najbiedniejszych krajów apelują Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy. Chodzi o kraje otrzymujące pomoc rozwojową, które będą musiały łącznie spłacić w tym roku 40 mld dol. zadłużenia. Obie instytucje zwróciły się do G20 o ulgę w spłacie pożyczek o wartości 18 mld dol. Te pieniądze miałyby zostać przeznaczone na walkę z pandemią.