Koronawirus nie zatrzymuje się we Włoszech, rośnie liczba przypadków w Lacjum, Piemoncie i Toskanii - odnotował epidemiolog Paolo D’Ancona z Instytutu Zdrowia. W dzienniku „Corriere della Sera” wyraził nadzieję, że restrykcje w kraju przyniosą rezultaty.
W opublikowanej w niedzielę rozmowie D’Ancona podkreślił, że wzrost i spadek zachorowań w najbardziej zaatakowanych przez wirusa regionach na północy może być tymczasowy. Jego zdaniem coś więcej na temat tendencji będzie można powiedzieć w przyszłym tygodniu.
Jak zauważył epidemiolog, w stołecznym regionie Lacjum potwierdzono 320 przypadków , co oznacza, że "wirus krąży". Wskazał następnie, że dokładniejszej oceny sytuacji w centrum i na południu Włoch można będzie dokonać na podstawie obserwacji ciężko chorych przebywających na intensywnej terapii.
"Ci pacjenci są wskaźnikiem tego, jak szerzy się pandemia. W kilka dni może zmienić się wszystko, ale nie spodziewamy się raptownego wzrostu, jaki miał miejsce w Lombardii i Wenecji Euganejskiej" - dodał Paolo D’Ancona przypominając, że w ostatnich dniach wprowadzono we Włoszech "surowe kroki". Ograniczono przede wszystkim możliwość wychodzenia z domu.
"Liczymy na to, że indywidualne zachowania mogą wpłynąć w istotny sposób na ogólny obraz sytuacji" - powiedział.
Podkreślił, że obecnie nie ma podstaw do tego, by stawiać precyzyjne prognozy. "My mamy nadzieję na to, że uda nam się ograniczyć krążenie wirusa" - powiedział lekarz z Instytutu Zdrowia.
"We Włoszech wprowadziliśmy zdecydowane kroki, a zatem czekamy na rezultaty" - wyjaśnił. Zaznaczył, że niewiadomą pozostaje to, jak te restrykcje wpłyną na przebieg zachorowań.
Analizując dotychczasowy bilans Paolo D’Ancona zauważył, że wśród 1441 zmarłych jest 11 osób w wieku od 38 do 50 lat, co jest "nadzwyczaj niskim odsetkiem". Niemal wszyscy obciążeni byli innymi chorobami.
"Ta infekcja jest bardziej niebezpieczna dla osób starszych i pacjentów ze współistniejącymi chorobami. Nasz instytut już zebrał sto kart pacjentów, by w pełni przeanalizować przyczyny śmierci" - wyjaśnił włoski lekarz.
Odnosząc się do danych wskazujących, że wśród pracowników służby zdrowia we Włoszech jest 1500 zakażonych, stwierdził, że należy wyjaśnić, czy zarazili się w pracy, czy też poza nią. Poza tym, zaznaczył, personel medyczny teraz już z większą uwagą stosuje środki ochronne.
Epidemiolog pytany o zalecenia dla obywateli odparł, że zasadą powinno być zawsze zachowanie odległości; także w domu, "w dopuszczalnych limitach".
Lekarz zaapelował, by już przy łagodnych objawach, jak zapalenie spojówek czy zwykłe przeziębienie z gorączką pozostać w domu. "Nie wychodźcie. Pomyślcie, że może to być wina koronawirusa i zastosujcie maksimum prewencji nie mając nawet tego potwierdzenia" - wezwał.
“Unikajcie biegu na test. Nawet nie robiąc go czekajcie na wyleczenie z czegoś, co może być zwykłym podniesieniem temperatury lub objawami podobnymi do grypy. Zostańcie w domu" - poprosił specjalista.
Dotychczas we Włoszech zanotowano ponad 21 tysięcy przypadków koronawirusa. Zmarło 1441 zakażonych nim.