Kto nie musi, nie wychodzi z domu. Kto może, z domu pracuje. W walce z koronawirusem Włochy idą na całego.
Dzisiaj włoski rząd chce zatwierdzić pakiet stymulacyjny dla osłabionej epidemią gospodarki o wartości mniej więcej 10 mld euro. Podstawowym celem jest zachowanie płynności finansowej gospodarstw domowych i małych przedsiębiorstw, w związku z czym pakiet wprowadzi możliwość odłożenia na później spłaty kredytów (w tym hipotecznych), rachunków czy podatków.
To oznacza, że Włochy będą musiały zwiększyć zadłużenie, co w przypadku drugiego po Grecji pod względem jego relacji do PKB kraju w strefie euro wywołuje pewną nerwowość w Unii Europejskiej. Już w ubiegłym tygodniu minister gospodarki Roberto Gualtieri sygnalizował Brukseli, że w związku z epidemią koronawirusa deficyt może wzrosnąć z planowanych 2,2 do 2,5 proc. Wczoraj Reuters, powołując się na źródła zbliżone do kręgów rządowych, podał, że na koniec roku wartość ta może wynieść nawet 2,8 proc.
Bruksela raczej nie będzie oponować, bo w przeciwnym wypadku ryzykuje oskarżenia o brak solidarności – argument, który padnie na podatny grunt w kraju, w którym uważa się, że został pozostawiony samemu sobie podczas kryzysu migracyjnego. Były minister spraw wewnętrznych i lider prawicowej Ligi Matteo Salvini już teraz domaga się pakietu o 10-krotnie większej wartości niż zapowiadany przez rząd.
O takim na razie nikt nie mówi, ale europejscy politycy zostawiają sobie otwarte opcje. W poniedziałek szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wskazywała, że w obliczu „wyjątkowych okoliczności” Wspólnota musi wykazać się elastycznością w kwestiach fiskalnych. Z kolei podczas wczorajszej telekonferencji liderów krajów członkowskich Francuzi domagali się podjęcia stanowczych kroków w celu podtrzymania wzrostu gospodarczego.

Jak na wojnie

Pieniądze są potrzebne, bo we Włoszech na skutek wprowadzonej wczoraj przymusowej kwarantanny dla całego kraju niechybnie spadnie aktywność gospodarcza. Władze zdecydowały się na ten krok po dramatycznym wzroście liczby przypadków wirusa CoV-2. Od soboty we Włoszech diagnozuje się ponad tysiąc infekcji dziennie (tylko w poniedziałek 1,8 tys.) – tyle, ile podczas najgorszych dni w chińskiej prowincji Hubei, gdzie zaczęła się epidemia.
Do decyzji przyczynił się fakt, że już w tej chwili wirus nadwerężył zasoby służby zdrowia. W poniedziałek dziennik „Corriere della Serra” opublikował wywiad z Christianem Salarolim, anestezjologiem z Bergamo, położonego w Lombardii, regionie z największą liczbą przypadków. Salaroli opowiedział, że placówka działa w trybie wojennym, a lekarze przez wzgląd na ograniczone zasoby co chwila podejmują decyzje, komu udzielić pomocy, a komu nie. – Decyzja zapada w specjalnym pomieszczeniu, do którego mogą wchodzić tylko osoby chore na COVID-19. Jeśli pacjent jest w wieku 80–95 lat i ma już poważne problemy z oddychaniem, prawdopodobnie nie przetrwa – mówił Salaroli.
Antonio Pesenti, który nadzoruje działania sztabu kryzysowego w Lombardii, już w niedzielę podniósł alarm, że w regionie kończą się łóżka w szpitalach. Apelował również do Włochów, aby podporządkowali się wskazaniom władz. W niedzielę, kiedy do mediów wyciekł plan wprowadzenia kwarantanny o mniejszym zasięgu (Lombardia i okolice), przebywający tam turystycznie mieszkańcy południa kraju rzucili się do pociągów i samochodów, zmuszając władze w ich rodzinnych regionach do wprowadzenia kontroli na drogach i stacjach kolejowych.

Nie obejrzysz Rafaela

Na razie kwarantanna ma trwać do 3 kwietnia. Jej podstawowym celem jest ograniczenie mobilności, w związku z czym rząd apeluje do mieszkańców, aby zostali w domach i przesiedli się na telepracę. – Jeśli więc mieszkam w Rzymie, a dziewczynę mam w Mediolanie, to nie mogę do niej pojechać. Miłość w tych czasach musi ustąpić przed szacunkiem dla zasad. Jest ważne, abyśmy wszyscy to zrozumieli – tłumaczył wczoraj wiceminister zdrowia Pierpaolo Sileri.
Zakaz nie jest jednak absolutny. Zwolnione z niego są osoby, których praca wyklucza zdalne wykonywanie obowiązków. Włosi mogą też wychodzić na zakupy, a nawet pójść pobiegać do parku lub wyskoczyć do knajpy (te są otwarte, chociaż tylko do godz. 18). Ważne jednak, aby zachowywali wówczas bezpieczną odległość minimum jednego metra od innych oraz żeby mieli ze sobą pisemne uzasadnienie wyjścia z domu, którego formularz dostępny jest na stronie resortu spraw wewnętrznych. Za kłamstwo mają grozić konsekwencje.
Przypomina to nieco środki ostrożności wprowadzone w chińskiej prowincji Zhejiang, gdzie na kartkach odnotowywano liczbę wyjść z domu (każde gospodarstwo domowe mogło oddelegować kogoś do sklepu raz na dwa dni). W uzasadnionych przypadkach dopuszczalne jest także przemieszczanie się między miastami. Do 3 kwietnia nieczynne są szkoły i uniwersytety, nie odbywają się wydarzenia sportowe, zamknięte są placówki kulturalne.
Kulturalne kręgi Rzymu zasmucił szczególnie ten ostatni fakt, ponieważ 5 marca w Stajniach Kwirynalskich otwarto bezprecedensową wystawę „Raffaello 1520–1483” zorganizowaną z okazji 500. rocznicy śmierci słynnego malarza Rafaela Santiego. Kuratorom wystawy udało się zgromadzić 120 prac artysty; zgodnie z pierwotnym planem miała być ona czynna do początku czerwca.

Amuchina!

Pierwsze dni kwarantanny okażą się próbą nie tylko dla Włoch, ale i całego Zachodu. Kilka anglojęzycznych redakcji już zwróciło uwagę, że skuteczność walki z epidemią będzie testem dla demokracji, zwłaszcza dla możliwości mobilizacji w krótkim czasie olbrzymich zasobów i wprowadzania drakońskich środków. Pierwsze włoskie doświadczenia nie napawają optymizmem. Kiedy w weekend wprowadzono ograniczenia w Lombardii, ludzie i tak wyszli cieszyć się białym szaleństwem na stoki. W kilkunastu więzieniach wybuchły bunty, kiedy osadzeni dowiedzieli się, że walka z wirusem zmniejszy liczbę możliwych wizyt. W wyniku zamieszek parę osób straciło życie, a z jednego zakładu uciekło 50 więźniów (20 wciąż przebywa na wolności).
Włosi starają się jednak nie tracić ducha, czego dowodem jest aktywność w internecie. Hitem we włoskojęzycznej sieci okazał się trzyminutowy klip pod nazwą „CoVmorra” (złożenie fragmentu oficjalnej nazwy koronawirusa z nazwą mafii z Neapolu, czyli Camorry). To parodia serialu „Gomorra”; oto dwóch bohaterów spotyka się, aby omówić nowy biznes. „Co to będzie? Morfina? Amfetamina? Kodeina” – zastanawia się jeden z nich. „Amuchina!” – odpowiada drugi, wyjmując zza pazuchy zawiniętą w gazetę buteleczkę z noszącym tę nazwę środkiem dezynfekującym do rąk.