Za niespełna tydzień na specjalnym szczycie w Brukseli unijni przywódcy spróbują znaleźć kompromis ws. budżetu UE na lata 2021-2027. Rozmowy będą trudne, bo bogatsze kraje chcą płacić mniej do unijnej kasy, a biedniejsze nie chcą cięć w finansowaniu polityki spójności.

Pat w sprawie budżetu między krajami członkowskimi trwa od kilkunastu miesięcy. Po jednej stronie są państwa, które są największymi odbiorcami unijnych funduszy i sprzeciwiają się cięciom, po drugiej - płatnicy netto, czyli kraje Zachodu, które do budżetu dorzucają więcej, niż z niego czerpią.

Wielomiesięczna stagnacja i podziały między państwami doprowadziły nawet do zamrożenia rozmów w sprawie unijnych wieloletnich ram finansowych z krajami UE przez Parlament Europejski, który kilkakrotnie apelował o przyspieszenie prac nad budżetem.

Do zbliżenia stanowisk nie udało się doprowadzić byłemu przewodniczącemu Rady Europejskiej Donaldowi Tuskowi, a w drugiej połowie roku także Finlandii, które sprawowała wtedy prezydencję w Radzie UE. Finowie co prawda wysunęli propozycję unijnego budżetu, ale zakładała ona jeszcze większe cięcia niż to, co jeszcze w 2018 roku zaprezentowała Komisja Europejska. Spotkało się to z mocną krytyką części krajów.

W grudniu prowadzenie rozmów przejął nowy przewodniczący Rady Charles Michel, który, mimo sceptycyzmu wielu dyplomatów w Brukseli, zwołał na przyszły czwartek specjalny unijny szczyt w sprawie budżetu. W efekcie, jak powiedział PAP jeden z unijnych dyplomatów, 20 lutego na szczycie strony będą musiały "wyjść z okopów i zacząć rozmawiać z przeciwnikiem”.

Michel rozpoczął też konsultacje z przywódcami, by sprawdzić, na ile są w stanie zrobić krok w tył, by osiągnąć kompromis. Urzędnicy w Brukseli obawiają się, że przedłużający się pat w sprawie budżetu może osłabić wiarygodność UE wśród obywateli Wspólnoty. Panuje jednak przekonanie, że w rozmowach nie uniknie się tarć między państwami.

„Kraje, które są płatnikami netto, nie mają już złudzeń co do tego, by Europa Środkowo-Wschodnia była gotowa zgodzić się na jakieś większe cięcia. Płatnicy netto powoli godzą się, że będą musieli zapłacić więcej” – powiedział PAP jeden z dyplomatów z regionu Europy Środkowej.

„Państwa, które otrzymują najwięcej z unijnego budżetu, będą musiały zaakceptować, że budżet będzie mniejszy” – mówi z kolei dyplomata z zachodnioeuropejskiego kraju.

Część dyplomatów wskazuje, że Michel nie chce jednak otwartej konfrontacji, by nie popsuć już i tak napiętych stosunków między bogatszymi i biedniejszymi państwami członkowskimi.

Argumentem zwolenników mniejszego budżetu jest brexit i fakt, że po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE budżet unijny zmniejszy się o ok. 60 mld euro. Rządy bogatych krajów Zachodu chcą przy okazji negocjacji budżetowych pokazać swoim społeczeństwem, że walczą o każdy grosz podatników.

Z kolei państwa, które chcą utrzymania budżetu bez cięć, wskazują, że luka wynikająca z brexitu może być uzupełniona z pomocą nowych źródeł finansowania, na które wskazują też instytucje unijne. O takich źródłach mówił np. premier Mateusz Morawiecki po ubiegłotygodniowym spotkaniu w Brukseli z Michelem, wskazując na możliwe opłaty od plastiku czy działania wielkich korporacji na jednolitym rynku. Inne dyskutowane źródła to podatek od przewoźników lotniczych czy podatek węglowy.

Tu jednak problemem są decyzje polityczne i podziały we Wspólnocie. Przykładowo w przypadku podatku cyfrowego, który jest jedną z propozycji zasilenia budżetu dodatkowymi pieniędzmi, UE czeka na opinię OECD, która ma pojawić się w drugiej połowie roku.

Dodatkowo w budżecie mają pojawić się nowe priorytety, takie jak zmiany klimatu, obronność czy migracja, a to oznacza też – jak podkreślają kraje przeciwne cięciom – konieczność znalezienia nowych środków na ich realizację. Ich zdaniem budżet nie może więc być mniejszy niż poprzedni.

Inną problematyczną kwestią, która będzie musiała być rozwiązana na poziomie Rady Europejskiej, będą rabaty w budżecie. Na unijne ramy finansowe składają się składki członkowskie państw, obliczane proporcjonalnie do ich dochodu narodowego. Część krajów płaciła jednak mniej niż powinna według tej zasady, bo w toku negocjacji wywalczyła sobie rabat.

Najbardziej znanym rabatem dysponowali Brytyjczycy, którzy jednak 31 stycznia opuścili Wspólnotę. Takie rabaty mają również np. Holandia, Szwecja czy Dania, ale KE chciała, żeby w nowym budżecie już ich nie było. Ta kwestia może się też okazać sporna podczas rozmów budżetowych.

„Myślę, ze dla niektórych państw członkowskich, szczególnie dla Niemiec czy Holandii, kwestia rezygnacji z rabatów będzie niezwykle trudna” – powiedział.

Pytaniem otwartym pozostaje też budząca kontrowersje propozycja powiązania unijnych funduszy z praworządnością. Choć KE przedstawiła ją w 2018 r. przy okazji prezentacji budżetu, to prawnicy Rady Europejskiej w wydanej opinii odnieśli się do niej krytycznie, wskazując na brak kryteriów oceny praworządności. Podobną opinię wyraził też Europejski Trybunał Obrachunkowy. Nieoficjalnie mówi się w Brukseli, że Michel może przedstawić własną propozycję w tej sprawie.

Budżet unijny musi zostać przyjęty jednomyślnie.