- Pierwszy pomysłu zbombardowania obozu pojawiły się po 1941 r. Odrzucono je jako niepraktyczne - mówi Dr Piotr Setkiewicz, historyk, kierownik Centrum Badań KL Auschwitz.
DGP
Co się działo 27 stycznia 1945 r., gdy wyzwolono niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny Auschwitz?
Trudno mówić o bitwie o KL Auschwitz. Wojska niemieckie się wycofywały, a za nimi postępowały jednostki Armii Czerwonej. Do poważniejszych walk w samym Oświęcimiu nie doszło. Niemieccy obrońcy mieli tu działa przeciwlotnicze na stałych podstawach, więc wystrzelili całą amunicję i uciekli. Do większych starć doszło kilka kilometrów na północ od Oświęcimia. Te oddziały, które nacierały wprost ze wschodu, nie spotkały się z większym oporem. W całym powiecie oświęcimskim zginęło wówczas ok. 230 radzieckich żołnierzy.
W momencie wyzwolenia w obozie było ok. 7 tys. więźniów.
To byli ci, którzy nie dali rady wyjść o własnych siłach i dołączyć do ewakuacji rozpoczętej przez Niemców 10 dni wcześniej. Powszechne było wśród więźniów przekonanie, że ci, którzy zostaną, zostaną zamordowani jako świadkowie zbrodni SS. Miało to tragiczne konsekwencje, bo nawet więźniowie, którzy byli chorzy lub wyczerpani, starali się ewakuować. Po kilku kilometrach, gdy nie mieli już sił iść, byli zabijani przez esesmanów. Większość z tych 7 tys. wyzwolonych to Żydzi. Więźniów Polaków Niemcy w znacznej mierze ewakuowali wcześniej.
Obóz wyzwoliła armia radziecka pod koniec wojny. Dlaczego alianci nie zareagowali wcześniej?
Po pierwsze, nie bardzo było wiadomo jak. Po drugie, przez długi czas wiele osób uważało informacje o Zagładzie za przesadzone, nie dawano im wiary. Na Zachodzie określano je mianem niepotwierdzonych. Wczesne pomysły zbombardowania Auschwitz pojawiły się już po 1941 r., gdy informacje przekazane przez konspirację rtm. Witolda Pileckiego zaczęły docierać do Londynu. Rząd polski zwrócił się z tym do Brytyjczyków, chodziło o zbombardowanie ogrodzenia obozu i koszar SS, aby ułatwić więźniom ucieczkę.
Ci odmówili, twierdząc, że akcja byłaby „niepraktyczna”, a alianci koncentrują wysiłki na bombardowaniach Niemiec. Takie działanie wymagałoby od nich przesunięcia części zasobów i nie było pewności, czy bomby nie uśmiercą więźniów w pobliskich barakach. Pojawiała się też argumentacja, że w wyniku zmasowanych bombardowań Niemcy wkrótce skapitulują i w ten sposób więźniowie zostaną uratowani.
Takie bombardowanie było wykonalne?
Operacja polegająca na wysłaniu grupy alianckich samolotów z Włoch do zbombardowania komór gazowych była możliwa praktycznie od końca 1943 r. Owszem, wymagała pewnych przygotowań i kłopotliwej operacji logistycznej, przesunięcia jednego, dwóch dywizjonów lekkich bombowców, ale była możliwa. Już w 1944 r., po fali artykułów prasowych na Zachodzie o obozach Zagłady, politycy zdawali się akceptować taką ideę, ale napotkali na sprzeciw generałów. Ci byli zajęci kontynuowaniem powietrznej ofensywy przeciwko niemieckiemu przemysłowi i miastom. Zadania wykonywali rutynowo, a bombardowanie obozu byłoby operacją niestandardową, wykonywaną z niskiego pułapu, aby mogło być precyzyjne, przeciw „celowi niewojskowemu”. Ostatecznie chyba nikt nie chciał podjąć tej decyzji. Co prawda latem 1944 r. amerykańskie latające fortece zbombardowały fabrykę chemiczną w pobliżu Oświęcimia, ale był to atak z dużej wysokości. Przy takim bombardowaniu krematoriów, przy takim rozrzucie bomb, liczba ofiar wśród więźniów mogła być wielka.
Dlaczego dyskusja wokół KL Auschwitz wciąż jest taka żywa?
Ponieważ to jedno z najważniejszych wydarzeń w dziejach ludzkości. Nigdy wcześniej nie próbowano zgładzić całego narodu tylko według kryteriów narodowościowych, czy – jak mówili hitlerowcy – rasowych. Ofiarami mieli być wszyscy Żydzi. Wcześniej wojny prowadzono w celu zdobycia łupów, ziemi czy niewolników, a w Auschwitz chciano zgładzić cały naród tylko i wyłącznie z powodu obłąkańczej ideologii. KL Auschwitz to ponadto największy cmentarz ludzkości. Nigdzie na świecie nie zamordowano tak wielu osób na tak małym terenie. Także polskich elit intelektualnych oraz bardzo wielu Romów. Po II wojnie światowej istniała obawa, że to się może powtórzyć. Ci, którzy chcieli tego uniknąć, wykorzystywali symbolikę Auschwitz, by przed tym przestrzec.
Jak pan odbiera polsko-rosyjską dyskusję i próby zmiany przez Rosjan interpretacji II wojny światowej?
Jestem historykiem, a to pytanie do polityków. Na poziomie faktów jesteśmy w stanie porozumieć się z wieloma naukowcami rosyjskimi. Jakość przekazu politycznego Rosji w ostatnich tygodniach pokazuje, że w przygotowanie tych wypowiedzi nie byli zaangażowani profesjonalni badacze. Są one mocno niespójne i w wielu miejscach w oczywisty sposób nieprawdziwe. Dlatego obawiam się, że w tym wypadku dialog jest niemożliwy. Ale podkreślę, że znam spore grono rosyjskich historyków, profesjonalistów, z którymi da się rozmawiać. Niestety to, czy jest to akurat możliwe, zależy od polityków.