Krytyka i szyderstwa z Demokratów zdominowały czwartkowe wystąpienie prezydenta Donalda Trumpa na wiecu w Toledo w stanie Ohio. Przywódca USA zachwalał też swoją politykę gospodarczą i decyzję o zabiciu irańskiego generała Kasema Sulejmaniego.

Podczas wiecu prezydent zapewniał, że Stany Zjednoczone szukają przyjaciół, a nie wrogów i podkreślał, że ma nadzieję, iż "wspaniałe wojsko" USA nigdy nie będzie musiało być użyte. "Jeśli odważysz się grozić naszym obywatelom, to robisz to na własne, śmiertelne ryzyko" - zastrzegł.

Nazwał Sulejmaniego "sadystycznym masowym mordercą" i "królem przydrożnych bomb". W ocenie prezydenta USA irański generał był odpowiedzialny za śmierć tysięcy amerykańskich żołnierzy i "intensywnie planował" dalsze ataki.

Trump podkreślał, że grudniowy atak na amerykańską ambasadę w Bagdadzie nie skończył się tak, jak przed siedmioma laty w Libii. "To było przeciwieństwo Bengazi" - zaznaczył.

W ataku islamistów na konsulat USA w libijskim Bengazi w 2012 roku śmierć poniósł m.in. ambasador Stanów Zjednoczonych. Trump regularnie krytykował swojego poprzednika Baracka Obamę za dopuszczenie do zabójstwa dyplomaty USA i zarzekał się, że za jego prezydentury nie dojdzie do podobnej sytuacji.

Oceniając czwartkową wypowiedź Trumpa telewizja CNN zakwalifikowała ją jako kolejny przejaw "niekończącej się obsesji na punkcie Obamy".

Sprawa Sulejmaniego była centralnym problem omówionym przez Trumpa w tej części przemówienia, która dotyczyła polityki międzynarodowej i polityki bezpieczeństwa. Amerykański prezydent skrytykował Demokratów, którzy - jak to ujął - "wyrazili oburzenie" zabiciem tego wpływowego na Bliskim Wschodzie wojskowego.

Trump wyjaśnił, że nie poinformował Kongresu o ataku na irańskiego generała, gdyż decyzję trzeba było podjąć szybko i nie było czasu na konsultacje. Wzbudzając śmiech tłumu drwiąco imitował rozmowy telefoniczne z przedstawicielami Demokratów, jakie musiałby odbyć. Uznał też, że nie mógł uprzedzić polityków tej partii o planowanym ataku wojsk USA, bo ci przekazaliby te informacje mediom.

Trump zarzucił Adamowi Schiffowi, szefowi komisji wywiadu Izby Reprezentantów, prominentnemu działaczowi partii demokratycznej, "przecieki" do "oszalałego CNN". Posunął się przy tym do wycieczek personalnych, mówiąc, że Schiff ma "szyję (cienką) jak ołówek" i kupuje koszule z najwęższymi kołnierzykami, które i tak "owijają mu się luźno wokół szyi".

Naśmiewał się również byłego wiceprezydenta Joego Bidena za mylenie Iraku z Iranem. Senatora Berniego Sandersa nazwał zaś "szalonym", a szefową Izbę Reprezentantów, Nancy Pelosi określił jako "znerwicowaną".

Przywódca USA powiedział, że nie wie, jak powinno wymawiać się nazwisko Pete'a Buttigiega, pretendenta do nominacji Demokratów w wyborach prezydenckich. Oceniał, że najlepiej nazywać go "burmistrz Pete".

Podczas gdy jego administracja "tworzy miejsca pracy i zabija terrorystów", Demokraci w Waszyngtonie marnują czas na "polowania na czarownice" - ocenił Trump. Określeniem tym Trump wielokrotnie dezawuował parlamentarne śledztwo ws. ewentualnego usunięcia go z urzędu.

Znaczną część swojego wystąpienia prezydent Trump poświęcił zachwalaniu swojej polityki gospodarczej. Podkreślał, że przed rozpoczęciem jego prezydentury fabryki w USA były zamykane, natomiast jego administracja stworzyła 7 mln dodatkowych miejsc pracy.

Podobnie jak podczas poprzednich wieców prezydenta wypowiedzi Trumpa tłum przerywał okrzykami "USA" i "cztery kolejne lata".

Ohio, które wchodzi w skład zdominowanego przez przemysł ciężki tzw. Pasa rdzy w północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych, uznawane jest za jeden z kluczowych stanów w amerykańskiej kampanii wyborczej.

W 2016 roku Trump zwyciężył tutaj z przewagą ok. ośmiu punktów procentowych nad swoją kontrkandydatką z Demokratów Hillary Clinton. Tegoroczne sondaże wskazują jednak, że prezydenta czeka w Ohio bardziej zacięta walka o zwycięstwo niż cztery lata temu.(PAP)