Wszystko, co dzieje się w związku z Bliskim Wschodem, wskazuje na pewnego rodzaju wojnę nerwów, wymianę ciosów, która dobrze by było, żeby się skończyła i mam nadzieję, że się skończy - powiedział w środę wieczorem premier Mateusz Morawiecki.

Morawiecki przybył do stolicy Niemiec, by wziąć udział w kongresie ekonomicznym, zorganizowanym przez koncern medialny Axel Springer. Spotkał się też na krótkim briefingu z dziennikarzami.

"W odniesieniu do sytuacji na Bliskim Wschodzie, myślę, że pojawiają się nadzieje na to, żeby nastąpiła tam rzeczywiście deeskalacja. Żeby ten poziom napięcia był mniejszy. Tak odczytuję ostatnie oświadczenie prezydenta (Donalda) Trumpa. I mam nadzieję, że nie dojdzie do dalszego wzrostu napięć, do jakichś prowokacji" - mówił polski premier, przypominając, że w Iraku stacjonują polscy żołnierze w ramach misji szkoleniowej.

"Jest duża nadzieja, że sprawy pójdą w lepszym kierunku niż jeszcze rano, czy w nocy się wydawało" - dodał Morawiecki i podkreślił, że Warszawa chce doprowadzić do obniżenia napięć w regionie. Ujawnił, że Polska, ze swoimi partnerami z NATO, ale też poprzez dobre kontakty na Bliskim Wschodzie, zabiega poprzez swoją dyplomację o to, aby konflikt na Bliskim Wschodzie "raczej przygasł niż uległ eskalacji".

Pytany przez dziennikarzy o zaangażowanie NATO, Morawiecki oświadczył, że odradzałby Sojuszowi "jakąś odruchową reakcję w jakąkolwiek stronę - albo gwałtownego wycofania się, albo jakiegoś eskalowania obecności czy eskalowania tych napięć".

Odnosząc się z kolei do środowego, wieczornego oświadczenie prezydenta USA Donalda Trumpa - pierwszego po ataku rakietowym w nocy z wtorku na środę na amerykańskie bazy wojskowe w Iraku - stwierdził, że "trudno z całą pewnością przesądzać i interpretować słowa przywódców państw, które są zaangażowane w ten konflikt". W rozumieniu polskiego premiera było to jednak dążenie w kierunku zmniejszenia napięcia, co -według niego - jest bardzo ważnym sygnałem.

Amerykański przywódca zapowiedział m.in. sankcje na Iran; zapowiedział też, że zwróci się do NATO o większe zaangażowanie na Bliskim Wschodzie.

Szef rządu RP zwrócił uwagę, że w nocnym ataku rakietowym nie zginęli przedstawiciele państw NATO i że polskim żołnierzom nie groziło niebezpieczeństwo w związku ze wzrostem napięcia na Bliskim Wschodzie.

"To wszystko wskazuje na pewnego rodzaju wojnę nerwów, wymianę ciosów, która dobrze by było, żeby się skończyła i mam taką nadzieję, że ona się skończy i że do tego zmierzają dzisiejsze wypowiedzi, które do mnie docierają" - podkreślił premier.