Zaklęcia Jensa Stoltenberga na temat jedności paktu niczego nie zmieniają. NATO jest coraz bardziej podzielone, a jego członkowie nie szczędzą sobie złośliwości
– Patrzę na Macrona i myślę, że potrzebuje ochrony bardziej niż ktokolwiek inny, a widzę, jak zrywa z NATO – mówił wczoraj w Londynie Donald Trump.
Dodał, że słowa francuskiego prezydenta o śmierci mózgowej Sojuszu były „bardzo, bardzo niegrzeczne”. Jakby tego było mało, dosłownie chwilę wcześniej Waszyngton zapowiedział nałożenie ceł na towary znad Sekwany. To odpowiedź na plany wprowadzenia w Unii podatku cyfrowego, którego orędownikiem jest Paryż. Uderzy on przede wszystkim w gigantów z USA.
Iskry, jakie lecą na linii Francja – Stany Zjednoczone, nie wywołają jednak takiego pożaru, jak działania Turcji – nadal nie ma pewności, jaką ostatecznie decyzję podejmie w sprawie planów ewentualnościowych dla Polski i krajów bałtyckich.
W ubiegłym tygodniu pojawiła się informacja, że Ankara będzie blokowała strategiczne dla Warszawy rozwiązania, dopóki NATO nie uzna kurdyjskiej partyzantki działającej w północnej Syrii (YPG) za organizację terrorystyczną. W piątek ambasada turecka w Warszawie próbowała dementować doniesienia o wecie. Jej stanowisko – wysłane m.in. do redakcji DGP – było jednak mało wiarygodne.
W poniedziałek Agencja Reutera opublikowała rozmowę z sekretarzem obrony USA Markiem Esperem, który jasno dał do zrozumienia, że Waszyngton naciska na Turcję, by ta wycofała się z blokowania planów obrony wschodniej flanki Sojuszu. – Musimy iść z tymi planami do przodu. Projekt nie może być zakładnikiem partykularnych obaw – mówił Esper. Nie zmienia to faktu, że w tej kwestii wymagana jest jednomyślność 29 państw. I jeśli – coraz cieplej spoglądająca w stronę Moskwy – Ankara nie wycofa swojego sprzeciwu, plany nie zostaną przyjęte.
To, że podczas jubileuszowego wydarzenia panuje gęsta atmosfera, podkreśla również fakt, że w oficjalnych dokumentach nie napisano nawet, że jest to „szczyt”. Choć do tej pory podobne wydarzenia określano wprost terminem „summit”, to tym razem użyto określenia „leaders meeting” (czyli spotkanie przywódców).
Jak przekonywał w rozmowie z DGP przedstawiciel Andrzeja Dudy, również Polska nie leciała do Londynu z wielkimi oczekiwaniami. Tym razem chodziło o utrzymanie status quo.
Spotkanie w Londynie nie skróci długiej listy problemów trawiących Sojusz Północnoatlantycki. Prezydent USA do spraw paktu nie ma głowy ze względu na grożący mu impeachment.
Dzisiejszy szczyt NATO i zaplanowana tam seria zakulisowych rozmów przywódców państw sojuszniczych będą w dużej mierze szukaniem właściwej odpowiedzi na słowa Emmanuela Macrona. Francuski prezydent w wywiadzie dla „The Economist” podważył żywotność sojuszu, określając jego stan jako „śmierć mózgową”. Wczoraj atmosferę podgrzał dodatkowo Donald Trump. Tuż po przyjeździe do stolicy Wielkiej Brytanii prezydent USA słowa francuskiego kolegi skwitował jako „obraźliwe” i „złośliwe”.
O znaczenie słów gospodarza Pałacu Elizejskiego zapytaliśmy analityków Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP). – Francuzi obawiają się, że NATO nie gwarantuje już bezpieczeństwa Francji i Europie. Silny wpływ na taką ocenę ma turecka ofensywa w północnej Syrii, która z francuskiego punktu widzenia wzmacnia zagrożenie terrorystyczne – mówi nam dr Jana Puglierin, ekspert ds. bezpieczeństwa DGAP.
Nasza rozmówczyni jest przekonana, że niemiecki świat analityki w dużej mierze dzieli obawy Macrona co do kryzysu koordynacyjnego Sojuszu. Zwraca jednak uwagę na istotę sporu na linii Berlin – Paryż w sprawach bezpieczeństwa Europy. – Macron uważa, że wiele problemów można rozwiązać, rozmawiając z Rosją. Niemcy oceniają to krytycznie. I nie mam na myśli tylko naszej eksperckiej bańki, ale i wielu polityków. Nie tylko w CDU, ale także wśród Zielonych – twierdzi.
Berlin przed dzisiejszymi rozmowami w stolicy Wielkiej Brytanii przyjął zupełnie inną taktykę niż Francja. W ostatnich tygodniach wielu kluczowych polityków – z kanclerz Angelą Merkel na czele, podkreślało niepodważalność aliansu. NATO zaczął wychwalać nawet szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas, który wcześniej wielokrotnie postulował konieczność emancypacji Europy od USA. – Uważam, że obaj partnerzy koalicyjni w Berlinie są przynajmniej świadomi kluczowego znaczenia NATO dla bezpieczeństwa Niemiec i Europy. Mają świadomość, że krótko- i średnioterminowo Sojuszu nie da się zastąpić – uważa Puglierin.
Żeby zupełnie nie zignorować Paryża, szef niemieckiego MSZ zaproponował, żeby dziś w Londynie rozpatrzyć powołanie komisji, która miałaby przygotować reformę sojuszu. – To jest typowo niemiecki sposób rozwiązywania problemów międzynarodowych. Tworzenie komisji, a potem długa dyskusja na dany temat, jak pokazuje doświadczenie, do niczego konstruktywnego nieprowadząca – krytykuje prof. Krzysztof Miszczak z Instytutu Studiów Międzynarodowych SGH w Warszawie. – Dzisiaj Niemcy nie mają żadnych pomysłów i strategii na własną politykę bezpieczeństwa. Jest to typowe państwo chcące zachować status quo – ocenia nasz rozmówca. – Jeżeli w NATO nie ma ekspertów zdolnych do opracowania reform tej organizacji, to żadna komisja zewnętrzna też tego nie zrobi. Uważam takie inicjatywy za osłabianie Sojuszu – dodaje.
Niemcy będą mieli jednak kluczowy wpływ na stan NATO, także dzięki personaliom. Ursula von der Leyen, która w poniedziałek rozpoczęła pracę jako szefowa Komisji Europejskiej, jeszcze do niedawna pełniła funkcję ministra obrony RFN. W kraju na stanowisku zastąpiła ją Annegret Kramp-Karrenbauer, która jest jednocześnie szefową CDU i kandydatką do przejęcia fotelu kanclerskiego po Angeli Merkel. Obie dobrze się znają. Dewizą von der Leyen było stawianie na pakt transatlantycki przy jednoczesnym europeizowaniu systemów bezpieczeństwa. – Kramp-Karrenbauer podziela tę opinię, choć będzie zwracać większą uwagę na współpracę z USA – komentuje Puglierin.
– Uważam, że w dyskusji musi w końcu pojawić się element europejskich sił zbrojnych, armii europejskiej jako wzmocnienie europejskiego militarnego komponentu w słabnącym NATO – uważa prof. Miszczak. Ekspert dodaje, że szanse, aby dziś przywódcy postawili na nowe akcenty lub zmniejszyli napięcia pomiędzy różnymi interesami, są znikome. – Jeżeli państwa natowskie, które mają taki potencjał militarny jak Francja czy Turcja, nie mogą się porozumieć, jeżeli istnieją różne interesy w sprawie obecności NATO na flance wschodniej Sojuszu, na zachodzie i na południu, to ta organizacja, której głównym zadaniem jest wspólne odstraszanie wroga zewnętrznego, nie może już dalej tego fundamentalnego zadania bezpieczeństwa europejskiego wypełniać – mówi.
Dodatkowo w europejskich stolicach zaczyna się odliczanie do wyborów w USA. – W Niemczech czekamy na wyniki wyborów w Ameryce. Nie ma tu naiwnych oczekiwań, że wraz z ewentualnym nowym prezydentem wszystko będzie jak kiedyś. Istnieje jednak wrażenie, że obecne zachowanie wobec sojuszników nie jest normą – mówi dr Puglierin.
Z kolei po drugiej stronie Atlantyku temat przyszłości NATO stał się zakładnikiem spraw wewnętrznych. W kilku komisjach Izby Reprezentantów toczy się śledztwo przeciwko Donaldowi Trumpowi, którego skutkiem może być – w ramach procedury impeachmentu – proces głowy państwa w Senacie i ewentualne pozbawienie urzędu. Sam prezydent nie ma głowy do tego, co się dzieje w Sojuszu i w Europie, bo pochłania go temat kolejnych świadków zeznających w Kongresie, którzy twierdzą, iż próbował on wpłynąć na prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i uzależniał amerykańską pomoc na cele militarne od współpracy Kijowa przy szukaniu haków na jego rywala w nadchodzących wyborach Joego Bidena.
Jak wynika z informacji DGP, niemal do ostatniej chwili nie było wiadomo, jak ma wyglądać skład amerykańskiej delegacji na londyński szczyt na szczeblu roboczych negocjatorów. W efekcie Trump wylatywał do Europy bez konkretnej agendy i zamierzeń. Kryzys pogłębia też chaos w Pentagonie. Od stycznia dwukrotnie zmieniał się szef resortu, a wiele kluczowych stanowisko pozostaje nieobsadzonych.
– Wśród demokratów w Kongresie panuje duże napięcie. Cały wysiłek wkładają teraz w usunięcie Trumpa, czy to na drodze impeachmentu, czy doprowadzenia do przegranej w przyszłorocznych wyborach. Sprawy napięć w Sojuszu Północnoatlantyckim zostawiają na później. Liczą, że nowy, w ich mniemaniu demokratyczny prezydent naprawi szkody wyrządzone przez Trumpa i jego nieudaną dyplomację – mówi nam były urzędnik z kongresowej administracji.