Źródłem dzisiejszego zamieszania w łonie NATO jest konflikt kurdyjsko-turecki trwający od połowy lat 80. Wówczas to partyzancką walkę przeciw władzom w Ankarze rozpoczęła Partia Pracujących Kurdystanu (PKK). Z krótkimi przerwami (jak zawieszenie broni w latach 2012–2015) konflikt między stronami tli się do dziś.
Turcja uważa PKK za organizację terrorystyczną. Z tego względu nie patrzy łaskawym okiem na grupy, które mają z nią związki. W tym syryjskich Kurdów, a konkretnie najważniejszą organizację polityczną reprezentującą ich interesy, czyli Partię Unii Demokratycznej (PYD) oraz jej zbrojne ramię – Powszechne Jednostki Ochrony (YPG), od 2015 r. występujące częściej pod nazwą Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF).
Ankara nie zawsze miała obsesję na punkcie syryjskich Kurdów. Stało się tak dopiero pod wpływem wojny domowej w Syrii, kiedy to kurdyjskie bojówki przekształciły się w poważną siłę i głównego sojusznika w walce z Państwem Islamskim. Kurdowie nie brali jednak udziału w konflikcie od samego początku, czyli do wybuchu syryjskiej arabskiej wiosny pod koniec 2011 r. – do 2014 r. udało im się utrzymać neutralną postawę. Do wojny wciągnęło ich dopiero Państwo Islamskie ofensywą na leżące na pograniczu syryjsko-tureckim miasto Ajn al-Arab, znane również pod kurdyjską nazwą Kobani.
Turcy nie kiwnęli palcem podczas ofensywy ISIS na Kobani, ponieważ mieli nadzieję, że Kurdowie wykrwawią się w walkach. Tym jednak udało się z lotniczym wsparciem koalicji pod wodzą USA odeprzeć dżihadystów. YPG udowodniło swoją wartość bojową Amerykanom, którzy niechętni wysyłaniu własnych żołnierzy do zakończenia walki z ISIS szukali partnerów w Syrii.
Aby skutecznie walczyć z Państwem Islamskim, syryjscy Kurdowie otrzymali szkolenie i sprzęt. Na wyzwolonych spod kontroli Państwa Islamskiego utworzyli własny, quasi-państwowy twór – Rożawę. Turcy dwukrotnie zdecydowali się interweniować, aby powstrzymać rosnących w siłę Kurdów: podczas operacji Tarcza Eufratu na przełomie 2016 i 2017 r. oraz operacji „Gałąź oliwna” w 2018 r. W efekcie Ankara wykroiła z północnej Syrii enklawę pod kontrolą własną i wiernych sobie bojówek.Dziś prezydent Erdoğan chce załatwić w Syrii również inne, swoje problemy. Jak chociażby kwestię 3,5 mln uchodźców. Turecki lider przyjął ich do siebie, kiedy gospodarka kraju miała się świetnie. Dziś to już przeszłość. W związku z tym w kraju pojawił się resentyment przeciw uciekinierom. Erdoğan chciałby ich wszystkich przesiedlić z powrotem do ich ojczyzny. Jedną z proponowanych lokalizacji miałaby być buforowa strefa wzdłuż granicy z Turcją (po syryjskiej stronie).
W Syrii Erdoğanowi pomagają bojówki składające się z lokalnych Turków. To oni asystowali armii, dokonując przy okazji mordów na ludności cywilnej i kurdyjskich żołnierzach. Syryjscy Turkowie nigdy nie byli pierwszoplanową grupą podczas wojny, chociaż zdążyli się już w niej zapisać. Kiedy w 2015 r. Turcy zestrzelili rosyjski bombowiec Suchoj-24, Alparslan Çelik – dowódca jednego z tych oddziałów – zabił uratowanego z maszyny pilota Olega Peszkowa.