- Słyszałem, że łatwiej będzie mi wygrać z Dudą niż z Kidawą-Błońską w prawyborach. Trudno się dziwić. Jestem nową twarzą w PO - mówi w rozmowie z DGP Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania, startujący w prawyborach prezydenckich w Platformie Obywatelskiej.
Szykuje pan już konkretne postulaty programowe dotyczące np. wieku emerytalnego, programów socjalnych czy podatków? Czy mogłyby się stać prezydencką inicjatywą ustawodawczą?
Na razie jestem kandydatem na kandydata. Program ogłoszę w momencie rozpoczęcia kampanii. Znajdą się tam postulaty dotyczące kwestii podatkowych, wieku emerytalnego, obronności kraju czy polityki zagranicznej. Chciałbym wykorzystać dobre rozwiązania w zakresie m.in. polityki senioralnej czy socjalnej, które wprowadziliśmy w Poznaniu i rozszerzyć ich zasięg na cały kraj.
Małgorzata Kidawa-Błońska napisała list do członków PO. Co pan planuje?
W przyszłym tygodniu zamierzam skierować taki list do członków Platformy. Planuję też wiele spotkań na terenie całego kraju. W swoich działaniach stawiam przede wszystkim na szczerość i autentyczność. Nie mam zwyczaju kluczenia, unikania odpowiedzi na niewygodne pytania czy kierowania różnych komunikatów do poszczególnych grup – dla mieszkańców miasteczek mam ten sam przekaz, co dla elektoratu z dużych miast. Mówię, co myślę, bez względu na to, jaki to może mieć wpływ na sondaże.
Czy pana wypowiedzi na starcie kampanii dotyczące małżeństw par jednopłciowych nie przeszkodzą w zdobyciu poparcia centrowego elektoratu PO?
W obecnej sytuacji politycznej rozważania dotyczące małżeństw par jednopłciowych są czysto hipotetyczne. To kwestia wymagająca szerszej debaty, a decyzja w tej sprawie będzie należała przede wszystkim do parlamentarzystów. W perspektywie długoterminowej widziałbym nasz kraj w tej części Europy, w której tego typu rozwiązania są powszechnie akceptowane. Alternatywą jest tutaj model białoruski czy rosyjski, a ja wolałbym, by Polska zmierzała w przeciwnym kierunku, czyli zachodnim.
Kto będzie większym rywalem dla pana w pierwszej fazie kampanii: Andrzej Duda czy Małgorzata Kidawa-Błońska?
Głównym rywalem będzie Andrzej Duda. Czyim? O tym zadecyduje prekampania i osoby głosujące na jej finiszu.
W przypadku Małgorzaty Kidawy-Błońskiej podkreślana jest jej koncyliacyjność. Co będzie pana znakiem firmowym? Chce pan być fighterem?
Gdy trzeba bronić rzeczy dla mnie ważnych, nie waham się tego robić. Stąd mój sprzeciw wobec łamania konstytucji, wykorzystywania mediów publicznych do walki z oponentami politycznymi i prowadzonej przez nich nagonki. Takie działania wymagają zdecydowanej reakcji. Niemniej jednak przez ostatnie pięć lat rządów w Poznaniu pokazałem też, że jestem bardzo koncyliacyjny. Wyrażam to poprzez czyny. Potrafiłem wynegocjować wymianę gruntów z archidiecezją poznańską, stając do rozmów w pozycji wyprostowanej, a nie klęczącej. Z Kościołem współpracuję też w innych obszarach: wydajemy obiady dla bezdomnych, zapewniamy im opiekę zdrowotną, noclegownie, łaźnie. Jestem otwarty na dialog ze wszystkimi środowiskami, bo zależy mi na tym, by w Poznaniu każdy czuł się dobrze, niezależnie od tego, czy ma poglądy konserwatywne, czy liberalne. I to będę podkreślał podczas prekampanii. Będę pokazywał to, co chcę zrobić i co już zrobiłem, a nie to, co mnie odróżnia od Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Ale jaką wizję prezydentury pokaże pan wyborcom z PO?
Chciałbym przenieść moje doświadczenie z Poznania na grunt ogólnopolski. Klimat otwartości powoduje, że nikt się nie czuje wykluczony, bez względu na to, jakiego jest wyznania, jakiej orientacji seksualnej czy jaki jest jego status materialny. Jesteśmy różni, ale możemy żyć razem i się szanować. Poznań ma być dla wszystkich i Polska ma być dla wszystkich. Będę do tego dążył.
Małgorzata Kidawa-Błońska może sięgać po elektorat lewicowy, a pan po jaki?
Moi wyborcy są bardzo zróżnicowani. Jestem w stanie sięgnąć po elektorat lewicowy, ale popierają mnie też osoby o poglądach konserwatywnych, jak Roman Giertych. Bazą są wyborcy centrowi, ale od czterech lat współpracuję z ruchami obywatelskimi i miejskimi. Mam też wsparcie samorządowców, którzy na co dzień odczuwają negatywne skutki decyzji podejmowanych na poziomie centralnym. Na myśli mam przede wszystkim dociążanie samorządów obowiązkami i odbieranie im dochodów. Sama piątka Kaczyńskiego będzie kosztować Poznań ok. 280 mln zł. Chciałbym pokazać, jakie są koszty nieroztropnej polityki rządu, szczególnie dla osób najuboższych, których negatywne skutki takich działań dotykają zawsze najmocniej.
Jakie są pana atuty w porównaniu z Andrzejem Dudą? W jego przypadku podkreśla się, że jest młody, zjeździł ponad 300 powiatów, ma doświadczenie urzędującego prezydenta.
Przede wszystkim jestem prawdziwy, a nie sztuczny. Nie jestem marionetką, nie wykonuję poleceń partyjnych, potrafię oddzielić funkcje polityczne od zadań organu, który reprezentuję. Za moich rządów w Poznaniu nie było emisariuszy PO domagających się zatrudnienia tego czy innego człowieka w jakiejś miejskiej spółce. Nie toleruję standardów pisowskich – dla mnie decydujące są kompetencje, a nie przynależność partyjna. Pokazałem, że można rządzić inaczej, być w partii, a jednocześnie być niezależnym i wiernym swoim ideom. Andrzej Duda nie może tego powiedzieć. Jako prezydent i jednocześnie prawnik powinien być strażnikiem konstytucji, a wielokrotnie i świadomie ją złamał. Ośmieszał urząd, podpisując nocą ustawy, wygłaszając rasistowskie żarty na uczelni, będąc Adrianem z „Ucha Prezesa”. Wystawia nas na pośmiewisko za granicą. To kompletne przeciwieństwo tego, co pokazałem, rządząc Poznaniem.
W kampanii prawyborczej Małgorzata Kidawa-Błońska będzie gołąbkiem pokoju, a pan jastrzębiem?
Oczywiście, jestem ofensywny. Być może mamy różne drogi dochodzenia do kompromisów. Jestem skłonny do ustępstw, ale pozostaję jednocześnie wierny swoim zasadom.
Politycy PiS twierdzą, że Kidawa-Błońska jest o tyle trudnym przeciwnikiem, że trudno ją otwarcie atakować i punktować. Czy to nie jest także problem dla pana?
Ale ja nie mam zamiaru jej punktować. Chcę pokazać swoje cechy i dokonania, sukcesy, których miarą są wyróżnienia międzynarodowe dla Poznania czy poziom bezpieczeństwa w mieście. Celem jest to, by w całym kraju ludzie doświadczali nie nienawiści, ale tolerancji.
To będzie pana kampanijna marka? Z jednej strony twardość wobec PiS, z drugiej – otwartość i tolerancja?
Twardość w zakresie przeciwstawiania się złu…
...a to PiS jest złem?
Jeśli ktoś taki jak pan Banaś zostaje ministrem finansów czy prezesem NIK, jeśli kandydatów na sędziów TK wskazuje się z pominięciem wymogów formalnoprawnych dotyczących wieku tych osób, jak w przypadku Piotrowicza i Pawłowicz, jeżeli ułaskawiane są osoby nieprawo mocnie skazane, to temu trzeba się przeciwstawiać. To samo dotyczy wykorzystywania telewizji publicznej do nękania politycznych przeciwników. Ja to przeszedłem, przeszedł to prezydent Adamowicz, co w jego przypadku skończyło się zabójstwem. Tego nie można tolerować.
Pana zdaniem to była wina telewizji publicznej?
Oczywiście, że tak. TVP pozwała mnie zresztą za tego typu stwierdzenia. Ale prawda jest taka, że to m.in. ta telewizja, przedstawiająca polityków opozycji jako zdrajców narodu, wrogów Polski, wykreowała obecną skalę nienawiści. Wobec mnie też kierowano groźby z zakładu karnego, gdzie skazani są nasączani nienawiścią płynącą z mediów publicznych. Dla mnie związek między tym, co robi telewizja publiczna, a skalą nienawiści w debacie i przestrzeni publicznej jest oczywisty. Skandalicznych działań obozu władzy jest więc dużo, ale potrafię docenić także pozytywy. Wrażenie robią np. wyniki przedsiębiorstwa Polskie Porty Lotnicze i sprawność menedżerska prezesa Szpikowskiego. Cenię sobie też kompetencje i skuteczność pani minister Emilewicz.
Z pana głosu przebija duża doza pewności co do własnej kandydatury.
Ja tej pewności nie mam. Słyszałem wręcz głosy, że łatwiej będzie wygrać mi z Dudą niż z Kidawą-Błońską w prawyborach. Trudno się dziwić. Jestem nową twarzą w PO, działam w niej od pięciu lat, a moja rywalka praktycznie od momentu jej założenia.