Dlaczego system edukacji mija się z potrzebami rynku pracy i co należy zrobić, by młodzi ludzie mogli łatwiej znaleźć na nim swoje miejsce – dyskutowali uczestnicy jednego z paneli podczas Kongresu 590

Media
Z perspektywy postępu technicznego i rozwoju gospodarczego współczesnego świata to absolwenci szkół branżowych i techników są dziś najbardziej atrakcyjną grupą dla pracodawców. Rozwijaniu ich umiejętności i doskonaleniu kompetencji służą między innymi międzynarodowe konkursy umiejętności WorldSkills i EuroSkills. Polska przystąpiła do nich dzięki staraniom Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji – pozarządowej organizacji, koordynującej praktyki i staże polskich uczniów w zagranicznych firmach w ramach programów takich jak Erasmus+ i wielu innych.
WorldSkills i EuroSkills mają w świecie szkół branżowych taki status, jak olimpiada czy mistrzostwa Europy, a w ich organizację angażują się rządy i głowy państw. Tymczasem w Polsce wciąż mało kto o nich słyszał, a szkolnictwo zawodowe nadal kojarzy się z gorszą formą edukacji. Czy w dążeniu do upowszechnienia matur i dyplomów nie zabrnęliśmy w ślepą uliczkę? Co zrobić, by szkolnictwo lepiej odpowiadało na potrzeby rynku pracy? Jakie zawody będą profesjami przyszłości, a które znikną?
Odpowiedzi na te pytania poświęcony był panel dyskusyjny „Branżowa szkoła przyszłości – wyzwania rynku pracy dla młodych ludzi”, prowadzony przez Grzegorza Osieckiego z Dziennika Gazety Prawnej. Udział w dyskusji wzięli prof. Alicja Smolbik-Jęczmień z katedry zarządzania produkcją i pracą Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, dr Paweł Poszytek, dyrektor generalny Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji, Marcin Berta, przedstawiciel firmy DMG MORI Polska ds. ośrodków edukacyjnych, Andrzej Kubisiak, ekspert rynku pracy Polskiego Instytutu Ekonomicznego oraz Tomasz Marmaj, nauczyciel i koordynator wymiany zagranicznej z Zespołu Szkół Ekonomicznych w Rzeszowie.

Odwieczny problem

– Co jest ważniejsze – wiedza czy umiejętności? Postawione przez moderatora dyskusji zagadnienie prof. Smolbik-Jęczmień nazwała „odwiecznym pytaniem systemu edukacji”. Zaznaczyła jednak, że nie powinno się stawiać tych spraw w opozycji. – Wiedza to zestaw informacji, które dajemy młodym ludziom. Ale potrzebne są też umiejętności wykorzystania jej w praktyce. Dlatego moim zdaniem należy pójść krok dalej i dążyć do kształcenia kompetencji, czyli połączenia tych dwóch sfer – mówiła profesor. Jej zdaniem tak się właśnie dzieje, a problem niedopasowania części opuszczających szkoły młodych ludzi do potrzeb pracodawców wynika z niedostatecznego monitorowania losów zawodowych absolwentów oraz zbyt słabego rozpoznania skali zawodów deficytowych i nadwyżkowych.
Tomasz Marmaj przedstawił ten problem od strony nauczyciela-praktyka. Jego zdaniem większość młodych ludzi podejmuje decyzje w sprawach edukacji w sposób przemyślany. Są jednak również tacy, którzy robią to pod wpływem zewnętrznych opinii, często opartych na mitach. Dlatego jego zdaniem pierwsze pytanie na lekcji powinno brzmieć: „Czy naprawdę wszyscy chcą się tego uczyć?”. Taka refleksja pozwala bowiem młodym ludziom, często po raz pierwszy, na nowo przemyśleć swoją drogę edukacji i uniknąć błędnych decyzji oraz marnowania czasu na zajęcia, z których nie będą mieli pożytku.

Ryzyko bierności

Andrzej Kubisiak z PIE przytoczył dane pokazujące, jak problem niedopasowania absolwentów do oczekiwań pracodawców wygląda w skali makro. Młodzi ludzie wciąż są grupą, która ma największe problemy z wejściem na rynek pracy. Bezrobocie wśród nich jest statystycznie dwukrotnie wyższe niż średnia krajowa. Znacznie częściej po pierwszych niepowodzeniach rezygnują oni również z podejmowania jakiejkolwiek aktywności zawodowej. Aż jeden na siedmiu młodych ludzi jest bierny zarówno edukacyjnie jak i zawodowo – nie podejmuje dalszej nauki ani pracy.
– Badania pokazują, że jedna trzecia dorosłych Polaków nie potrafi odróżnić brutto od netto. Możemy uczyć dalej wszystkich cieśnin w Azji czy budowy komórki, ale zawsze na końcu absolwent będzie musiał wynegocjować swoją umowę o pracę – mówił ekspert.
Paweł Poszytek zwrócił uwagę, że kwestia kształtowania kompetencji w polskich szkołach jest elementem podstawy programowej już od 1999 r. – Opisuje ona właśnie kompetencje, a nie treści, których trzeba się uczyć. 20 proc. procent czasu nauczyciel musi poświęcić na pracę typu projektowego, łączącą wiedzę i umiejętności – mówił dyrektor generalny FRSE. – Polski system edukacji należy pod tym względem do bardziej liberalnych w Europie, w przeciwieństwie na przykład do restrykcyjnego systemu brytyjskiego, w którym bardzo dokładnie opisane jest, co nauczyciel może powiedzieć na lekcji, a czego nie.
Zdaniem dyrektora FRSE podstawa edukacji w polskich szkołach jest właściwie skonstruowana, by uczyć kompetencji, to jednak jedynie rama, którą trzeba wypełnić treścią. Tu najwięcej zależy od nauczyciela, co potwierdzają również międzynarodowe badania takie jak PISA. Jednak nauczyciele są właśnie tym elementem systemu edukacji, nad którym najtrudniej zapanować. – Można wprowadzić ogólnonarodowy program „Dobry nauczyciel” i skupić się na ich doskonaleniu, ale chyba nie tędy droga – mówił Paweł Poszytek.

Jak z piekarza zrobić tokarza

Ocenę modelu edukacji zawodowej od strony pracodawców przestawił Marcin Berta, reprezentujący producenta maszyn z wielkopolskiego Pleszewa, zajmującego się też sprzedażą obrabiarek. Jak zaznaczył, patrzy na problem z perspektywy fabryki oraz klientów, którzy do obsługi maszyn potrzebują wykształconych operatorów CNC, czyli obróbki skrawaniem. – Firma oferuje szkolenia, które można nazwać dosłownie „jak z piekarza zrobić operatora”. Bezrobocie jest dziś bardzo małe, dlatego musimy kształcić ludzi, którzy nie byli w czasie edukacji przygotowywani do tej pracy – mówił Marcin Berta. Takie przekwalifikowanie wymaga dwóch miesięcy szkoleń i co najmniej roku praktyki w fabryce pod okiem doświadczonego technika. Wielką pomocą są projekty szkoleń tworzone na potrzeby międzynarodowych konkursów takich jak WorldSkills, pokazujące nowoczesne narzędzia, jakimi można się posługiwać przy kształceniu.
Na problem demograficzny, który będzie definiował polski rynek pracy przez nadchodzące dekady, zwrócił uwagę Andrzej Kubisiak. Zdaniem eksperta PIE nie da się dziś powiedzieć, jakie zawody będą profesjami przyszłości, pewne jest jednak, że luka pomiędzy ludźmi wchodzącymi na rynek pracy a odchodzącymi na emeryturę zwiększy się szybko z obecnych 150 tys. do ponad 300 tys. osób. Rynek pracy będzie się zawężał nawet przy dalszym spadku bezrobocia. Oznacza to konieczność bardzo dobrego planowania edukacji i tworzenia kompetencji oczekiwanych przez pracodawców.
– Może zamiast tych wciąż wypchanych tornistrów trzeba zacząć uczyć korzystania z technologii? – apelował ekspert. Jego zdaniem trzeba zwrócić większą uwagę na kształcenie praktycznych, certyfikowanych umiejętności, pracy zespołowej i zdolności prezentacji tak, by szkoły w większym stopniu przygotowywały młodych ludzi do zmierzenia się z warunkami panującymi na rynku pracy.

Inne modele pracy i kariery

Zdaniem Andrzeja Kubisiaka rewolucja technologiczna nie spowoduje, że maszyny zastąpią ludzi. Poprzednie trzy rewolucje przemysłowe również budziły takie obawy, okazywało się jednak zawsze, że w wyniku postępu technicznego pracę znajdowało coraz więcej osób. Ekspert zaznaczył, że jak dotąd jedyną grupą zawodową, którą w wyniku rozwoju nowych technologii dotknęły duże redukcje, są pracownicy placówek bankowych. Związane jest to z upowszechnieniem się bankowości mobilnej. Kolejną taką grupą mogą być kasjerzy w sklepach, gdy rozwiną i upowszechnią się systemy automatycznego płacenia za zakupy.
Profesor Smolbik-Jęczmień zwróciła uwagę, jak w sytuacji zmieniającego się rynku pracy zmienia się również model kariery zawodowej. – Kiedyś był to jeden zawód przez całe życie i praca w firmie, która w zamian za lojalność i zaangażowanie wyznaczała prostą, linearną ścieżkę kariery. W oparciu o ten model ludzie planowali swoją edukację i życie zawodowe, ale ten etap jest już poza nami. Teraz mamy do czynienia z karierami nieliniowymi, patchworkowymi, ale będącymi własnością człowieka, a nie organizacji – mówiła profesor.
Jej zdaniem zmiana w postrzeganiu kariery zawodowej przez młodych ludzi ma już miejsce, jednak dawne stereotypy jeszcze nie upadły. Trend polegający na tym, że każdy musi mieć maturę lub studia wygasa – młodzi ludzie nie uważają już, że dyplom to przepustka do kariery. Podobnie jest z maturą, do której zdania wystarczy zdobycie 30 proc. punktów. Studia licencjackie również uważane są za łatwe. Jednocześnie wciąż widoczne są opory przed podejmowaniem niektórych zawodów, spowodowane „barierą prestiżu” i pokutującym od czasów PRL-u przekonaniem, że praca w fabryce musi być męcząca, brudna i niebezpieczna.

Polska liderem międzynarodowej wymiany

Zdaniem Andrzeja Kubisiaka Polska ma obecnie dwukrotnie za dużo absolwentów wyższych uczelni. Do takiej liczby nasz model gospodarczy nie jest dostosowany. Brakuje natomiast absolwentów szkół branżowych. Powodem, według eksperta, jest upadek prestiżu szkolnictwa zawodowego, o którym wciąż pokutuje wiele mitów. Dzieje się tak pomimo faktu, że do zdania egzaminu zawodowego potrzebne jest zdobycie 75 proc. punktów, czyli o wiele więcej niż w przypadku matury czy studiów. Oznacza to, że szkolnictwo zawodowe w Polsce jest obecnie na o wiele wyższym poziomie niż ogólnokształcące i studia.
Zdaniem Pawła Poszytka zmienić mogą to programy wymiany międzynarodowej dla uczniów szkół branżowych oraz konkursy, takie jak WorldSkills i EuroSkills. Polska należy do liderów międzynarodowej wymiany. Od 2014 r. w ramach różnych programów na staże i praktyki w zagranicznych firmach i fabrykach wyjechało 100 tys. uczniów techników i szkół branżowych. – To 7 proc. uczniowskiej populacji. Dużo czy mało? – pytał dyrektor FRSE. – W Europie średnia wynosi 3–4 proc., u nas jest dwukrotnie wyższa. Te 7 proc. Komisja Europejska postawiła jako cel do realizacji na 2027 r. – my to mamy już teraz. Inne kraje bardzo nam tego zazdroszczą, tym bardziej że młodzi ludzie wracają z tej wymiany odmienieni – pewni siebie, gotowi do współpracy w ramach międzynarodowych grup. Tylko kto o tym wie i kto słyszał o zawodach WorldSkills?
We wzrost prestiżu szkolnictwa zawodowego angażują się rządy innych krajów. Tegoroczne zawody w Kazaniu, w których wzięli udział uczestnicy z 63 krajów, otwierał premier Rosji Dmitrij Miedwiediew, a zamykał prezydent Władimir Putin. Wśród obserwatorów było wielu członków chińskiego rządu, gdyż następny konkurs odbędzie się w 2021 r. w Szanghaju. W organizację kolejnych WorldSkills w 2023 r. w Lyonie zaangażował się prezydent Francji, Emmanuel Macron. To pokazuje, jak ważne jest dziś dla światowej gospodarki szkolnictwo branżowe.
– Dopiero gdy położymy to wszystko na stole, będziemy mogli zobaczyć, które kraje wygrają tę rywalizację i wykorzystają najlepiej swoją szansę – podsumował dyrektor FRSE.
partnerzy